„Bo przecież czego miał się bać?
Niczego nie mógł.
Wiedział wszystko, znał wszystko, wszystkim się naprawdę szalenił i wszelako… zresztą, no przecież on był wielkim, jedynym i niepowtarzalnym i jeszcze mocnym, wielkim Szałem Wszystkiego. Był bóstwem, awatarem, kapłanem najwyższym i tak dalej. Bo po co się ograniczać?
No szczerze, po co?
A jednak, jakoś ostatnio jakby coś go kłulo, coś nim szarpało, coś jakoś tak potęgowało w nim dziwną grozę, która dla niego nie tylko była niesamowicie niezrozumiała, szalona bardziej niż on i jeszcze… i jeszcze kompletnie bezsensowna. Totalnie i mocno. Wszelako i potęgująco się…
Potęgowała.
Znaczy ona uczucia.
Się w nim… wiecie. Wciąż coraz bardziej, jak uporczywe swędzenie, jak jakieś takieś drapanie w garde, którego nie można jakoś tak spłukać, wydrapać sobie, jakoś tak tego odmienić, jakoś…
Nie wiedział o co chodzi, bo przecież był Szałem i szałem wszelakim, zazębiającym się o każdego i wszystko, a jednak… nie wiedział, co ma zrobić. Nie rozumiał tego. Nie potrafił skapować co z czym, oszaleć siebie w tym.
Nie umiał.”
(„Sklepik z Niepotrzebnymi” Chepcher Jones)
Z cyklu przeczytane: „Śmiertelne kłamstwa” – … no dobra. Przyznaję, że nie podeszłam do tej książki w podskokach. Nie chciałam jakoś tak się za bardzo napalać, chociaż tematyka była taka niesamowita, ale… ale widzicie, spoglądanie w przeszłość, one błędy, niedowidzenia…
To zawsze intryguje.
Zawsze.
Jeśli chodzi o tę opowieść, to przygotujcie się na wstrząs, potem wiele niedowierzania, szok, mocne lanie po myślaniach, przepraszanie stron, że mówiliście im, że będzie inaczej, że są może i nudne, choć sporadycznie, bo przecież cała akcja rozwija się dość szybko, ale nie odrzuca ipisów i dzięki temu otrzymujecie doskonały obraz przeszłości…
Który jest kłamstwem.
No… może nie do końca…
Ale jest.
Oto opowieść o rodzinie. O tym w jaki sposób spogladamy na świat w młodszym wieku, czego nie widzimy jako dorośli, o siotrach, o miłości, rodzinności, o domu, który wale nie musi być bezpiecznym miejscu, o kłamstwach, sekretach… ale tego się człek spodziewa, czyż nie, w końcu to tak aksiążka… rodzinna, ale i przerażającą, gdy uświadamiacie sobie, że ona wszelaka bliskość, czy to sąsiedzka czy rodzinna, może być… całkiem inna niż… wygląda.
Podobnie… miłość.
I szkoła.
Dobra powieść.
Pełna, miejscami wstrząsająca. Dziwnie spokojna, by nagle po prostu trzepnąć człowieka w łeb i przypomnieć mu jego przeszłość.
Na zewnątrz ciemność…
Na pewno listopad, właściwie już końcówka października, były ciemne… podobnie ta pierwsza połowa grudnia. Ciemność, szarość, kompletny brak światła. Nie wiem jak to wytłumaczyć, ale tutaj to zdarza się bardzo rzadko. Raczej jesteśmy ciągle bombardowani światłem. W końcu to czas, w którym zawsze tworzyłam najlepsze zdjęcia wschodów i zachodów słońca. Wiecie, idealny czas, nie trzeba wstawać koszmarnie wcześnie, nie jest jeszcze zimno…
Choć tutaj zimno, to sprawa względna.
Bardzo względna.
Nie oszukujmy się, maksimum to jakiś przymrozek przygruntowy i tyle. No chyba… chyba, że nadchodzi wiatr, wtedy już się nie skryjecie przed dziwnymi piorunami, strzałami lodu, które męczą i mięśnie i nerwy.
Od razu…
Paraliżują.
Ale jak na razie, przez jeden dzień troszkę popadało.
Obiecują coś na Jul, ale czy ktokolwiek wierzy jeszcze prognozom pogody? Tak szczerze? Naprawdę? Wierzycie? Ogladacie?
Wiem na pewno jedno…
Nasza poczta znowu daje dupy.
Albo dostajemy ją raz w tygodniu, albo tylko taką, wiecie, paczkowatą, większą, sygnowaną. Wszelkako wymagającą człowieka w domu. To męczy, bo jak wyjaśnić innym, że nie, że my Narnia, tutaj Aslan odbiera pocztę i przysięgam, że czasem żuje świntuch koperty. Naprawdę. Kartki chyba podgryza i zlizuje znaczki z nich. A już na pewno pieczątki!!!
Czasem myślę, że to dobrodziejstwo…
Wiecie, bycie taką Narnią…
… oczywiście dopóki nie chcą was zmienić w miejsce wyłącznie dla bogaczy i wyprowadzić wszystkich do slumsów gdzieś pod Kopenhagę, tudzież zwalić nam na głowę atomówek i tak dalej… lub straszą Rosją, której ludzie szczerze wciąż tutaj się boją. Ten strach jest namacalny. Obecny.
Żywy.
Ale, teraz wsio poddaje się onym restrykcjom, które…
Hmmm, wszyscy chyba mają dosć wszystkiego.
Ja bym chciała zakupów, ale sponosrów brak. Ktoś chce zasponsorować mój fimik, co to mamy w sklepie? Hmm? Ktokolwiek? Można płacić książkami z Empiku, które sama zamówię. Bez urazy, ale mam już swoje ukochane…
… na przykład Redondo wznowili!!!
AAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAA!!!
Czy uda mi się ją w ogóle kupić? Oną trylogię, która przywróciliła mi wiarę w książki? A może jednak nie i znowu będzie płacz i zębów zgrzytanie. Chociaż, czas tak pędzi, że pewno bardziej ich klekotanie niż zgrzytanie.
He he he…
No dobra, nieśmieszne.
Czy ludzie tutaj czytają?
Oczywiście… ale ceny książek zwaliłyby was z nóg. Tak powyżej 50 zł za tom. Nie no, pewno że są obniżki, ale jednak…
Kogo stać?
Tak… pierdół mi się chce.
Bardzo.