Pan Tealight i Wioska Tymczasowa…

„No jak grzyby po deszczu, czy coś w ten deseń, wyrosła sobie pod progiem Złotego Domu Wiedźmy

Wioska.

I to z Tubylcyma!!!

Z onym ogrodem wewnętrznym, takimi jakimiś konstrukcjami w środku, onymi drewnianymi, patyczkowymi, deseczkowymi domeczkami, malowniczo rozbiegającymi się od niego dookoła w mocno koliste uliczki, płotki białe i zielone i czerwone, i one dachy różnokolorowe… bo wiecie, tak z wysoka, to tylko tyle można było zobaczyć, w końcu wioska i Tubylcowie byli dość malutcy, a Wiedźma Wrona Pożarta Przez Książki Pomordowane raczej choć niska, dla nich wysoka…

Taka dziwna wersja onych „Podróży Guliwera”.

Tylko lepsza. Bo Tubylcowie gotowali smaczne rzeczy, sadzili w swoich ogródkach dziwne rzeczy i specjalizowali się… niestety było to dość przerażające dla Wiedźmy Wrony, w budowie wodospadów…

I to w naturalnej wielkości.

Nie, nie żeby zaraz pod Domem Wiedźmy, nie, nie byli tacy głupi, przecież nie zalewali by sobie wioski, ale malutkie, szemrzące projekty stały dosłownie wszędzie. I mniej dosłownie, zwyczajnie, naprawdę wszędzie…

I robily dźwięk…

Szmerząco-szemrzący… wywołujący sikające odczucia…

… bardzo częste.”

(„Sklepik z Niepotrzebnymi” Chepcher Jones)

Z cyklu przeczytane: „Zrodzony ze srebra” – … tom 5. Ekhm… czyli lecim dalej. I jak najbardziej, szczerze przyznam, że w tym tomie nie dość, że dochodzi do pewnego przełomu, to dodatkowo jest tak przepięknie magiczny…

Że go kocham!!!

Znaczy ona wie, że kocha…

A wszystko zaczyna się oczywiście lekko niewinnie. Samuel i Adam. Wiadomo, dwie strony, jeden medal, jeden wybór. Orzełek czy reszka, Królowa czy inny bajer… Mercedes musi wybrać, ale przede wszystkim musi coś przeczytać, no i jest jeszcze wampir…

Żeby tylko jeden.

A poza tym względnie normalne życie, znajomości i przyjaźnie i ciągłe to drżenie, że kojot, to jednak nie wilk, więc…

No sami wiecie, kolejna przygoda, dobrze poprowadzona ścieżka fabuły, która nie przeciaga, ale dostatecznie mąci. Związki, związki, związki… no po prostu bycie dorosłym jest trudne, na szczęście jest młoda i zawsze fajnie dogryzie, czy też… Pradawni. Ekhm, ci gryzą całkiem dosłownie. Jak zwykle cała masa magii, krwi i prawdziwej uczuciowości. Pewne rzeczy trzeba naprawić, pewne ponownie ustalić, a jeszcze inne wylezą jak to szydło z worka i kogoś włochatego dźgną w zad, by w końcu zrozumiał, to, o czym przed wiekami…

Zapomniał.

Mniam!

Vandmand.

Pierwsza meduza zobaczona.

Czyli jesień już jest. Nie ma odwrotu, wsio się zaczęło, wszelakie liście z brzóz zaczynają już spadać i ten zapach, dziwny zapach w powietrzu się pojawił. Chociaż nie, nie jesienny, nie ten znajomy, ale czasem, gdy zawieje wiatr, gdy coś dmuchnie, mimo żaru z nieba, jakoś tak nagle czuć… zimę. Naprawdę…

Czyż to nie dziwne?

Żar z nieba się leje, żar gryzie, nie pozwala się skupić, nie pozwala na spokojny sen, ogólnie mówiąc, wszelako pierdoli życie. Naprawdę. To jest po prostu męka, a potem nagle, z Niewiadomokąda, świata wszelako mało znanego, wyłazi ten dziwny, niepasujący do codzienności naszej obecnej, letniej, wiatr…

Wyłazi i parzy…

Jest ci gorąco, boli, dusi, ale jednak, ten wiatr nagle cię mrozi, więc wiecie, to sprawia, że znowu, po raz kolejny w tym roku jesteście zaskoczeni, skonfundowani wszelako, pomieszani, mocno zrąbani, bo przecież…

W tym roku nic nie jest znajome.

Nic.

Ale głupota oczywiście pozostała stara.

Nazbyt znajoma.

I Norwegia nas już nie lubi… wiecie, nie tak do końca, podobno, ale jednak uznali nas za strefę czerwoną podobnie jak Kopenhagę. Czyli za tych zaraźnych, zakaźnych i tak dalej. Ekhm… Po pierwsze maks zachorowań miejsce swe ma w Aarhus, ale tam nic nie powiedzą, bo norwegowie na wywczas tam pływają, więc wiecie, się nie da, ale stolycę, czemu nie, a że przynależymy podobno do tej samej części Danii…

To się nam oberwało.

Z drugiej strony, biorąc pod uwagę, że od 22go Polacy mają przypływać tym Jantarem, to może i mają rację. No jak nic, dotąd nie było zachorowań, więc teraz pewno jebnie na całego… Ale co tam, przecież, who fucking cares?

My będziemy musieli zapierdzielać w maseczkach, ale reszta świata niech się bawi, ech, no zobaczymy jak to będzie.

Na razie, to widzę…

Źle widzę.

LOL

Wiem, nie ma w tym nic śmiesznego… wyobrażacie sobie dobijające zimowe święta? Takie wiecie, nie dość, że w zamknięciu, to jeszcze bez giftów?

AAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAA!!!

Ten wpis został opublikowany w kategorii Bez kategorii. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.