Pan Tealight i Pudelek czarownicy…

„Ekhm… że wiecie, zwykle to myśli się, że kot…

Kot i to czarny.

No wiecie, jednakowoż istnieją pewne standardy… znaczy postrzegania ludzi postrzegających innych osobników i wszelako, no jakoś tak rozpoznających się na wzajem, czy coś w ten deseń. Albo i co więcej… no pewno że to stereotyp jak nic, ale jednak, jak z miotłą… wiecie, Wiedźma Wrona Pożarta miała kompletnie inne postrzeganie własnego jestestwa i co jak co…

Ale nikt nie mógł jej narzucić jaką wiedźmą być.

Ha!

Dlatego, gdy przyszła oferta z tym całym pudlem, to szczerze była lekko zainteresowana. No bo czemu nie? Piesek, to zawsze dobra sprawa, nawet jeśli niektórzy dodaj, że: z grilla to dopiero jest super… ale… oferta przyszła, czyli znowu chcieli jej coś sprzedać. I to szczerze, mocno i bardzo. One listki ze zdjęciami i wciąż obniżającą się ceną znajdowała w skrzynce na listy codziennie, a dokładniej Chowaniec je przynosił, zresztą, wetknięte za wieniec na drzwiach też były, ale żółtawe, pasujące kolorystycznie do wiedźmiego domu… ślicznego Misia.

Ale jednak miała misia… miała wron i mew stado i miała jeszcze siebie samą, no i Pana Tealighta z tymi jego dodatkami, więc… nawet jak cena była już z dopłatą… cóż, właśnie wtedy zaczęła być najbardziej intrygująca, jakoś tak przestała się tym interesować. Jakoś tak… i karteczki zniknęły…

Albo też ktoś inny je zbierał?”

(„Sklepik z Niepotrzebnymi” Chepcher Jones)

Tak się zastanawiam, że naprawdę, już mocno, mam dość tych bombardujących mnie wieści, a nie mam TV i nie czytam newsów, a jednak, jakoś mnie dopadają… wiecie, ktoś coś wrzucił, coś się pokazało na FB czy Instagramie… wiecie, samo się na człowieka wrzuca. Skacze tak na niego i zwyczajnie, maksymalnie mocno, przydusza i mocno przypiernicza…

A przecież…

Przecież życie toczy się dalej.

A może jednak się nie toczy, bo jakoś takoś, no zwyczajnie tego nie czuję. Jakoś tak ona codzienność, to tylko umijający czas, nic poza tym. Pewno, że jak kogoś na to stać, to siedzi sobie w domu, robi zakupy on line i wiecie, jakoś tak się kręci. W ogóle właściwie nie wyłazi, podobno też wszelkiej maści Netflixy i inne tam, nie wiem jakie HBO? Mniejsza o nazwy, ludzie oglądają.

Ja nie potrafię, od razu książka, jakaś robota i…

No nie daję rady.

Nie dla mnie, introwertyka totalnego, takie rozwiązania. No dobra, nie wyznaję się na zakupach. Naprawdę. Kompletnie. Nie chce mi się i po prostu, jakoś tak… wiecie, nie oszukujmy się, nie stać mnie. Z pustego i Salomon i tak dalej. Może brak mi praktyki? Albo jakiegoś myślenia? Wiecie, one konsumpcjonizmy i tak dalej? Może tyle tego nie mam, a może, zwyczajnie, nie ma tego, czego bym pragnęła? Może jednak to coś, czego pragnę jest za darmo? A może powinno być za darmo? Wiecie, świeży, wolny świat, wszelako piękny, zielony…

Szyszki…

Kamyki… no wiecie…

… więc jak tam u was leci ten dziwny czas?

Bo tutaj to już nie wiem… za to wciąż ludziom się wydaje, że jest tak super i należy się przeprowadzić właśnie na Wyspę. Wszelako znalezienie domu do wynajęcia! Wszelako kupno posesji porządnej, to obecnie naprawdę coś niemożliwego. Znaczy, można spróbować z gruntem, ale… spora część z gruntów jest dość głęboko przykryta toną innych wiadomości, a ludzie szukać nie potrafią… sami wiemy jak to może być cringowo, gdy kupuje się dom, o którym dziwnie nikt nie wiedział, że jest n sprzedaż, a na dodatek gość od nieruchomości od razu zabiera tablicę dotyczącą sprzedaży, zwykle naklejają napis: sprzedane, szukamy podobnych…

No akurat ta firma, więc…

Może jest w tym coś więcej?

Wiadomo, że wiele domów zostało kupione kilka lat temu po zawyżonych cenach przez ludzi z Kopenhagi, których na to stać. Domy one zwykle stoją samotne, nawet przez lato, oczywiście teraz, wiecie, czasy się zmieniły! He he he, jakoś ludzie z miasta uważają, że przyjazd tutaj będzie lepiej podkręcał codzienność i… mamy marzec, koty robią co zwykle robią… i co? I nagle na grupie Gudhjem na FB pojawia się wpis, iż panienka ma NADZIEJĘ, że to co słyszała, to kot był, a nie dziecko, bo ona tego nie rozumie, że jaby to dziecko miało być…

Tak, jest to napisane w taki dziwny sposób.

I nagle człek se uświadamia dziwność tego jak to on się tutaj przeprowadzał, jak inne wszystko było, jak bardzo był sam…

I jacy są oni.

Nowi… ale o tym za dwa dni, bo wiecie, się uzbierało.

Ten wpis został opublikowany w kategorii Bez kategorii. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.