„Pan Kasztanowiec siedział przez całą zimę w doniczce.
Wiecie, no nie był jeszcze wielki na tyle, by nie zgubić się w trawniku, więc po prostu i zwyczajnie wolał doniczkę. Bezpieczna przystań, ale wraz z pierwszymi promieniami słońca, jakoś tak… zachciało mu się czegoś nowego, innego, odmiennego, startu w dorosłość…
Tak, był na niego gotowy!!!
Naprawdę gotowy.
Na one imprezy i odpowiedzialności też, na wszelakie podatki, rajcujące obowiązki i wszelaką wolność wyboru co zjeść, kiedy i po co, na co i dlaczego i jeszcze oczywiście chciał samostanowić o sobie i o wyjściu z doniczki i jeszcze o tym, gdzie będzie spędzał swoją doczesność…
Znaczy nie no, wiedział, że Wiedźma Wrona Pożarta będzie chciała coś mieć do powiedzenia, ale jednak, jako dorosły naprawdę będzie mógł cokolwiek w tej sprawie powiedzieć. Znaczy wiecie, no dorośli tak mają, że może i mają odpowiedzialności, ale jednak też oną wolność jedzenia lodów kiedy im się podoba, czy jakoś tak… przynajmniej tak słyszał od Wiedźmy Wrony, która powiedziała, że kiedyś kupiła sobie łosia i jakieś dziecko płakało, bo też chciało, ale mama mu nie kupiła i jakoś tak dziwnie się wtedy Wiedźma poczuła…
Dorośle…
No i nagle… z tego wszystkiego, onego wyłażenia z doniczki niebieskiej, znaczy kobaltowej, połyskującej, z ciepłą ziemią, lekko ogrzaną słońcem już zachodzącym… kurde, może poczekać jeszcze z oną dorosłością?
Może?
Zresztą, w doniczce jak był, to ona zawsze przychodziła do niego i rozmawiali i gładziła jego, na razie bezlistne, gałązki… a jak się przeprowadzi, to przecież nie będzie latała do niego codziennie, nie robi tego z innymi.
Nie opłaca się…”
(„Sklepik z Niepotrzebnymi” Chepcher Jones)
Z cyklu przeczytane: „Umysł zabójcy” – … erm. Czasem, jak książka nie przywołuje we mnie żadnych uczuć, czy nawet nie odkrywa wspomnień wiem, że była mocno jednorazowa.
Albo gorzej…
I to taka powieść.
Nic na to nie poradzę, ale mimo super recenzji w sieci, mnie ta powieść nie przekonała. Tak, para bohaterów głównych jest intrygująca, a raczej mogłaby być, gdyby tylko ktoś ich bardziej przemyślał, ktoś w nich włożył więcej pracy. Tak, pewno, zbrodnia i seryjność to jak zwykle chwyt, na który się łapię i tutaj ta część poprowadzona jest poprawnie… zgrzyta tylko, gdy dopadnie się do naszej pary detektywów. Ona i on, na szczęście bez dziwnych uniesień… za to wielki plus. W końcu kobieta prawdziwa i facet pełen tajemnic i lekko stereotypowy. Mocno wkurzający, przynajmniej mnie, ale wiecie, tak czasem bywa… można nie lubić bohaterów.
A co…
Mimo wszystko, to wiecie, jednak da się przeczytać.
Miejscami może zaintrygować, no przecież nie wszyscy kłamią w internecie, no kurde no!!! Te dobre recenzje muszą być prawdziwe… przynajmniej część z nich. Widać lubią duże litery, krótkie rozdziały i… moc niedopowiedzeń. Przemoc opływającą każdą stronę.
Może to o to chodzi… mnie nie przekonała.
Lany poniedziałek był po śniegu.
Najpierw nocą wiało i nie można było spać.
No kompletnie.
A potem niby świeciło słońce, ale było pieruńsko zimno jak na tę porę roku, jak na to miejsce… a potem się zaczęło. Niby nocą był jakiś grad, czy coś, nie wiem, siedziałam pod kocem w szafie grając w Harry’ego Pottera bo wiecie, jestem stuknięta, albo wrażliwa, albo chora… można wybrać z powyższych, co się komu podoba. Nie oceniam. Naprawdę. Serio uwaam, że to wszystko razem tworzy mnie… i tyle. Słowo stuknięty, walnięty, szalony nie mają dla mnie aż tak negatywnych konotacji i ładnie smakują. Tia, wiem, to jest dopiero dziwne…
… ale…
No więc padało.
I wiało, a potem zaczął padać śnieg i pięknie było, bo przez chwilę nawet i świeciło słońce, więc wiecie, jak najlepsza wersja i tyle. Na one rozwijające się, radosne żonkile i hiacynty. Na one zdechnięte już ranniki i krokusy. Wiecie, na oną wiosenność… która i tak dość powoli wyłaziła, więc można się było spodziewać czegoś takiego, a jednak trochę to wielu zaskoczyło.
Trochę…
… ha ha ha, w środę przed świetami piękne słońce, może ino trochę wiało, a potem przez całe święta dziwaczna aura i raczej… nie sądzę byśmy dostali wysokie oceny jako Wyspa na jakimś tripadvisorze czy czymś w ten deseń.
Ale piękna była zima!!!
We wtorek też mieliśmy i śnieg i słońce i chmury i wiatr…
I kurna no!
Pocztę!
No i ten grad, na który patrzę, którego chmury zakryły słońce, przyniosły wytchnienie od tej palącej kulki – tak, to ja, nie przepadam za słońcem poza czasem zdjęć. No co!? Są tacy ludzi. Helloł, mam prawo, żeby nie przepadać za jasnymi dniami…
Za słonecznością.
I tak, życzenie mi słońca i ciepła to raczej wtopa.
Ha ha ha!!!
No ale, grzecznie podziękuję, takie porąbane wychowanie. Za to, że ktoś nie poznał mnie wystarczająco dobrze przez lata, na tyle, by wiedzieć, że nie do mnie z takimi życzeniami i tak dalej. No bez urazy, ale taka prawda. Poznajecie kogoś i wiecie, jakoś tak chyba jarzycie, że to smutas, choć komiczny, że woli ciemności a nie plażę i, przede wszystkim, iż nie lubi onego wakacjonowania się w postaci: leżym i żrem. W ogóle ma awersję do tak zwanych „ciepłych krajów” i nie kuma jak inni nie mogą bez nich wytrzymać. No szczerze. Jak nie możecie wytrzymać bez tych plaży i oparzeń słonecznych? Zatruć pokarmowych i pasożytów? A i prób złapania was i przerobienia na podręczna szafkę z materiałami zapasowymi… no co, oglądałam film!!! LOL
No co?
Czasem coś kątem oka zobaczę.
Na razie widzę grad. I teraz padający śnieg. A, że szalona wybrała się po pocztę i do skrzynki, to zamarzłam. Powiem tak, może i temperatura jest na plusie, ale przecież w powietrzu czuć idealną zimę.
Po prostu perfekcyjną!!!
Serio…