Pan Tealight i Niepogrzebany Pogrzeb…

„No więc trumna była na wierzchu, wieńce wciąż w rękach żałobników, a cała impreza, choć zaczęta, nie mogła się zakończyć bez wlezienia pudła do dziury, jednak, choć dziura była, pudło było uparte i wleźć nie chciało.

Zawartość się mu nie podobała.

I to kompletnie.

Te wszelakie falbanki, ten atłas i poduszeczka w różowo-pudrowym odcieniu? Szczerze? No i złocenia na boczkach oraz malutkie perełeczki seryjnie swędziały. A może to była ta cholerna koronka, o której mówiła, że nie chce. Że sobie nie życzy. Naprawdę postawiła sprawę jasno.

Naprawdę.

Jebnęła nawet wiekiem przytrzaskując dwa palce i pięć macek.

Ale i tak zrobili jak jak chcieli, nie jak ona chciała… no i cała reszta… widzicie, reszta, w zwyczajowym świecie zwana trupem, ale tutaj będąca mieszkańcem sezonowym, wcale nie zamierzała się dać położyć i tak dalej. To jeszcze nie był sezon, ale chciała, wiecie, te pandemie, no mieć pochowane mieszkanie… jednakowoż bez siebie samego. Znaczy ciała. Znaczy, no wiecie…

Wieko, czyli kamień, miało być odsuwane, w późniejszym czasie jakieś drzwiczki może, w końcu wszystko w skarpie usytuowane, dodatki zamontowane, nawet i wszelakie udogodnienia zewnętrzne i tak dalej, ale cała reszta musiała być jak należy, by nikt nie nabrał podejrzeń…

Ino ta Trumna

Nie chciała się dać pochować!!!”

(„Sklepik z Niepotrzebnymi” Chepcher Jones)

Z cyklu przeczytane: „Idealne dziecko” – … no właśnie dzieci. Kwintesencja niewinności i wszelakiej delikatności… Serio? Ktokolwiek w to wierzy? Naprawdę nikt nie oberwał od kilkulatka, który próbował uzyskać jakaś przewagę, tudzież, zwyczajnie chciał sprawdzić co zrobicie…

Wciąż wierzycie w dziecinną niewinność słysząc o zbrodniach popełnionych przez małolaty?

A może jednak, to tylko dorośli, bo przecież… spójrzcie w one oczy dziecięce, oną słodycz wszelaką, przecież to dziecko nie zna zła. Przecież… no właśnie… ale potem nagle widzicie dziecko skrzywdzone przez innych i zaczynacie rozumieć, że to jednak dorśli, silniejsi zawsze są winni, że przecież, szcególnie będąc lekarzem, widząc to stworzenie, bidę się trzęsącą, no zujecie, coś w was pyka, coś zaskakuje, na dodatek z żoną od dawna staracie się o dziecko, ale się nie udaje, więc dlaczego nie?

Może jednak to los?

Oto opowieść nader na czasie, gdy to aż zbyt wielu mierzy się z oną podstawową przeciwnością losu, czyli stworzeniem rodziny, jak to ludzie lubią mówić: pełnej. Znaczy wiecie, mama, tata i dzieci. Wiadomo, że opcji jest sporo, ale niektórzy próbują i nie wychodzi. Ni tak, ni tak, albo inne wersje są zwyczajnie nie do przyjęcia, przecież nikogo nie można zmuszać… przecież świat jest dla każdego odmienny, specjalny, więc… jednak on jest lekarzem, ona pieęgniarką, a dziewczynka przyjęta na oddział potrzebuje pomocy, bo świat na starcie ją skrzywdził…

No tak.

Dobra.

Czy to spojler? Nie sądzę, bo większość pewno oglądała film z Renee Zellweger „Przypadek 39”, tudzież czytaliście o zbrodniach popełnionych przez dzieci, lub też… no wiecie to z własnego doświadczenia, czy jednak… nie wiem, wciąż jesteście tak młodzi by ufność nosić na wyciągniętej dłoni…

… ale od początku czujecie, że z tym dzieckiem coś jest nie tak.

No sorry.

I czujecie się winni za ono CZUCIE.

Powieść jest dobra. Pokrętna. Wciąż nie wiecie czy macie rację, czy jednak nie. Gorzej, do końca nie jesteście pewni, ale jednak podejmujecie decyzję, stajecie po jednej lub drugiej sgronie… dorosłych lub dziecka. A może jednak… no właśnie, może to coś więcej? Coś ponadnaturalnego? A może… i przez to autorce udaje się człowieka przyssać do książki i nie pozwala się oderwać. Bo nie wiecie.

A może wiecie, już jesteście pewni, a jednak…

W końcu…

Ech, warto!

Słoneczko, kwiatki i pierwsze pąki!!!

Alleluja!!!

Znaczy wiecie, już poświątecznie, ale jednak, warto zaznaczyć, że mamy sobie wiosnę, wieje i dom wydaje dziwne odgłosy, pada i też skrzypie i się zastanawiam, czy po tej zimie i jeszcze onych wiaterach, wiecie, czy to wszystko nie sprawiło, że nasz dom zaczyna gadać. Znaczy próbuje się z nami porozumieć? No niby nie Wigilia była, ale jednak, może się mu pomieszało, czy coś?

Wiecie…

Może jednak chce nam coś przekazać?

Gada ludzkim głosem, a człowiek takowa niemota i wiecie, wciąż tego nie kuma wszystkiego. No wszelako. Może jednak wartałoby porozumieć się bardziej werbalnie z domem? Bo jakoś takoś, szczerze, te poski, zgrzyty, walnięcia, czasem coś spadnie…

Może i poltergeist się zdarzył?

No wiecie, takie czasu, że wsia mamałyga się namnaża.

Chociaż mrozy były i może wszelakość robaczna się wymroziła, miejmy nadzieję, że nie podziałały chłody na nich, wiecie, w ramach płodnościowych bo z tymi kleszczami, to po prostu zgon od razu. W las nie można, nawet w trawnik!!!

Zgroza!!!

Ten kolega ze zdjęcia, to moja nowa miłość.

Tak, Chowaniec o nim wie.

No ale weźcie no, jak on słodziak może się niepodobać komukolwiek. Jest cudny, ma biały zadek i ogólnie mówiąc tyle włosia, że na swetry będzie… znaczy by było z samego czesania takiego rogatego pieseczka. Nosz nie kumam czemu niektórym to się z szatanami i biesami kojarzy. Nosz przeca on taka niewinność chodząca, a że bodzie, tosz to jak oddychanie dla niego…

Albo i co lepszego.

Ale… oczywiście w dobie onych kolejnych, zaskakujących mało, zmian i tak dalej, wiecie, testy na prom już nie, ale do Szwecji tak, jakie, nikt nie wie, co i po co, też nie wiedzą, ale zamotanie jest, a sezon powoli skrzydła rozwija. Drzewa pączkują, wszystko się przebija spod zesżłorocznej liściowości… jakby chciało przebić i zniszczyć na zawsze 2020, a ja tak se myślę, że wciąż jak dla mnie, to to nie był kiepski rok, ten za to, poza kilkoma cudami, to jest porażka.

Mega.

Wiem jedno, te czasy udowodniły, że jak kasa jest, to i wolność jest. A wszelaka nierówność społeczna obecna jest w każdym zakątku świata.

I już…

Ameno!

Ten wpis został opublikowany w kategorii Bez kategorii. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.