„No bo…
… w świecie jednak wymagana była zawsze i od zawsze, ona szalona, dziwnie pokrętna, jednakowoż zawsze oczekiwana… ona, pewnego rodzaju równowaga, więc on się poświęcił Zresztą, jakoś tak i czuł się bliżej tej sfery życia, tudzież definicyjności współczesnych ludzi, co się ludźwi zwali, że…
No musiał.
Chciał?
Pewno, że chciał, bo dzięki temu był inny, bardziej intrygujący i wzbudzał takie szaleństwo w mediach, że szok. Bo wiecie, kto by to mógł zrozumieć, kto by mógł w ogóle i dlaczego, no i on przecież nie może mieć racji, nie może, zwyczajnie i niezwyczajnie w końcu jak to ma być, wychwalać brzydotę, no ale jednak, przecież wolność i tak dalej, no i jeszcze, ale czy dla każdego…
Dla każdego…
Wiedział jedno, wyświetlenia mu pukały w górę, lajki szybowały, wszelakie polubienia, posty, wszystko było… na dwoje babka wróżyła, a stolec z tego wyszedł. Ale przynajmniej zarabiał, aczkolwiek dziwnie i jeszcze pokręcenie tak. Bo z jednej strony oglądalność miał, fotografem i pisarzem był świetnym, ale jednak ona brzydota i jego upodobania, oraz definiowanie świata…
Nie pasowało.
A może pasowało, ino wszyscy wstydzili się do tego przyznać?”
(„Sklepik z Niepotrzebnymi” Chepcher Jones)
Ostrzegają…
Kurde, jakby do teraz to parfumą dookoła waliło!!!
No ale, ostrzegają kulturnie, że będą śmierdzić. I wierzcie mi, że od niedawna może, ale jednak, dziękuję bogom wszelakiej mechanicznej wysuszalności, bo nie dość, że ciuchy są mięciutkie i jakoś tak leiej leżą, to przede wszystkim…
Nie cuchną.
Tia, Wyspa o tej porze roku śmierdzi maksymalnie.
I nie, nikt mi nie powie, że to ino kurna zwykła kupa. Ino kurna zwykła kupa tak nie zdziera skóry z ryja. Szczerze. Można oczywiście zamknąć się w domu, ale jednak pogoda, słońce ciągłe, to okno otworzyć, czy szyby wymyć, wiecie, człowiek ma dziwną ochotę, ale jednak…
… jednak…
Kurde, ale to cuchnie!!!
No naprawdę, dodatkowo wszystko wygląda, jakby naleciały nas mnogo wielce ufoki i robiły te no, kręgi zbożowe ale bez zboża, bo wiecie, ono było jeszcze nie wzeszło. Ino ten buczący dźwięk i jeszcze te światełka, nosz kurka wodna i parówki, przecież człowiek po chwili jakoś tak się dołącza do onego buczenia, no i sam jakoś tak, coś się mu przewija w bebechach.
Albo i coś gorzej?
No wiecie…
Jakiś czas temu nakazano rolnikom i firmom informowanie o smrodzeniu.
Bo wiecie, jeszcze ktoś ślub jakiś planuje, czy coś, albo co więcej, pranie zrobił czy coś… zaśmiarnie mu się kiecka, albo te serwetki haftowane po prababci z kontynentu. No wiecie, każdy coś tam ma, co trzeba jednak wieszać na sznurek. Nie oszukujmy się, jednak suszarki elektryczne mocno szkodzą nawet gaciom.
Niestety…
Ale…
Nie o tym miało być… problem w tym, że info dostajecie na dzień dwa przed, więc, wielce nic nie odwołacie. Serwetki można zdjąć, ale jak ktoś party ma w ogrodzie. No co? Wiem, że pandemia, ale u nas i biblioteka otwarta, aczkolwiek kowidowy paszport musi być, albo wam zamówione przez neta książki wywalą przed drzwi… no co, musi być bezpiecznie i w ogóle. Nic to, że wszyscy przed chwilą kupowaliśmy bułki.
W tym samym sklepie.
No wiecie…
Party nie odwołacie, musicie się przenieść do środka, a tam już obstrukcje pandemiczne. Przyznaję, że jako aspołeczny osobnik nie mam pojęcia ile ludzi może się spotykać i tak dalej. Kompletnie. I serio mnie to nie interesuje. W ogóle. Bo i po co? To i tak tylko na psa kość bez kotleta. Naprawdę. Nie oszukujmy się.
Wsio jest tak dziwnie popierniczone.
Ale książki oddać i wypożyczyć jakoś możecie.
Imprezy raczej na zewnątrz nie polecam. Raczej i śmierdzi i zimno i ogólnie, jakoś takoś, wiecie, mało imprezowo. Tak naprawdę, to cała ta wiosna powinna przynieść, no wiecie, ludziom normalnym one radosności… a jakoś tego nie widzę. Za to znowu coraz więcej ludzi chce coś wynająć tutaj.
Albo kupić.
Podobno jesteśmy very popular! Hmmm… niby zawsze byliśmy, no ale, może oni zapomnieli, a może hype jakiś komplikują? Nie wiem, się nie do końca znam, albo i nie chcę znać… UFO widzę…
Aromatyzujące.