„Skutek Skutków był nie tylko wielobarwny i wielotwarzowy, ale przede wszystkim cholernie utalentowany i obrotny, wiecie, jeśli chodzi o sprawy biznesowe, więc nader niska w to wszystko Wiedźma Wrona Pożarta Przez Książki Pomordowane naprawdę czuła przy nim…
… chyba zażenowanie.
Wiecie, potrafiła wiele, ale w tych rejonach, w onej dziedzinie…
No fejl!!!
… więc widząc onego zarabiającego miliony ino za bycie sobą osobnika, miała uczucia… więcej, narastały w niej uczucia może nie nieznane, ale dokładnie nie takie jakie były jej teraz potrzebne. Na jakie nie miała czasu. Na pewno nie teraz. Oj nie… bo przecież wszystko to, no zamrażarki juz nie miała, przecież nie miała tych noży, co to były takie fajne, czy siekierki, a i Spiżarnia Wiedźmy się na nią obraziła i za ono przeniesienie do żółtej, ślicznej jednakowoż przecież, no onej szopy z okienkiem… tasaczek się wyprowadził, podobno w lesie lepiej płacą, a przecież kurde nigdy nie miał płaconego, więc, kurde, co od niej brał…
Mniejsza…
Najgorsze było to, że mimo odstępu, wiecie, co jak co, ale te 2 metry musiały być i interesowanie powiedziała, że za darmo z nikim nie gada, więc Pan Tealight coś tam skołował, ale jej nie do końca wyjaśnił na czym wszystko ma polegać, zresztą, wiedział, że nie umie odmówić…
Nie jemu, a jednak…”
(„Sklepik z Niepotrzebnymi” Chepcher Jones)
I dochodzimy do zbiornika…
I niby człek był tu już tyle razy, ale chyba nie o tej porze roku, wiecie, nie o tak dziwnej, wczesnej wiośnie i tak dalej, tak zimnej, tak… niby miesiąc minął, ale jednak wciąż wszystko jakoś nie chce się obudzić. Nie chce wzrastać, zielenić się, jakby się bało. Jakby ona codzienność jeszcze na nią nie zasługiwała. Jeszcze nie. Jakby wszystko, co odbija się w tej wodzie, onej wilgotności wszelakiej, mszanej, mocnej dookoła i niesamowitych skałach, to…
Po prostu lustro do innego świata.
Lekko marszczone wiatrem.
… kolorowe, bo odbija się w nim więcej, niż tak naprawdę widzimy. Niebo, obłoki, błękit, światło, ale też coś, czego nie ma. Ale też coś, czego nie do końca może rozumiesz… coś, co nie chce być do końca widziane. A może…
A może coś, co zagląda w tamten świat.
Inny świat.
A dookoła ścieżka i drzewa i pod górkę. I one malutkie kwiatuszki i liście zeszłoroczne pod stopami i jakieś ptaki i jeszcze, i coś więcej i te szepty i jakieś pogaduchy, zaśpiewy. I jeszcze… może człek się zasapie, ale jednak, przecież superanckie ćwiczenie… i ta skała, którą kiedyś może zdobędziemy, bo podobno jest tam jakaś ścieżka, bo podobno jest coś jeszcze, czego nie widzieliśmy.
Coś, czego nie odkryliśmy…
Jest pomysł.
A potem wciąż pod górę…
I tyłek boli, oj boli, ale warto.
One wszelakie rysunki na ziemi stworzone poprzez igły i liście, spątane korzenie i wszelakie leśne pozostałości, naprawdę są czarowne. Jakby las chciał wam coś powiedzieć, jakby pisał wam list…
Jakby, naprawdę pragnął kontaktu.
Jakby zwyczajnie wiedział, wiedział o was wszystko.
I chciał powiedzieć, co o tym myśli, o tym, co robiccie, czego chcecie, o czym marzycie i jeszcze… nie wiem, ale tak się czuję, a może zwyczajnie to wiem i powinnam przestać udawać, że jest inaczej? Bo przecież tak jest, że wiem, zwyczajnie. Inaczej być nie może, wszystko się łączy… a my idziemy, krok za krokiem, wciąż po lewej mając zbiornik, skałę, ono lustro…
A po drugiej stronie skała, drzewa, kolejne wzgórze, wiadomo, że później będzie z górki, ale najpierw, najpierw trzeba wejść, i nagle droga i las się urywają. I nagle wszystko jest ino pylistą drogą i prowadzi w skały. W rozrzutną obszerność, dziurę starego kamieniołomu, gdzie wciąż jeszcze wydaje się, że ktoś stuka, puka, mewy drą się, tuż już za rogiem morze i port, w którym niegdyś skały dobierali, a teraz jest party beach…
Ej! Co za miejsce.
Po prostu niesamowite.
A same skały.
Tutaj wszystko jest sztuką, piękną, dziwnie niewidzialną dla innych. Sztuką by nature, mocno konceptualną. Tutaj drapaną, tam rwaną, tam wywietrzaną. Tam lekko obsraną, no i jeszcze oczywiście te malutkie brzózki…
Z jednej strony wszystko wydaje się takie smutne, a z drugiej…
Niesamowite.