„No niemożebnie bzykał.
Koszmarnie!!!
Po prostu kompletnie bez ładu i składu i jeszcze dodatkowo z jakimiś takimi dziwnymi wtrętami, zawirowaniami nut wszelakimi, tonami, które naprawdę ze sobą nie współgrały, wprost przeciwnie, wykluczały się nawzajem i jeszcze, dodatkowo, jakoś tak całkowicie nie były co do siebie akuratne…
Jakoś…
No kurna no, fałszował w cholerę.
We wszelaką pandemię i tak dalej.
Jak tak można? Rodzi się toto coś bzykaczem, wiecie, robotę ma ino jedną i na dodatek jest w niej chujowe. Mówiąc może i kolokwialnie, ale jednak, dosłownie, inaczej się przecież nie da. Naprawdę…
Nic z tego.
I nie, wcale nie odczuwał w sobie aspektu seksualnego, znaczy w żadną ze stron i wszelakich kształtowości oraz pozycji. Nie, ni w kierunku kobiet, mężczyzn, kóz, krów czy cokolwiek… wiecie, niektórzy nawet z muchami podobno próbowali, ale bzykanie bzykania, to raczej chyba nie do końca taka sprawa jak z tym, co mówią inni… chociaż, wiecie, tak wiele jest informacji.
I te dobre rady…
Aż chce się sprawdzić.”
(„Sklepik z Niepotrzebnymi” Chepcher Jones)
Z cyklu przeczytane: „Szeptacz” – … okay. Nowy ktoś, niby już wirował na wirtualnych półkach, ale jakoś nie zeszło się nam… a jak się zeszło, to wzięłam od razu obydwa tomy, wiecie, żeby jakby co…
I dobrze zrobiłam!!!
Może to nie coś nowatorskiego, może i sięga ku znanym motywom i sztuczkom, ale jednak, tak powieść się broni… przede wszystkim tym, że posiada bohatera, a dokładniej dwóch bohaterów, którzy przeżywają traumę, muszą się z nią uporać sami, ale też i muszą ją „przepracować” razem. Dla ojca i syna utrata członka rodziny: żony/matki, jest innym bólem. Jemu odebrano wszystko, drugiemu dodano koszmarów. Ten musi mauczyć się być wszystkim dla drugiego, a on… młodszy, dopiero wkraczający w ten świat, cóż, ma swoje problemy…
Możliwe, że większe…
Sposób pisania sprawia, że w pewnym momencie thriller tak mocno miesza się z powieścią obyczajową, psychologicznym portretem rozerwanej rodziny, że zapominamy o… zbrodniach. O SZEPTACZU… dziwnej postaci, fantastycznej, mitycznej, może i wciąż gdzieś istniejącej, może wymyślonej, a może… przecież w każdej baśni jest cząstka prawdy, więc… dlaczego nie tutaj…
Oczywiście zbrodnia to powód, dla którego sięgamy po takie książki, ale w przypadku tego autora, ech, dziękujemy sobie, że nabyliśmy „W cieniu zła” też. Od razu… Bo czytając te książki wkracza się w pewien cień, któy intryguje, budzi włoski na rękach, sprawia, że boimy się, ale też… chcemy być w tym cieniu i podpatrywać, lekko może zawstydzeni, ale przecież, stoimy po stronie dobra, czyż nie…
Czyż nie?
Nawiązując jeszcze do poprzedniego…
Testy są u nas darmowe, wydawać by się mogło, iż w Szwecji też.
U nas pracownicy mają obowiązek, w znaczeniu firm wszelakich, testowania się dwa razy w tygodniu, więc wiecie, eksperyment pewno działa, wsio ma być wkrótce otwarte już bez testowania, się zobaczy jak to będzie, jak na razie, to wciąż w kilku miejscach centra testowe są… ale w Szwecji, za morzem, no widzę ich jak stanę w odpowiednim miejscu, no więc…
To kosztuje.
Kureńsko kosztuje!!!
Czego się dowiedziałam, podpatrując komentarze, test pokazać musisz wciąż w różnych miejscach, może wkrótce nie będzie już takiej potrzeby, ale już fryzjer testu pokazać nie musi? Podobno powinni się testować, ale wiecie, w przypadku własnego biznesu jest to wyłącznie dobrowolne.
Ale jak to było przez 5 tygodni, możecie poczytać tutaj.
Powiedzmy se szczerze, są z siebie dumni.
Aż nazbytnio, a przecież wszystko przez odosobnienie i zamknięcie, przecież tutaj jednak ludzie są grzeczni, przestrzegają praw, co nie oznacza braku wkurwa. Oj nie, nie oszukujmy się. Najbardziej przeraża używanie zwrotów „kontrolowanie społeczeństwa”… logiczne przy eksperymencie, bo to był i wciąż jest eksperyment łącznie z badaniem ścieków, czy czego tam, ale jednak…
Brzmi dziwnie.
Liczba zakażonych w ciągu ostatnich 7 dni, to chyba 3 osoby… ale wiecie jakie te testy są… no właśnie, szybkie testy z wielkim błędem, więc…
Tak szczerze, to one badania łatwo można podważyć i tego należy się bać…
Ale…
Naprawdę czy w ogóle czegokolwiek się trzeba bać, poza tym, że tak naprawdę nikt nikogo dotknąć nie chce? A może jednak chcą…
Ale, wracamy do Szwecji.
Okazuje się, że u nich testy są płatne i to mocno!!! Na dodatek zwykłe bardziej niż te na samolot… powyżej tysiąca koron, no szaleństwo, ale… „co kraj to obyczaj”, czyż nie… mądrzy tak mówili. Oj mówili i tyle.
PS. Wiecie o tym, że IKEA szwedzka i duńska to dwie różne sprawy? Wydawałoby się, że to ten sam sklep, te same rzeczy i tak dalej. Czasem w jednym kraju coś jest, czasem w innym nie ma, no i tyle. Pewno konsumenci trochę inni, a może… a może jednak, wiecie, jest w tym coś więcej? Szczerze?!!! No i się okazuje, że tak, jest coś więcej. Poduszki i kołdry są!!! Kurna, kupcie sobie poduchy i kołdry w jednym miejscu, a już w drugim nie włożycie w poszeweczkę… tylko zaraz, jak to było, ja mam poduszkę z Danii, a poszewkę szwedzką… no mniejsza, nie pasują do siebie. Tu za małe, tam za wielkie. Poszewka w jednej IKEAi większa niż w drugiej…
Ja pinkole.
Jaki w tym sens?
Ale, wciąż piękne reklamy mostu, kultura w Kopenhadze, natura w Szwecji… nie wiem, czy was napadają, mnie napadają na Youtubie. Czyż to nie dziwne, że Dania taka kulturna a Szwecja ino łosie i drzewa… nie wiem, chyba wolę łosie.
Kocham łosie.
PS2. Oczywiście wszędzie pojawiły się fałszywki testów… ech!