„Padła.
Nie, że bez czucia, czucie miała, uczucie też, głównie ból w kolanie… wiecie, ten beton miał w sobie takie maciupkie kamyczki, ale jednak, oczywiście musiała trafić w ten największy i najbardziej ostry, który jakoś tak umiejętnie wystawał, jakoś tak jeszcze na dodatek się zapadł w onej masie pokrywającej to dziwne podwórko…
No właśnie, podwórko.
Wdarła się na nie nie wiedząc tak naprawdę, dlaczego to robi. Wdarła się brutalnie, właściwie zgwałciła ten cholerny krzaczasty płot… żywopłot, a może to on ją… bo bolało ją nie tylko kolano.
Serio…
Nie tylko ono.
I po portkach raczej już było ino wspomnienie. Nie no, pewno, że wcześniej były takie lekko poprzecierane i poorane wszelakimi metodami, o których nie miała pojęcia, chociaż nie… przecież kiedyś robiła to pumeksem. Tak, znała się na pewnych trikach, wciąż je pamiętała, ale jednak…
No właśnie, właściwie dlaczego musiała wdrapać się, a dokładniej przedzierać przez one, przycięte w mury obronne haszcze? Bo przecież tak to zrobiła, a potem ta linka, czy jakieś resztki po kotku… a raczej piesku może, chociaż waliło raczej kotem, srasznie tam śmierdziało i to otumanienie upadkiem…
Kolano…
Padła na to wszystko i postanowiła się nie ruszać.
Już nigdy.”
(„Sklepik z Niepotrzebnymi” Chepcher Jones)
Z cyklu przeczytane: „Pocałunek żelaza” – … tak. Mawia się, że to żelazo zabiło, czy też wygnało magię ze świata, ale w tym świecie magia powróciła. A przynajmniej jej część… a przynajmniej tyle wiedzą ludzie…
W końcu lepiej, by więcej nie wiedzieli.
Ale ona wie…
… wie, że oni istnieją, wie jak specyficznym bytem jest sama ona, więc gdy Pradawni proszą ją o wykorzystanie właśnie kojociej postaci by wyjaśnić popełnione w ich zakątku zbrodnie, robi to… Robi z powodu długu i… a może przede wszystkim, onej przyjaźni, bo w końcu poza bycia wystrzałową przygodówką, opowieścią o mitach germańskich, celtyckich, czy jak to inni wolą zwać, ten cykl, to przede wszystkim historia przyjaźni.
Przyjaźni mimo wszystko. Ratowania słabszych, bo tak należy.
Życia według praw.
Życia według serca…
Ale przede wszystkim to ponownie masa humoru, czasem telepocząca sercem, nie tylko ze strachu, ale przede wszystkim wzruszenia…
…. a przecież to dopiero trzeci tom.
Jeść!!!
Zaraz, nim będzie o jedzeniu, będzie znowu o cholernym helikopterze.
Jak już wiecie, bo jęczałam, przed nami stoi pusta działka wykupiona przez jakieś burżuja, byłego pilota SAS. Oczywiście jego widać prawa się nie imają i tak dalej, więc wykorzystuje ją, działkę w dzielnicy domków jednorodzinnych jako cholerne…
… jebane…
Dobra… oaza spokoju, ten staw i pierdolona lelyja niebytu…
A walic to, huk jaki robi ta porąbana maszyna, sładak pierniczony, jest straszna. I tak, ludzie się skarżyli, ale wiecie, w Danii kupić można wszystko. Naprawdę… tak trochę jak za komuny, jak miałeś czym smarować, to wiecie… dacza, talon na malucha… a lataj sobie jak i gdzie chcesz i ląduj, olewając to, że akurat tutaj mieszka cała masa ludzi z problemami psychicznycmi jak autyzm, PTSD, Asperger, stany lękowe…
Bo przecież po to tutaj przyjechali.
Dlatego przeprowadzili się na Wyspę, by nie narzekać na hałasy nowoczesności, czyż nie?
Czyż nie to byście poradzili komuś, kto jęczy, że słychać odgłosy z krążownika, tudzież poligonu wrocławskiego… no wiecie… poradzilibyście mu wyprowadzkę na zadupie. Problem w tym, że zadupie dla bogatych to miejsce, gdzie oni mogą robić co chcą, a już w tym roku… wiem, naprawdę się powtarzam, ale… Chowaniec mówi, że nigdy nie widział tylu aut i tylu BOGATYCH szpanerskich krążowników szos.
A jakie mamy korki.
Nie patrzcie na mnie, ja nie wychodzę… do lasu dałam się zawieźć…
… nikogo nie było.
Ale…
Skurkowaniec przyleciał znowu i wiecie co, zadzownił nas opierdolić, że pytaliśmy się komuny, czy mu wolno to robić. Jak już teraz wiemy, sąsiad tyż się pluł, ale widać… kasa spłynęła, miodem sklejając usta i dupy urzędników…
A mógł dupek zapłacić nam, no.
Dostałam wczoraj ataku i walnęłam taką dawkę barbituranów, że dziś łażę jak rąbnięta w ciemiączko. Szczerze. Ono zaprzeszłe. Hałas, ono echo potęgujące jeszcze to cholerstwo… to jest coś strasznego. Pomijamy fakt, że… sorry Babciu, nauczyłaś mnie cudownie pewnego dnia nie bać się helikopterów, oduczyłaś mnie strachu jak byłam małym dzieciakiem, ale teraz…
Ten strach wrócił i jest gorzej.
Najbardziej mnie fascynuje, że przez ostatnie dni serio strasznie pizga i raczej, no wiecie, takie jednostki nie latają, ale przecież wszyscy się mylić muszą, bo brzuchacz się wtłoczy w swój pojazd i po całonocnym parkowaniu, odleciał rano…
Hmmm…
Powiem tyle.
Nieprawdą jest, że każdy ma se żyć jak chce i należy na to zezwalać, nienawidzę tego tesktu promującego oną wolność, bo twoje wycięte drzewa uduszą mnie, twoje śmieci ja muszę sprzątnąć, twój hałas mnie zabije, pomijając już pedofiię czy wszelakie złodziejstwo, gwałcicieli i ogólnych morderców…
… też mają robić to, co lubią?
Hmmm…
No widzicie, jak tak człek za wiele myśli, to o jedzeniu zapomina.