Pan Tealight i A może Nadzieję…

„Nie.

Nigdy i tak dalej.

Chociaż, może i ona tam jest gdzieś w Wiedźmie Wronie Pożartej Przez Książki Pomordowane, ale jednak, nie do końca. Może to jej jakaś odmiana, ale nie ta dobra? Nie ta odpowiednia?

A może jednak, wiecie, jest taka jakaś…

Wiedźmowa.

Chociaż, spoglądając na oną niską pomieszaność w czerni ze srebrnymi błyskami uszu i gdzieś tam w okolicach szyi, to jakoś tak, nie, Pan Tealight dobrze wiedział, ostrząc kolejny ołówek i otwierając najnowszy, lecz nie ostatni tom swych zapisków… już mu się kolejny notesik kończył, wiedział, że ona nie ma w sobie ni wiary ni nadziei. Ale ma miłość. Miłość do różnych dźwięków i zapachów, kolorów i cieni, kształtów i powierzchni, terenów i miejsc, krain i nienazwanych. I jeszcze do jednego człowieka. Na pewno, jednego człowieka. I może masy ich wszystkich? Może? Bo chyba ich kochała jakoś tak, dziwacznie i pokręcenie…

Serio.

Ale czy był tego pewien?

Siedząc na kamieniach i patrząc, jak Wiedźma Wrona wyrywa z wściekłością wynikłą z ostatnich stresów jakieś starocie ogrodowe i robi aż nazbyt wiele śmieci, na które biedny Chowaniec już spogląda z okna smutno i w zamysleniu, w końcu to on będzie musiał to wywieźć na wysypisko…

No więc wtedy wiedział, że chyba jest w niej ino miłość.

Miejsca na żadną z Nadziej nie ma, więc będzie co dodać do zapiekanki.”

(„Sklepik z Niepotrzebnymi” Chepcher Jones)

No dobra, świątecznie…

Jak już pisałam, świąt nie ma.

Poza piórkami gdzie niegdzie powieszonymi na gałęziach, to tak szczerze, no dobra, jest gignatyczny zając, very creepy, u nas przy wjeździe do miasta, ale wiecie, zając to zając, a może i królik, kurde, serio nie ogarniam jak to jest. Zające czy króliki? Jajka? Ale zając w jajcu? Serio? Zając noszący jajka… znaczy poza swoimi własnymi, no co… jak człek ma pole, to widzi jak to wszystko się odbywa…

LOL

Ech, takie porno, a ja tak niewinna!!!

Ale! Byliśmy w mieście coby, no wiecie, jak raz w miesiącu nabyć one rzeczy potrzebne człowiekowi do prania i mycia. I tyle. Nabyłam sobie też czadową puszkę angielksich cuksów, więc wybaczcie nasłodycznienie. No była no, a u nas jak coś jest, to się bierze, bo potem nie będzie i człek żałuje, a przecież wielka puszcza Quality Street, przypominającą inne całkiem święta, jakoś tak zawsze były moim marzeniem.

No wiecie, każdy ma bzika.

I nie, otworzyłam i wącham ino…

I tak czuję, że powietrze dookoła nich, to przy dwóch wdechach ze 300 kalorii. Szczerze, to co najmniej!!!

No ale… co chciałam powiedzieć? A to, że w one wolne od czwartku, jak to tutaj jest, ale w sobotę do roboty, nie ma, ludzie zwyczajnie nie pracują i pracują jednocześnie. Obowiązkowe ogródki, jakieś budowania, malowania jak pogoda pozwoli… a nie pozwoliła, bo w piątek przymrozek mocny, ogólnie dziwna ta pogoda. No nie do ogarnięcia… Słońce o poranku, potem chmury ciemne, nocą jeden stopień, a czasem i poniżej, a w środę przecież człek się zastanawiał nad pływaniem na onej plaży osłonecznionej. Pustej, wolnej od ludzi…

Bo w sklepach w środę to było szaleństwo.

Wiecie jak to jest jak idioci ładuja się z wózkiem, bachorami małymi do takiego ceramiką i szkłem, malutkiego z ciasnymi przeraźliwie, dusznymi alejkami, gdzie dwie osoby się cisną… wiecie jaka to durnota? No błagam?! Nie mógł facet zostać na zewnątrz? Zresztą, szczerze Turyścizna? Przyjeżdżacie na Wyspę i od razu walicie do Tigera i Sióstr? Przecież macie te sklepy u siebie i to o wiele większe!!! O wiele. I pełniejsze. I nie takie, dopiero co się otworzyły.

Po tylu miesiącach.

I nie żeby kupowali nie wiadomo ile, czy w ogóle cokolwiek…

Czy oni muszą być w takich miejscach?

Miejscach, które liczą ludzi koszykami? Gdzie wiadomo, wciąż maseczki, w niektórych testy, odstęp ma być, ale ludzie maja to gdzieś. Czy ja mam to gdzieś? Nie!!! Zawsze wolałam jak ludzie trzymali się ode mnie z daleka!

Teraz mogę domagać się tego głośno i prawnie, ale…

Tia, piszę to w Dzień Autyzmu i co z tego.

Prawda jest taka, że niby każdy wie wszystko i depresji, autyźmie, stanach lękowych czy schizofrenii, ale jednak, jak zderzają się ze mną, widzą mnie z Chowańcem, to wiecie, jest dziwnie. Nie rozumieją nic, a przecież ja nie domagam się rozumienia ino odstępu i nie gadania w kierunku mej osoby!!!

I tyle…

Czy znów tego lata trzeba się będzie chować przed nimi?

Przed tą ich chciwością wszystkiego. Tlenu, miejsca, rzeczy, przestrzeni, wszelakich wolności, jej braku, zapachów i dźwięków…

Jak będzie?

Może lepiej nie myśleć…

Ten wpis został opublikowany w kategorii Bez kategorii. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.