„No kurna, a przynajmniej tak pisało na opakowaniu.
Żeby nie było, profilowanym… anatomicznie!!!
Szczerze, puszka była jak najbardziej opisowa. Znaczy, no wiecie, widać bylo, co jest w środku. Albo raczej czego oczekiwali. Bo wiecie, w końcu jak coś się zamawia, to czyta się dokładnie opis, no weźcie. Wiadomo, te wszelakie alergie i tak dalej. Próbjesz to z tym, tamto z tamtym i jeszcze może lepiej popić, a może jednak nie… no przecież kurna, kto wie, jak i co po co?
No przecież kot w worku to jednak nie miał być.
Tam, to jednak są inne zasady, czyż nie?
Ale…
… więc przyszła ona przesyłka, pudło wielkie i jasne, ze srebrną wstążką i koronami na papierze, ze znaczkami, które zdawały się śpiewać kolorami, ale… jednak po wszystkim, nie są pewni czy to to, co zamawiali.
Bo choć puszeczka była śliczna, pięknie malowana, to jednak, no jakoś taka milcząca była bardzo. I jeszcze, no właśnie może i on był blond, a w środku był czarnowłosy jak pragnęły, ale jednak… kurcze, coś się nie zgadzało. Nie chodziło już nawet o one róże, czy nazbyt wystające ząbki, no ale…”
(„Sklepik z Niepotrzebnymi” Chepcher Jones)
Z cyklu przeczytane: „Rycerz lata” – … jak zwykle kolejny tom, więc pewno że polecam czytanie od początku, ale jednak…
No właśnie.
Nie wiem.
Może czasem warto wejść w taką książkę od lekkiego środka, choć nie do końca środka, no przesadzam mocno i podcinam i jeszcze plewię… przecież to dopiero czwarty tom, a tyle się wydrzyło. Nasz bohater jest boleśnie samotny, zagubiony, wszystko to, co się wydarzyło zniszczyło jego przyszłość…
A może nie?
Jednak na razie musi sobie poradzić z Królową Zimy, Królową Lata, morderstwem w krainie elfów i jeszcze sobą samym, bo wiecie, zwykle, gdy jego ktoś prosi o pomoc, co ja tam plotę… prosi, jakie prosi, przyszła i postawiła go własćiwie pod stryczkiem i już wykopuje mu ten stołeczek… no więc Harry ma jak zwykle przesrane. Poza tym przesraniem opowieść ona: porywająca, szybka, miejscami przelewająca się sarkazmem i humorem, miejscami aż nazbyt wzruszająca, prawdziwa i ludzka… pełna magii i stworzeń, o których może zapomnieliście…
Tego jest dużo. To uzależnia, więc jeśli Harry wam przypadł do gustu, to kupcie sobie na wakacje wszystkie tomy od razu, polecicie ciurkiem… i może jeszcze laskę i pelerynę. Wiecie… czemu nie…
A poza tym recenzja CO KOMU PISANE!!!
„I czy w ogóle to istnieje?
Dobro i zło?
„Stare grzechy zawsze wracają.””
Midsummer…
No więc oczywiście susza, wiadomo.
Wiecie… ponieważ sezon się zaczął, więc powiedzmy sobie szczerze, że raczej nikt nie myślał o ogniu, no cóż, poza tymi, co to przybyli z Kopenhagi, więc… od razu ballade. Oto i rozpętali kolejną o Sct. Hansowy ogień. I oczywiście o imprezkę. Wiadomo, wciąż są obostrzenia, ale jednak, no właśnie, ale jednak…
W końcu wyszło na to, że strażacy mieli co robić.
Nawet nie chce mi się o tym pisać, ale, na szczęście na te kilka dni dookoła Sct. Hansa, zrobiło się lekko wilgotno i dziwnie ciemno. I to ciemno pozostało. Jakoś tak, dziwnie, no wciąż jest ciemniej… i przyznam się, że jak dla mnie to szczerze w końcu lepiej, ale… no właśnie, ono ale… chodzi o to, że jakoś tak od 21go, 22go coś w powietrzu się zmieniło, zawisło dziwnie się zapomniało, ono coś… jakby… nie wiem, oczywiście, że ten najdłuższy dzień był dla wielu ważny, ale jednak, kurde no, ale jednak nie wyszedł. Wprost przeciwnie, ciemno zrobiło się…
… dość szybko…
No i ogólnie mówiąc oczywiście, imprezowali pewno, ale raczej po wodzie i ćmoku.
Wiecie, pogoda robi co chce.
Po onych kilku dniach koszmarnego żaru w końcu dało się oddychać i tak zaczęło się lato… znaczy, tutaj lato zaczyna się chyba dla każdego w innym terminie, no ale, ono kalendarzowe, światowe, jakkolwiek…
Jest.
Odbyło się Sol over Gudhjem, kurna jak oni w weekend imprezowali. Aż u nas szybki latały. Nie wiem jak to się skończyło, bo w końcu zasnęłam, a dziś nie sprawdzałam, ale wsio chyba stoi…
Nie puścili nas z dymem.
Bo wiecie, w tym roku było ino dla wybranych w Melstedgaardzie.
Za to po wszystkim tyć pięknie było… chyba każdy miał dość… Sąsiad na wkurwie w niedzielę rano trawę zaczął kosić, więc sorry, nici ze spania. Nie wiadomo dlaczego spuchło mi oko, ale… no wiecie, pewnie wkurw się rozprzestrzenił, czy coś w ten deseń, no kurna nie wiem, ale jest obecny.
Oj jest.
Ludzi w mieście jak mrówków na piwoniach… które właśnie przekwitają.
A i z moich pięknych wideł czerwona farba zlazła, nie no, to trzeba naprawić. Chyba założę Patronite czy Patreona czy jak mu tam, no wiecie, na farbę. Bo jak to, w końcu to była jedna z ważniejszych części tego miejsca, o którą się modliłam, coby nie zabrali ze sobą jak się będą wyprowadzać… wiecie…
… mam dziwne favorites of my life.
Bardzo dziwne.
Może i przerażające… może?
Ale ja nie jestem czymś, co można zaszufladkować, tudzież wiecie, może w onych cabinetach z curiositiesami… jak przyszpilone motylki, czy inne robaczki o kilku główkach, syrena… skąd ona była?
Ech… zapomniałam…