Pan Tealight i Kosmiczna Kraksa…

„Znaczy gwiazdka wjebała sie w gwiazdkę, jednej odpadł rożek, druga dziurkę zarobiła, a Wiedźma Wrona Pożarta Przez Książki Pomordowane nie miała srebrzystych nici… znaczy, oczywiście, że zaproponowała, że kogoś oskalpuje z odpowiednich włosów… ale wiecie, Gwiazdki lekko pobladły na te słowa. Jakby już nie były przygaszone widocznie… i jednak nie.

A szkoda…

Miała doświadczenie, ale na wieść o tym, którą oczywiście nie omieszkał pochwalić się Pan Tealight, kompletnie im się na chwilę zgasło. Cienkie bicze, no. Weźcie no. Przecież myślicie, że skąd to wszystko się bierze. Pierdzi Junikorn i już? Nie, wszystko to ciężka praca.

Najczęściej czyjaś.

W końcu jakoś je pokleili i Smok z Komina, czyli Smoczyca matka bliźniętom, wszelako lepsza niż jakaś tam Daenerys czy inne jasnowłose niebożę… rany, jak ona klęła jak jej ktoś pokazał odcinek GOT.

No naprawdę…

Do dziś lepiej jej o tym nie wspominać. Miała zamiar lecieć i nakopać tym ludziom od scenariusza, ale wiecie, Koronki do Najświętszego Serca Chorobowego nadeszły, więc w końcu ospuściła, ale wciąż wkuta wyniosła Gwiazdeczki w górę. Na jasne niebo, bo trochę to trwało, więc zobaczyli, że krzywo wiszą dopiero następnej nocy, ale jakoś tak… nikomu to nie przeszkadzało.

A na pewno nie Smokowi z Komina.

Hmmm…

Magiczne stworzenie z niej…”

(„Sklepik z Niepotrzebnymi” Chepcher Jones)

Pamiętacie, że miałam problemy z zamówieniem z Empiku?

No więc… oddali kasę, dodatkowo mieli 3 książki w cenie 2, więc… hihihi… kolejne dwa Pratchetty… tia, wiem, jeszcze jakieś 40 przede mną.

Ech.

Åremyr wygląda dziwnie.

No ale… ulepszyli go.

Znaczy je, wiecie, jezioro.

Co po duńsku oznacza wjechanie ciężkim sprzętem w lesistość i rozpierdolenie wszystkiego. Niby rozumiem, jest teraz po bokach ścieżka i pewno z czasem to się jakoś, może jednak rozrośnie, odrośnie… chociaż, nie, nie oszukujmy się, bo ja już się nie oszukuję. Dlaczego? Bo po tym jak porządki na Gråmyrze robili kilka lat temu, ona mała lesistość się nie podniosła, wprost przeciwnie…

I gdy to piszę, wyskakuje mi reklama jakiegoś czegoś, co to obiecuje oczyszczenie się w ramionach natury… na wyspie pewnej… no oczywiście, że dostaję reklamy Wyspy, jak dojechać, jakie są bilety, gdzie zamieszkać, przecież… to wszystkotakie inteligentne. I tak, wiem, że jest coś takiego, jak wsadzanie reklam niepasujących by nie podejrzewać ich o szpiegowanie…

Błagam, mnie nikt nie musi szpiegować.

Nie umiem kłamać!!!

Wsio powiem!!!

A ta reklama w obliczu tego, jak zniszczono Wyspę przez ostatnie kilka lat, to coś prześmiewczego. To okrutne!!!

Ale, idziemy nad jeziorko.

Bo czemu nie, no dobra, głównie dlatego, że choć mokro, to tutaj względnie ziemia ubita, więc człek nie zamoczy się za bardzo. Może? Może nie? Kto to tam wie, co będzie. Ludzie jakieś dziwne.

Co oni domów nie mają?

A myślałam głupia, że tylko ja wpadłam na ten pomysł jak durna zapominając, że Duńczycy, jak ino coś w gazecie, to od razu muszą to obejrzeć, a ponieważ powstały dwie ścieżki nowe, ta tutaj i ta w Ekkodalen, no więc…

Ech!

Blech!

Ludzie…

Zachód słońca.

Nie no, przecież dopiero 13ta, więc… zresztą, tego słońca to w ogóle jak na lekarstwo. Kilka dni temu mieliśmy słoneczny dzień. Od 8ej do 14tej. LOL I fajno, wiadomo, zimowo się robi, ciemno i kocham to strasznie.

Jakoś chyba tylko ja, więc wiecie, na razie tuptamy.

Na wodzie oczywiście nie ma lodu, ale jest ona cisza.

Tak właściwie, nagle gdzieś ludzie znikają, wspinamy się na wzgórek i leziemy w kierunku, w którym mało kto idzie, bo tam i woda i bagnisto i najpiękniej. To takie miejsce, gdzie co prawda teraz zrobili miejsce na rozbicie namiotu, które mnie ubawiło, bo po pierwsze, to skała lita pod spodem, więc nieźle, powodzenia życzę, a po drugie, ludziom się to nie spodoba.

Serio…

Ale jednak co jak co, w poszukiwaniu ciszy, to tylko tutaj.

I liści i grzybów zabawnych…

… i jeszcze innych wszelakich cudów natury. I chyba kilku kurchanów, no ale… jak odważycie się wejść trochę opłotkami dalej, spotkacie stojący kamień, któdy nazywam Dziadkiem, wielce pra pra pra… taki z grzywką mszaną, zniszczony grób, prawdopodobne pozostałości po miejscu, które wciąż święte jest, które…

… tak kocham.

A potem, jak już z kamieniem, kamieniami właściwie, pogadam… zauważam, że robi się ciemno, no wiecie… nagle już 15ta, a jeszcze droga z powrotem, w dół, koło kolejnego krowiego dziurzyska, które też jest cudem prawidzym, między pniami, na których przyjęły się, zakiełkowały zeszłoroczne nasionka sosenek…

Między drzewami, resztkami światła i tak…

Załapię się na zachód słońca.

Ino na niebie, coś tam w kolorach, w końcu z powrotem…

… między drzewami, w kolorch, coś odbija się w Lilleborgu, a potem szosa i oczywiście znowu jezioro. Walę tę ścieżkę. Nie będę jej dziś macać. Oj nie. Wciąż chyba na niej ludzie, a i ciemność szalona już. Niby niebo wciąż kolorowe, odbija się w jeziorze barwami znajomymi, ale jednak…

Wiecie, Chowaniec głodny!!!

LOL

Ten wpis został opublikowany w kategorii Bez kategorii. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.