Pan Tealight i Sięstarasz…

Skrzat Sięstarasz oczywiście był zajęty.

No jak zwykle.

Był tak zajęty, że nawet jego własny cień próbował aplikować o jakiś urlopik, ale nie miał na niego czasu. Naprawdę! Sam wiedział, że nawet jeśli napisze to podanie, znaczy znajdzie czas by je napisać, wydrukować, kopertę znaleźć, adresik, wiecie, do tego znaczek czy coś… no nie, nie miał na to czasu i tyle. Nie miał czasu na pisanie podania, ale też nie miał czasu, by w ogóle pogadać ze szefem, co mogłoby skutkować onym jakimś tam urlaubem, czy innym wywczasem, lecz…

Nie było kiedy.

A sam Skrzat

No to samo, ciągle zagoniony, ciągle to i tamto, piętnaście list z cyklu co zrobić dzisiaj, dwadzieścia w planach ino na najbliższe godziny i wszystkie są na teraz, znaczy na zaraz, a najlepiej, to coby było już zrobione.

Ale się starał.

Naprawdę!!!

Starał się by wszystko było dopięte na najmniejszy guziczek i jeszcze dodatkowo nie rozchodziło się w szwach, i oczywiście miało guziczek zapasowy, i zapasowy do onego guziczka, no wiecie, normale…

Ktoś po prostu musiał!!!”

(„Sklepik z Niepotrzebnymi” Chepcher Jones)

30 grudzień.

Minęło właściwie kilkanaście godzin od konferencji prasowej i wszelakiej odezwy do ludu i co lud robi? Tłoczy się w jednym sklepie. Tłoczy się i kupuje wiele napojów wyskokowych. W jednej z alejek trwa spotkanie przekupek rąbanych, nie można przejść, więc moje anxiety już zrobiło w myślach z butelek obok tulipanki i rąbneło nimi one pieprzone, durne babska…

Zdziwiły się jak ryknęłam.

Chyba nie wyglądam na takie, co wydają dziwne dźwięki…

No wiecie, publicznie.

Tak, wiem… sklepy mamy oczywiście pozamykane, otwarte są wyłącznie tak zwane spożywczaki, które u nas mają trochę więszy zapas rzeczy, ale jednak, tak szczerze, to właściwie żarcie i szczoteki do zębów. Sklepy są zamknięte, co mnie fascynuje, bo ludzie tłoczą się w tym jednym, który jest otwarty kupując, jak widać, całe masy wystrzałowego picia i żarcia.

Kolesie w markowych ciuchach, a co, Kopenhaga zjechała telepocąc się może i w promie przez te 5 czy 6 godzin, albo samolotem… szybciej, jednak przecież mogą. Choć państwo prosi by nie, to wiecie, kto słucha? Choś zaleca się testy i tym podobne, to jednak, no jakoś tak, wiecie, jakoś tak niewielu słucha. I ci słuchający, naprawdę grzeczni, się poddający… się zaczynają…

Mieć wkurwa.

Ze mną włącznie.

Wielkiego… rosnącego…

Oczywiście, że strzelają.

Jeśli ktoś wam mówi inaczej, kłamie. Nawet tutaj, na obrzeżach, słychać, ktoś może wam wrzucić bombkę do skrzynki na listy i tym podobne.

Nigdy nie zapomnę kolesia, który nam upaćkał kilka lat temu jakimś dziwnym kremem zamek w drzwiach… szczerze, powinnam wezwać policję, a nie zbliżać się do nieznanej substancji, no weźcie, w dzisiejszych czasach!!! A ja posprzątałam i tyle. Kurna, ludzie, pierdoli was, czy co? Dzieciaka wysyłasz na wojnę?

Co, przegonić ma zasranych Polaków?

Oj tak, nie oszukujcie się.

Nie lubią nas tutaj… oj nie.

I nie będę przypominać jak to okazują, ale… coraz mniej ich, choć dzieci robienie z kim się da wciąż jest w normie i wiecie, bycie ze sobą „po polsku”, to jednak jakoś ten dziwny kraj na południu zaszedł Duńczykom za skórę. Spoglądając na to wszystko historycznie… hmmm, patrząc lekko genetycznie, kurde, no weźcie no!!!

Wyglądacie jak mieszanka Polaka i Szkota.

Ino zadufanie w sobie macie… ono skandynawskie.

Trzeba się tego nauczyć i nie odstawać od innych, więc w nowym roku postanawiam zostać da bitch!!! Bo chyba ino to zostało w tym dziwnym świecie. Łokcie, wszelakie dbanie o siebie, wiecie, trzeba zacząć o siebie walczyć. Dość bycia workiem treningowym. Może jednak spędzę ten rok chowając się pod stołem, może nie…

Happy New Year…

Nienawidzę Sylwestra!!!

Ten wpis został opublikowany w kategorii Bez kategorii. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.