Pan Tealight i Kolanko Złamane…

„No jakoś tak się mu przytrafiło.

Nie żeby tańczyło, czy coś… nie uprawiało też jakichś dziwnych, nadmiernych sportów, czy siedziało w kucki zbyt długo… seryjnie… Nie było baletnicą, nie strzykało, nie bolało, nie sprawiało widocznych wrażeń, ni nawet nie wydawało dźwięcznych dźwięków, ale jednak, ale jednak… widzicie… ono nawet jakoś tak nie chciało brać udziału w chodzeniu czy też wszelakich zabawach.

No dobra, mogło leżeć, mogło siedzieć…

Ale więcej ruchu?

Oh nie!!! Nigdy w życiu. Nie chciało i tyle, oczekiwało ino omszenia, oplecenia pajęczynami, ochrony od starych szmaty i tyle… czas może jakiegoś słowa, ale nieczęsto, rzadziej bardziej niż… szybciej…

Tak szczerze…

Nic nie zrobiło!!!

A jednak się złamało.

Pan Tealight wiedział, że ostatnimi czasy nic już się w onej oczywistości codzienności i wszelakiej evrydejności, jakoś nie zgadzało. Kompletnie nie pykało. Wrząca pogoda nie zwiastowała deszczów, wszelakie wiatry powstawały z nienacka i deszcze pojawiały się nie w tych miejscach, w których winny…

A na dodatek Wiedźma Wrona Pożarta Przez Książki Pomordowane… marniała. Wciąż tęskniła za nimi, choć większość już pochowano. Wciąż płakała, wciąż ją bolało, wciąż jakoś tak… jakby część z niej, wyciekała. Nie tyle zniknęła, ale powoli się wypłukiwała sama z siebie…

Zmieniała się.

Zbyt zdradzona, jak wierzyła, zbyt zdruzgotana, zniszczona przez Wyspę, ukochaną, Matkę, Panią… niknęła. To miał być jej świat, jej rofever and ever, a jednak… zdradziło ją… a przynajmniej tak czuła.

A czy wiedźma może czuć kłamliwie?”

(„Sklepik z Niepotrzebnymi” Chepcher Jones)

Czasem sobie myślę…

Czy Turyścizna zdaje sobie sprawę z tego, że ludzie tutaj, możliwe, że ci stojący za tobą, właśnie wrócili z roboty i nie, nie spędzili godzin na plaży ni spacerując, są styrani, wkurwieni na szefa i tak dalej… Czy wciąż pamiętają, że nie wszyscy są na wakacjach? Bo jak czasem uda nam się z kimś dziwnie zderzyć, nie żebyśmy chcieli, to wiecie, jednak jakoś takoś, no kurde no…

… są zaskoczeni tym, że ktoś tu mieszka.

Ktoś żyje w miarę normalnie.

No w miarę, bo bez urazy, ale z zającem i sarnami w ogródku, które nam trawę nawożą kupami i jabłka zjadają i jeszcze wronami, wróblami i chyba parką robinów… w krzakach mieszkają, a że żywopłot mamy taki obcinany maks raz w roku, to wiecie… spokojność mają i jakieś okruszki w domku na Babce Śliwce

No więc…

… czy gdy wyjeżdżacie, pamiętacie, że spora ilość ludzi, wciążw tych turystycznych miejscach ma swoją zwyczajność? Czy pamiętacie o tym? Ich często nie stać na wakacje, choć niektórzy salwują się jakąś ucieczkę, ale jak nie mieszkacie w Szwecji czy Finlandii lub Norwegii, to wiecie, nie umkniecie do swej chatki na odudziu, zresztą, oni i tam mogą dotrzeć… na przykład ja, szukając głazów z symbolami…

Przepraszam za to, że będę ich szukać…

Postaram się jak zawsze być cicho…

Zresztą, nie wiadomo, czy w ogóle uda mi się tam do was dotrzeć, nie ma boja. W Finlandii czy Norwegii mnie nie znajdziecie… chyba, że sponsor się znajdzie, ale nawet wtedy, ech, nigdy nie wiadomo…

… nigdy…

Jak to jest z ludźmi, że poza swoją gawrą stają się tacy…

Inni.

Naprawdę.

Okrutni, bezitośni, dziwnie chciwi, wszelako dziwaczni, jak nie oni, a jednak… to przecież wciąż wy! Ci sami, ale jakoś tak udawający, że wszystko jest inaczej, że wszystko może być inaczej, że jakoś tak…

No sami wiecie.

Dlaczego z niektórymi coś się dzieje, coś w nich mutuje, zmienia się, coś jakoś tak, no po prostu rąbie kompletnie… w jaki sposób. I dlaczego coraz więcej takich osób, zamiast tych, których znamy sprzed lat…

… wcale nie tak odległych.

Wcale!!!

Czasem myślę, że jako małpy w zoologu, jakim Wyspa staje się przynajmniej na dwa miesiące w roku, a dla niektórych właściwie jest nim przez cały czas – rzut oka w politykę – to wiecie, jako one małpy, występujące i grające… powinniśmy dostawać wypłatę. Odszkodowanie od turyzmu. I nie, wciąż nie dziwię się niektórym włoskim miastom, które domagają się jakichś regulacji… bo serio, bogaci robią sobie co chcą, a zwykły turysta, co to grzeczny, oberwie za to w dupę!!!

I to mocno.

Bo wielkich lepiej nie ruszać.

Zawsze jak padają, mogą spaść na ruszającego…

A zwykły człowiek… nawet nie krzyknie.

Ten wpis został opublikowany w kategorii Bez kategorii. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.