„No więc…
No więc ona miała tak tylko na imię.
Zwykła bibliotekarka, nawet wiecie z typu urody, słabego od dziecka wzroku i wszelakiej manii wąchania stron… przewrażliwiona strasznie na punkcie zadartych i zagiętych rogów, oraz wszelakich obwolut, co to z nich folia złaziła… Kolekcjonująca papierowe bardzo gazety, z których farba drukarska nie złaziła, i owijająca w nią każdą książkę. Każdą napotkaną, każdą, którą miała w swojej biblioteczce i w swojej bibliotece, aczkolwiek… tak naprawdę obydwie kochała tak samo.
Jednak ta jedna była państwowa, a druga tylko jej.
Nie, nie dzieliła się swoimi książkami i trzeba przyznać, iż tymi pracowniczymi też niezbyt lubiła, ale jednak, praca to praca, więc… zawijała je, obwijała i ogólnie mówiąc, najchętniej by spoglądała na łapy czytających, ale przecież… No dobrze, policja powiedziała, że to napastowanie, ale on wyglądał jak zaginacz stron!
Naprawdę!!!
Jeszcze do tego żarł chipsy!!!
To dlatego wlazła do niego przez okno, wywaliła kwiatek, nadepnęła na tą nadpsutą lekko figę na talerzyku z niebieskim paseczkim i kaczuszkami… i normalnie, najzwyczajniej w świecie, w tych swoich białych rękawiczkach, pierdolnęło go w ten cieknący kichol… Na szczęście skończyło się na…
Nieporozumieniu.
Bo widzicie, on przeprosił i pokazał jej…
Swoją biblioteczkę.”
(„Sklepik z Niepotrzebnymi” Chepcher Jones)
Maseczki…
No dobra, nie będę się wykłócać o ich działanie, grzybienie, nieumiejętność zwyczajnego człowieka do ich wszelakiej obsługi ni o ceny… oj tak, o to najbardziej nie będę balladować. Naprawdę. Bo wiecie, większości nie stać na poprawne maski, większość ma z nimi problem, bo jednak, w dziwny sposób to jest jakieś tam ograniczenie swobód szczególnie po całym tym pierdzieleniu o burkach i zakrywaniu twarzy…
Ktoś pamięta?
Dla mnie to koszmar, ale ja jestem psychiczna, więc siedzę w domu i staram się posiadać z ludźmi kontakt zerowy.
I tyle…
Ale… czasem i ja muszę wyleźć z domu i kurna akurat jak mam wyleźć, to oni uchwalają, że od dziś nosimy maseczki? Sorry? Popierdoliło kogoś? Po pierwsze uno, to to, że maseczki powinny być już od czerwca, ale nie, bo przecież Turyścizna, bez urazy, wszyscy wiedzą, że to zwyczajne polityki i tak dalej, ale teraz kto oberwie po dupie?
Ten z izolacji.
Oj yes…
Szczerze mnie to wkurwia. Naprawdę. Bo do cholery, wpuściliście zarazy, pozwoliliście im latać, a teraz nagle obrywa się tym, co się z nimi nie stykali, i to tak dość paranoicznie wszelako, gadał z drzewami i tak dalej.
Oczywiście maseczek nie ma.
W dzień po ogłoszeniu, więc jeśli na przykład w robocie byliście dłużej, to wiecie, przesrane, no więc w dzień po ogłoszeniu masek niet i zostały się ino one chińskie z plastiku.
Szczerze, to jakby se torebkę foliową na gębę założyć.
I śmierdzi…
I tak, jak najbardziej po chińsku tam pisze, że to maseczki niesterylizowane i chirurgiczne. Naprawdę, każą chirurgom coś jak wata szklana na twarz nakładać? Serio? Plastikowe worki? Współczuję, szczerze. Ja w tym nie dość, że nie mogę oddychać bo jestem psychiczna, to na dodatek, to na dodatek kurna mam jeszcze trądzik różowaty, więc od razu mnie piecze.
Od razu kwalifikuję się na antybiotyki.
… i co teraz?
Nie no, pewno, mogę nadal, jak dotąd siedzieć na dupie, tak?
Ale co, jeśli człek musi Wyspę na chwilę opuścić, bo kraj Duński daleko, a Szwecja blisko, więc szczerze dwa kraje ogarnia, ale… z myślą, że w Aarhus najgorzej, może w stolycy jednak nie będzie… to jakoś tak znowu patrzy na tych Szwedów, takich bardziej wyluzowanych…
I już nie wie nic.
Poza tym, że rozumie tych, co to nie wierzą w pandemię.
Naprawdę.
Bo patrząc na to wszystko, widzę tylko politykę. Politykę turystyczną, aspołeczną i ogólnie, wiecie, popierdzieloną. Politykę nieprzemyślaną i bezduszną i na pewno… tak wiem, czegoś takiego nie było, ale tak naprawdę, weźcie no…
… było…
Przecież było…