Pan Tealight i Pępek Onego…

„No tak…

Jak z tym Rogiem Obfitości, całkowita wtopa.

I jeszcze zawsze gumowe ucho – Pępek Świata się włączył do rozmowy, że co jak co, ale on występował o zarejestrowanie tej nazwy i że, serio, nikt nie powinnien i w ogóle, jak, dlaczego…

I tak dalej.

Jak się zaczęli kłócić, to Pan Tealight szarpnął zapatrzoną w to wszystko Wiedźmą Wroną Pożartą Przez Książki Pomordowane, no i najzwyczajniej w świecie, zresztą, jak zawsze, rozwiązał problem siebie i konfliktu, wiecie, łączenia się onych osobliwości, no i spierdolił.

Bo naprawdę, czasem tak bardzo nie warto się w pewne rzeczy nawet zapatrywać. W nie spoglądać. Jakoś tak, zwyczajnie, nie wszystko jest dla każdego. Nie wszystko. Bo przecież jednak ile może pomieścić człowiek, wiedźma, czy taki Pradawny i Ponadwieczny! No naprawdę. Od jakiegoś czasu miał już dość tych niektórych, przybywających do Białego Domostwa, osobowości. Jakoś tak mu nie pasowali, ale nie mógł odmówić dostarczaniu towaru do Sklepiku z Niepotrzebnymi. No nie mógł. Musiał mieć coś, co będzie mógł sprzedać…

Znaczy, wiecie, możliwie sprzedać…

No jakoś tak ostatnio ich wszystkich było zbyt wiele. Może trzeba było otworzyć jakąś drugą filię? Ale kto niby miałby ją prowadzić? Miał się rozdwoić, nie żeby to nie było możliwe, ale jednak…

Hmmm…

Może?”

(„Sklepik z Niepotrzebnymi” Chepcher Jones)

Vang…

Uciekłam tutaj, miałm nadzieję na to, że tutaj będzie i cisza i spokój i na początku była, a potem, pojawili się ludzie, na szczęście ludzie wolą ścieżki bardziej mocne, a ja wolę w głuszę, zresztą, siku lepiej robić w krzakach. Wiecie, osłonić zadek, a nie policzkami w stronę widza. Nie no, rozumiem, że w internetach od razu miałabym rejw i wszelakie odsłony, tk, to na pewno jest mój problem, dlaczego przy 4 blogach, regularności, zapracowaniu, wciąż jestem kompletnym nikim… wróć, nikim to ja chcę być, ale jednak opłacanym nikim, no co? Kobieta jeść musi, wróć, kogo ja oszukuję, dajcie sałatkę, fetę i na wszelki wypadek schowajcie gdzieś jakiś cukier, no kżdy ma swoje dziwne momenty, no i będzie spoks! Ostatnio wyliczyłam, że można mnie wyżywić za 20DKK dziennie. Co raczej, jak na nasze warunki, jest po prostu…

… niewyobrażalne.

Albo mało możliwe.

Ale da się.

A raczej już tak wszystko mnie uczula, nie przechodzi, albo od razu wychodzi, że naprawdę muszę się znać na miejscach, gdzie można zrobić bezpiecznie siku. I w spokoju. Bo w stresie to ja nie mogę.

No zatrzymuję się i nic z tego nie będzie!!!

Nie oszukujmy się, pęcherz to ważna sprawa i jeszcze te nereczki. Nie można trzymać, robią się kamyczki i już macie przesrane… znaczy przesikane bardziej, ale jakoś to się przyjęło, czyż nie… ciekawe, a przecież siku jest ważniejsze, chyba, nie wiem… może? Nie tylko dla tych co farbują tkaniny, czy coś… tak wiem, miało być o naturze…

I jest.

O naturze człowieka, który częścią natury jest.

I siku robi.

Ale Vang…

Niewielu wie, że ścieżka za młynem, skrytym dość, nie biegnie tylko wybrzeżowym klifem, który się sypie, więc wiecie, po pierwsze uważajcie, po drugie to czas jajek i dzieci, więc nie wkurwiajcie mew!!! One i tak mają już wystarczajaco ciężkie życie, podobnie wszystkie corvixy, więc jeśli chodzi o ptaki, dzielcie się posiłkiem, bo cała ta wycinka nabrzeżna doprowadziła do zniszczenia wielu zagajników, miejsc lęgowych i oczywiście krzaków z jagódkami.

Nigdy tak nie było coby jagódek nie było w tym czasie.

Serio…

Ale, cóż, ptaki mają problemy. I naprawdę nie zdziwię się jeśli seryjnie wezmą na ludzinie odwet za te wszelakie durne eksperymenta. Bo durne są one, ale ta ścieżka prowadząca w dziwne nieznane, zgodnie ze szmerem strumienia – i wy się dziwicie, że sikam – przez najjpierw lesistość, potem dolinkę, te skały, one drzewa, niestety wiele już nie zakwitnie. Niestety niestabilna pogoda, wycinki i durne ludzkie pomyłki, wiatr, cóż, drzew coraz mniej tutaj, ale nowe już rosną. Wspinają się w górę ucieszone onym nagłym dostępem do światła.

Może nierozumiejące…

A może…

Natura.

Ścieżka właściwie sucha, bo susza, ale miejscami wciąż wilgotna, bo strumień,bo w kamienistych nieckach woda się zatrzymała i cuda rosną. I są one… dobra, czosnek niedźwiedzi, wiem, jest. Ale są i zawilce i kilka przylaszczek. Może nie dywany wciąż, ale jednak, ona zieleń dolna, ona wszelaka radosność dziwna.

Ech i te kwiatki…

Ten wpis został opublikowany w kategorii Bez kategorii. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.