Pan Tealight i Kosmita Ziemski…

„No bo…

… wszyscy kurde tak byli za tym życiem w kosmosie, nową planetą, a jakoś takoś, dziwnie jakoś, zapominali o nim… a że on był, tutaj, na i z onej ziemi i Ziemi, to wiecie, od razu, że nie jest autentyczny i w ogóle, że atencjusz na pewno jest z niego wszelaki, więc popadł w depresję, dość logiczne, no i wylądował z tymi swoimi czółkami, chudością, brzuszkiem i oną całą dziwną powłoką, szarością, brakiem uszu, główką w kropelkę i wielkimi, czarnymi oczami, które zasłaniała czasem błona… u Wiedźmy Wrony Pożartej Przez Książki Pomordowane

I ona miała z nim problem.

Nie, że kosmita, czy coś, ale te lusterka zamiast oczu.

Rany, ile się można na siebie gapić?

No bo wiecie, jak rozmawiacie z kimś, to jednak, patrzycie sobie w oczy, może nie ciągle, może nie przez cały czas, ale z drugiej strony, przecież ten skurczysyn tak mocno hipnotyzuje, że kurde, trudno się odczpić, a tutaj nagle na czole zauważacie, własnym oczywiście, pryszcza.

I to z białą główką i was zaczyna korcić…

I…

No potem on mówi, że w oczach widać i przyszłość i przeszłość, a jednak, i tak zwyczajnie jakoś zaczynacie się macać po tym czółku i obawiać jakichś znowu syfów i w ogóle, liczycie dni, czy to już może, czy to wina hormonów, czy jednak ta cholerna czekoladka, która i tak kurna nie była smaczna, więc…

No…

Z kosmitoma dziwnie jest.

Tak, tak to się odmienia…”

(„Sklepik z Niepotrzebnymi” Chepcher Jones)

YAY Almindingen zostało parkiem natury, czy jak to się zwie…

Eeeee…

… w rzeczywistości, to wiecie, śliczny tekst i w ogóle, są my znowu tacy eko i pod publiczkę, a prawda taka, że z chyba 6000 (czy też okolo 4000 według innych źródeł, więc chyba chodzi o to, co kto liczy i czy wlicza one miejsca prywatne, czy nie…) hektarów to niewiele ponad 1000 onym parkiem się staje. Czyli… wszyscy zadowoleni. Nie… po pierwsze wciąż jeszcze to nie jest przyklepane, więc raczej czas bardzo przyszły i niepewny raczej, a po drugie, ech, trza dogadać się znowu z miejscowymi, znaczy państwowo, to kupić, to wybaczyć… ale wiecie…

Można resztę wyjebać i już. Bo po cholerę nam tlen czy coś? No po co?

Tosz to takie niepotrzebne.

Kompletnie.

No właśnie, problem lasów na Wyspie… z jednej strony wychwalanie Rømera i przeszłości, która skałą była, a potem nagle liście i tak dalej. Nikt nie wspomina o tym ile facet się nawalczył, szczególnie z rolnikami, żeby w ogóle to wszystko nasadzić, nikt nie wie chyba nawet jak las działa i że, niestety, wszystko potrzebuje wiele czasu, naprawdę wiele, by wypracować coś, co zwie się jebanym ekosystemem. Wiecie, w szkole uczyli, ale to były zaprzeszłe bardzo czasy.

Bardzo…

Jednakowosz…

… oczywiście, że Wielka Dania jest dumna ze swego największego lasu, a że go rąbią jak popadnie, to kogo to tam obchodzi. Drugi problem zaś, to to, iż większość onych pięknych kniei to prywatne sprawy, które są przeznaczone pod wycinkę i tyle. Zwykłe pola lasowe, a dla nas, no niestety, drzewo, to kurna nie burak. Nie wiem, ale nie umiem tak tego postrzegać tym bardziej, na tak małej, maciupkiej powierzchni widać, jak bardzo to szkodzi miejscu.

Już nie „ekosystemowi”, ale miejscu.

Wyspie.

Tego jakoś nie badają.

A możnaby pokazać jak ekosystem oddziałuje na homo sapiens sapiens.

Eksperyment kowidowy przecież kurde, no wyszedł aż tak ponad super, ale jak chodzi o coś takiego, to nagle nic? A przecież ile można tych kar płacić za wycinkę. Ile można słuchać pił, które człowieka budzą, bo oni wszystko staraja się robić tak dziwnie cichaczem. Tak po kryjomu, a potem, że to wielce dla dobra Wyspy, dla świata i tak dalej, wiecie dla Turyścizny…

A ci idioci się cieszą, że widok jest…

A zauważyli, że niektórych ścieżek już nie ma?

Że nagminne wynanie krzaków i mniejszych drzewek sprawiło, iż Wyspa się zmniejsza… tu spadło, tam opadło, tu się nie da już ruszyć, tam ino jakieś wspomnienie po drzewie, a tam znowu, kiedyś były te kwiaty, takie piękne, ale już ich nie ma. Nabrzeża runęły, najlepszym przykładem jest Salene.

Tam kiedyś i piaski i damy z tiurnurami były…

Tam kiedyś było życie.

Nie no, pewno, że wolę spokojność wszelaką i widok na Hestestenar, ale jednak, wiecie, wiem dobrze, że tutaj fajniej by było, gyby było coś więcej. Ktoś otworzył ten kiosk, może jakoś oną ścieżkę wzmocnił, wiecie, zrobił famous new Instaplace!!! Nie, nie polubiłam nagle ludzi, ale wolę już żeby łazili na piechotę i żarli może lody po drodze, niż rujnowali nam drzewa bo nagle chcą jeździć rowerami po wertepach!!!

Co jest złego w spokojności?

Od zabaw donośnych są Ibizy i inne takie!

Ten wpis został opublikowany w kategorii Bez kategorii. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.