Pan Tealight i Cisza Deszczu…

Deszczu Cisza

… ten dziwny bezdźwięk, ale i przecież dźwięk… stuk i szelest i jakieś dziwne szepty i jeszcze, coś takiego niby wilgotnego, a jednak stałego. Niby coś niematerialnego, niby coś… coś, co sprawia, że usypiasz, wszelako się odmieniasz, a jednak… tylko cisza to przecież, zwyczajna, wyciszenie codzienności.

Lubili ją.

Bardzo.

Ale od tak dawna ich nie odwiedzała, że Wiedźmie Wronie Pożartej Przez Książki Pomordowane zdawała się być na poły mitycznym, religijnym, ino onym wartym czegoś się objawiającym, zdarzeniem mistycznym, którego widać… jej nie było już dane odczuwać. Czy też wdychać, wsłuchiwać się w nie i tak dalej. No jakoś tak… Pani Susza nie odpuszczała. Prażyła się w swojej bezsilności poszukiwania idealności w onym minimaliźmie braku…

Niczego.

A przecież była taka nieskomlikowana… taka właściwa wszelakim nagościom, najlepiej od razu na popiół sprasowanym, złożonym w kosteczkę i w pudełeczku tak idealnie w poprzek upchniętym, coby wiele innych się zmieściło, ale jednak niewiele było, w szczególności jeśli chodzi o wszystko, tak…

Właśnie taka była.

Zdolna nawet wysuszyć dźwięki z Kościoła dobiegające, który to się ostatnio przebudził dziwnie był…

I było to azaliż straszne.”

(„Sklepik z Niepotrzebnymi” Chepcher Jones)

Ystad wieczorem…

Trzeba przyznać, że co jak co, ale to miasto jest położone idealnie szczególnie dla zboczeńców fotograficznych. A już rąbane golden hour tutaj, szczególnie późną wiosną i late, no po prostu mucha nie siada. Te małe domki, one structury, te detale architektoniczne, wszelakie pierdolety.

Rzeźbienia i fiksum dyrdum…

No naprawdę.

Wąskie uliczki, architektura zaprzeszła i ta nowoczesna, która cudownie komplementuje przeszłą, na przykład onymi szklanymi fasadami, wiecie, totalna incepcja. Zwyczajnie, to miast jest mega i ma masę ukrytych mikro parków, jakichś zieleniaków, wszelakich rzeźbowych ekspresji i jeszcze, no oczywiście, jest wsio oblepine tabliczkami z dokładnym opisem kto i dlaczego akurat robił kupę w tym miejscu.

I ile mu to zajęło… okay, żartuję no…

Ale…

Naprawdę, jeśli kochacie fotografię, albo kryminały, wiadomo, no to jest to miejsce na kilka dni łażenia i to przy różnej pogodzie. Bo mrok, zachód, wschód, sztuczne światło, naturalne… wszystko sprawia, że wciąż od nowa je odkrywacie. No i dodatkowo jest tu masa takich małych sklepików, które po prostu są prawdziwym…. wyższym levelem of cuteness.

I wszelkie żarciownie…

No naprawdę, sprawdzacie na Instagramie kto gdzie stoi i nie wracie na bazę przez cały dzień!!! Szczerze!!! I jeszcze… ech, w tych bocznych uliczkach w szczególności… one pustki fascynujące, moce przemyśleń wszelakich, nawet w sezonie, wiecie, ludzie raczej polecą do knajpy…

Klasztor.

Mimo iż człowiek w Ystad nie po raz pierwszy, to jednak jak prom ma dopiero po zachodzie słońca, znaczy wiecie, zależy oc pory roku, ale akurat to był ten o 22giej z hakiem. Wiadomo, że trza czas jakoś spędzić, a był to czas kiedy Szwecja ludzi chciała, ale inni Szwedów nie, więc wiecie, człek miał całe miasto dla siebie… no dobra, tak się wydawało.

I znaleźliśmy ten klasztor.

Znaczy, tak naprawdę najpierw uliczki, potem kaczki, no kurde, polazłam za kaczkami, czym Alicja za białym i co, no i klasztor. I przy nim staw i kwiaty i wszelaka cichość… Oczywiście, że kościół i muzeum są teraz, w znaczeniu o tej porze, zamknięte… przecież od 7go miało się wsio otwierać, my nie musimy nosić maseczek…

… wszędzie…

No ale, klasztor średniowieczny, Holmgren z żoną swą oną Katarzyną go podobno zlecili, budowę się znaczy, oczywiście prosty, dziwnie spokojny ze wspaniałym wirydarzem. No wiecie, ogrody i te sprawy. Róże, ziołowy ogród, oraz rzeźba siedzącej na kamieniu niewielkiej kobiety… Längtan by Ivar Ålenius-Björk. Po prostu niesamowita. Do tego ogród jabłczany…

… wróć, sad, nosz kurna te tłumaczenia.

I kaczki.

I ta cała cegłowatość niesamowita. Naprawdę oszałamiająca spokojnością, a to nie wszystko, zaraz tam jest i budynek, uliczka i jeszcze… czasu zabraknie jak chce się tak w ciągu kilku dni…

Ale wracając uświadomiłam sobie, że mijamy teatr z kolejną roztańczoną tym razem rzeźbą. Teatr. Kurde, kiedy ja ostatnio byłam w takim teatrze. Można sobie zrobić wycieczkę wirtualną. Zróbcie. Po prostu jest to miejsce jak z barokowej przeszłości, wiecie, ona półkolista widownia, balkony, złocenia, żyrandol… Upiór z Opery jak nie wiem co… no ino patrzeć…

A potem czekać na prom.

Ech…

Ten wpis został opublikowany w kategorii Bez kategorii. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.