„No jakoś tak się zalągł, pod dachem… Zaskrzypiec.
I wiecie, niby na początku jakoś takoś cicho był, nie chciał się ujawniać, a że szafy tam nie było, właściwie żadnych mebli, nie mówiąc nawet o podłodze, no i te wiatry, które wpadają i wypadają i jeszcze kręcą tak bardzo, więc… wiecie, wciąż całe to miejsce było w onym stanie niewykończenia, niestraszenia, możliwości wszelakich, to ino zwyczajnie na dół nie złaził, do pewnej nocy.
Wietrznej nocy.
Możliwe, że nawet tej, podczas której woda wdarła się pod dachówki i postraszyła Wiedźmę Wronę Pożartą… no wiecie, zdarza się tak czasem, jak wam dachówki lekko niestykają, ale potem wsio jest okay, więc… niby nic się nie stało, ale strach był, więc i tak nikt by go…
… onego Zaskrzypca, nie zauważył.
No weźcie.
Tak naprawdę, to nikt nie pamiętał kiedy zdali sobie sprawę z jego istnienia. Jakoś tak, wiecie, nienarzucający się był, ino, że coś poskrzypiwać zaczęło, najpierw tu, potem tam, w rogu domu, dziwnie jakoś, niczym kod Morse’a czy jakieś inne gadanie, niczym pradawnych języki…
A on się ino po plecach drapał…
Jak się później okazało.”
(„Sklepik z Niepotrzebnymi” Chepcher Jones)
Książki… tym razem dostane of dobrej duszy.
Thank you Dolly!
No więc tak…
Przez jakiś czas rząd panikował, że ojojojjj Wyspa się wyludnia i co to będzie. Najpierw zrzucili uchodźców, którym się tutaj nie podobało. Nie oszukujmy się, oni nie chcieli dziczy, zadupia, ale miasta, więc se pojechali… i tyle. Na ich miejsce pojawili się Duńczycy, Szwedzi i Niemcy, mniej więcej, którzy chcą tutaj mieszkać, albo, wiecie, byli rok temu na wakacjach i się zakochali, bo tak pięknie i w ogóle…
… jak najbardziej rozumiem.
Mam na dowód pewien wywiad. Wiecie, ten, w którym Chowaniec występuje dzielnie i tak dalej… no i wali też niezłą bombkę tam, ale to pomijamy milczeniem…
Jednakowoż…
Chodzi mi o onych nowych na Wyspie.
Jak pewno pamiętacie, albo i nie, badając stany psychiczne osobników przeprowadzających się na Wyspę wyodrębnilam kilka etapów i pierwszy z nich to zwykłe załamanie roku pierwszego. Wiecie. Byli na wakacjach, było im dobrze, słońce, morze i tak dalej, ale z czasem zauważają, że sezon to jedno, a zwykłe życie, oczywiście szczególnie teraz, to…
Nie jest najłatwiejsze.
Naprawdę mocno mną trząsnęła opowieść starszej pani, która miała nadzieję, że wnuki przyjadą, wiecie, na święta, jedne, drugie, trzecie… i tak tkwi sama oczekując na ich przyjazd i jakoś takoś, nie widać tego.
Bo to taka bardziej myśląca rodzina…
Może i znajoma z konsekwencjami?
No nie wiem…
Powiem jedno, za naszych czasów nie było klubów zrzeszających się przeprowadzających. Nie było podarunków dla tilflytterów… nie było wiele, ale jakoś daliśmy radę. Było kurewsko ciężko i przyznaję, że wcale nie jest łatwiej teraz, mimo iż człowiek, czyli Chowaniec, nie oszukujmy się, coś osiągnął, ja…
… ja nie wiem już o co mi chodzi.
Ale podglądam se tych nowych i śmiech mnie ogarnia.
Nie potrafią znaleźć sobie domu, jęczą, koty ich ganiają, wszelako fascynacja miesza się z brakami w aprowizacji i zwyczajową głupotą. No bo szczerze, nie mają Googla? Do wszystkiego potrzebna jest grupa na Facebooku i oczekiwanie, że ktoś inny za nich posprząta, ulula do snu…
… najlepiej wiekuistego, i jeszcze dziećmi się zajmie.
No i powie co i jak…
I pracę da, albo kasę…
Jakby co, to oczywiście w tych okolicznościach roku pory są też ogłoszenia o pracę. Ci szukają pracowników, najczęściej nieletnich, tamci znowu szukają pracy… i oczywiście miejsca do zamieszkania. Jak na razie najlepsze odpowiedź, to kupcie se przyczepę i zaparkujcie na campingu.
Będzie i dom i woda i tym podobne…
Nie wiem, jakoś inny świat się przede mną otwiera…
Czyż tak durna byłam, że walczyłam i wciąż walczę o wszystko sama, a nie lecę z pyskiem do mediów? Chociaż, pyskuję sobie tutaj. Ale tu nikt mnie nie czyta. Jakby ktoś chciał wspomóc, to paypal na górze pod DONATE, a merch na Spring.
Tak napiszę.