„… z przeceny był.
Bo z Wiedźmą Wroną Pożartą było bardzo źle. Wiecie, całkowicie już nie chciała i nie mogła, właściwie nic ją to wszystko, wszelako… nawet czytać nie czuła chęci, potrzeby, myślała ino o jednym i była…
Smutkiem.
Jego istotą i wszelaką ideologią, metaforą, definicją i… okołologicznieniezrozumiałą pomyślnością. Była jego formą i produkcyjną linią oraz reklamą i dezinformacją. I jeszcze, wiadomo, była sobą dodatkowo, więc można się było spodziewać wszystkiego. Kompletnie i szczerze wszystkiego.
Zatrzymywała się i nawet nie podnosiła aparatu.
Niby pisała, ale jednak słowa oklapywały jej na stronach, te na ekranie się dziwnie rozmywały, jakby słono się rozpadały, jakby były tylko czymś zmiennym, ale jednakowoż niechętny onej zmienności.
I jeszcze…
Niby kopała, sadziła, a jednak, jakoś tak wolała po prostu stać. Siedzieć. A może i w ogóle się nie podnosić. Nie składać do kupy onych swoistych porąbanych puzli znowu i znowu i znowu, bez żadnej nadziei, z połamnymi marzeniami, kolejnymi marnymi wiadomościami, kolejymi…
Cóż…
Musieli coś zrobić.”
(„Sklepik z Niepotrzebnymi” Chepcher Jones)
Z cyklu przeczytane: „To, co zostawiła” – … okay. Dlaczego chciałam przeczytać oną powieść, no przecież, weźcie, szpitale psychiatryczne!!! Helloł!!! Uwielbiam tematykę. Wkurzają mnie najnowsze doniesienia i tak dalej… no i kilka książek w tym deseniu wyszło, więc…
Chciałam coś lżejszego, ale…
Coś.
A to, co, tudzież czym ta powieść jest to… ech, szczerze, naprawdę, kompletnie nic. Nastoletnie romanse, płytko tknięte, intrygujące osobowości i postacie, które zostały sprowadzone właściwie do swoich cieni… bez urazy, ale to można było rozwinąć, ubogacić, jakoś tak umieć napisać, a nie… Mamy dwa światy, które, od początku się domyślicie tego, że się ze sobą zetkną, więc bez urazy, ale to nawet nie spojler, więc… mamy dwie dziewczyny i mamy…
Całą resztę, której się domyślimy.
Ale tego, co obiecał opis, czyli świata obłąkanych, naprawdę niewiele. Opowieści w stylu kocha/niekocha, to wiecie, ile wlezie, więc jeśli o romans wam chodzi, to proszę. Szczerze. Lekką opowieść obyczajową, też.
Cała reszta nie.
To tak…
Biblioteki znowu zamknięte. Od razu mówię, że nie wiem czy wszystkie, ale pdoobno ludzie tak parli ku książkom, że wiecie, nie mieli wszyscy zrobionych świeżych testów, więc… policja zamknęła biblioteki.
I teraz niech nie ktoś…
Może powinnam najpierw wyjaśnić?
Biblioteka na Wyspie, to sprawa naprawdę prosta.
Masz komputer i żółtą kartę, więc zakładasz sobie kartę biblioteczną, a potem wiecie, internet i wybieracie. Macie z czego. Jeśli nie ma na miejscu, dostarczą nawet z Biblioteki Królewskiej, co fajnie wygląda, ale jednak, no wiecie, nie znaczy, że od razu z królową jesteście na jednej liście.
LOL
Ale… więc wybieracie one książki i w zwykłych czasach szło się i po prostu odbierało one książki z biblioteki, którą otwierało się samemu, swą kartą i tajemnym kluczem i tyle. Pewno, mogliście jeszcze coś dobrać z półki, co dostępne, albo zwyczajnie wrzucić wsio przez taką lukę w ścianie.
No wiecie, jakbyście pocztę wrzucali.
I tyle.
Jeśli ktoś chciał kontaktu, czy też pierwszy raz, to mógł spotkać się z człowiekiem, człowiek u nas to chyba dostępny był raz w tygodniu, a może przez godzinę kilka dni w tygodniu, kurde nie wiem, ale… biblioteka jako taka to spora, duszna sala z półkami metalowymi i miejscem do czytania. Do tego kibelek i schodki na górę, gdzie była sala, taki wiecie, niby uniwersytet i to można było wynająć czy coś… kiedyś robiliśmy tam pogadanki o internecie.
Ale…
Nie wiem co tak naprawdę się stało, czy wszyscy nagle poleźli spragnieni pisanego słowa – trudno mi w to uwierzyć, czy po prostu policja nie ma co robić? Widzicie, w mediach wsio tak dziwnie napisane, jakby popełniono zbrodnie największą, a książki roznosiły nowy szczep pandemiczny i w ogóle…
… czy coś w ten deseń.
Kiepsko.
Wiem jedno…
… kiedyś człek wieczorem szedł, na kartę tam właził, nikogo nie było, pykał światło, wybierał sobie książkę czy dwie, skan, wiadomo, potem machał do kamery i wyłaził, czasem zachaczając o kibelek, bo wiecie, no chce się czasem. To raczej nie jest klimatyczne miejsce, bardziej taka czytelnia dziwna niż biblioteka, więc…
Budynek jest śliczny – oczywiście cały czas jesteśmy w Gudhjem.
… więc szczerze, po co test? A po drugie, przecież niektórzy mieli te książki wywalane na zewnątrz, znaczy wiecie, nie masz testu, dostaniesz je na ławeczce przed i już. Jak zamówiłeś wcześniej przez neta oczywiście.
No naprawdę…
Dlaczego?
Jedno należy powiedzieć po raz kolejny. U nas książki drogie. I to tak drogie, że łeb mały. Serio, po prostu szokujące. I szczerze szokujące też z punktu widzenia pracy tutaj. Sorry, ale nawet jeżli na rękę dostajesz 15 tysięcy, to ponad stówka, dwie za tom, szczerze… rozumiem, idea piękna, wyprzedaże, autor żyje z książki na zawsze, w bibliotece ona też, ale jednak…
Przecież biblioteka zamknięta.