Pan Tealight i Mała Dziewczynka…

„O kurde, ona nawet miała kucyki z kokardkami.

Wiecie, takie, jakby się zerwała z majowej imprezki za czasów komuny, kiedy to strój galowy był aż nader dokładnie ustalony. Krótkie kiecki, spódniczki się znaczy, granatowe zawsze, w odpowiednim odcieniu, często z poliestru dziwnego, co to przy większym cieple już się topił, do tego… białe koszulki, włoski w kiteczki, równe, często nazbyt mocno ściągnięte… aż człek nader zdziwiony był… i chociaż za tych czasów Wiedźmie Wronie Pożartej Przez Książki Pomordowane jakoś tak za dzieciaka zabraniano długich włosów i kolczyków, to jednak…

Miała taką spódniczkę i koszulkę.

I te podkolanówki.

Miała wszystko, łącznie z chorągiewką.

Szturmówką… się znaczy, wiecie, nie malutką chorągiewką, z plastikowym patysiem, ale taką wielgą jak kapa z łóżka z drewnianym masztem, co to go ciągnęła za sobą, więc wszelako był już bardziej jak szmata niż, wiecie, pięknie prezentujący się narodowoy symbol, wzmacnianie nacjonalistyczności, czy coś tam… ludzkie korzenie, wspólnota, znaczenia, symbolizmy…

No miała to wszystko.

Nie wiadomo właściwie dlaczego, bo jak twierdziła, grać miała w horrorze, ale jakoś się jej pobłądziło, więc nagle znalazła się tutaj i naprawdę nie wiedziała dlaczego i dokładnie skąd, ale jakoś się udało…

Nie ucieszyli się.

Ale udawali, że się zastanawiają nad onym ucieszeniem, w końcu to była tylko li mała dziewczynka, czyż nie?”

(„Sklepik z Niepotrzebnymi” Chepcher Jones)

Jazda w Szwecji…

Właściwie, to się nad tym nie zastanawiałam, że… że w Szwecji ta jazda jest taka inna. Możecie wybrać przecież przedzierajacą się i przez mokre i skaliste, czyli zwyczajową autostradę, gdzie ino z daleka widzieć jakieś domeczki, trochę pól, obecnie wypełnionych onymi marshamllowsami, wiecie, tymi wielkimi workami, co to pewnikiem kiszą sobie trawę…

A poza tym żadnych pól bardziej uprawnych.

Czasem krowy, czasem owce…

… ale w większości ino one zielone i podmokłe i rzeka szeroka…

… jedna i druga, i jeszcze jakieś w oddali, i w końcu, migotanie morza… czyli wiecie, wybrzeże. Bo na początku to jakoś tak płasko, potem znowu płasko, a potem nagle pojawiają się te skały, które zdają się podglądać, oceniać, albo i li olewać to wszystko, kto do końca jest w stanie zrozumieć one skały?

No kto?

Ale jazda…

Była sobota, więc brak ciężarówek i jakoś tak uderzała, mimo iż to dopiero druga połowa sierpnia, pustka na drodze. Nie ma Turyścizny, czasem zdarzy się kamper czasem auto na jakichś innych numerach, ale tak naprawdę… nie ma ludzi. I tak, tutaj liczby zarażonych spadają. Co więcej, udowodniono, że wielu poddało się testom chińskim, pewnie z jakiegoś Alibaby, no i mieli stresa za taniochę… wiecie, pokazują od razu, że ktoś chory, nawet aarbuzowi, więc dlaczego nie zwykłej, bidnej, wiecie, taka lekko paranoicznie zarobionej duszycce?

Ale też…

Możecie wybrać tak zwane opłotki, które często szczerze są opłotkami. Są drogami wyboistymi i mocno męczącymi żołądek.

Za mocno…

Ale co można zrobić?

Podjąć decyzję. I liczyć ile McDonaldsów po drodze człek tak… tak do linii Morza Północnego, do Bohuslän… naliczy. Jakoś dziwnie, później znikają i ich już nie ma. Wali rybą i krabem mniej świeżym, ale…

Hmmm…

Dziwne, kolejne miejsce… i Plaża Grubych Dam.

Tym razem zatrzymaliśmy się znowu w tym samym domku. A co… po raz pierwszy tak nam pykło, by przyjechać w miejsce znajome, mieszkać w znajomym – o czym później – a na dodatek w końcu dostać chłód.

Cudowny, niesamowity chłód.

Uwielbiam tę pogodę.

Tutaj jakoś nie było suszy.

Nocami pada, poziom wody dość wysoki, nie ma żółtych traw, soczysta zieleń jeszcze się nie dotknęła jesieni… wydaje się, iż to całkiem odmienny świat. Kompletnie. Jakby… jakby to, co było na południu, tutaj nie doatarło. Nie chciało? A może to te McDonaldy, no wiecie… może wolą jakiegoś burgera?

Ale nic to… oczywiście po podróży należy rozprostować nogi, więc…

… więc chciałam na Hamburgsundö. Nie wiem dlaczego znowu chciałam w miejsce, które jednocześnie mnie przeraża i fascynuje. Nie mam pojęcia dlaczego, ale jednak te skały, ta obcość, strach, jakaś taka „Piła” połączona z „Wzgórza mają oczy”… coś we mnie budzi. Może żądzę sensacji, a może to jednak chodzi tylko o te potwory, które można znaleźć na plaży.

Na tej plaży?

Albo o muszle?

Nie wiem, ale deszcz, wiatr i inne, jakoś mnie stamtąd nie wypędził, wścibstwo za to pokazało mi jeszcze jeden dziwny zakątek z trzema rybackimi domkami i łódkami, przyczepiony i do skały i morza, jakoś takoś dziwnie na miejscu, i nie do końca na miejscu… jakoś tak samotne, ale i wyzwolone. Do końca… a może i jakoś tak, tak na zawsze. Podobnie jak ta plaża. Nikogo tutaj nie ma, jakby świat dał mi chwilę na coś… coś więcej…

Coś…

Nie wiem.

To specjalne miejsce.

Ten wpis został opublikowany w kategorii Bez kategorii. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.