„Ojejku, jaka z niej była miągwa, ciamajda i wszelaka pierdoła.
Kompletna idiotka, bałwan, ale też i… chciwa małpa. Oj tak, chciała wszystkiego, tylko dla siebie, teraz i od razu.
Na zawsze.
Wiedziała też wszystko, ogólnie mówiąc była najpiękniejsza, najcudowniejsza, we wszelakich miarach… naj naj naj… była. Znaczy, tak mówiła, a jakoś, naprawdę nie dawało się jej przerwać. Tak jakoś, gdy tylko zaczynała, a właściwie, nigdy nie kończyła… może i „współmówca domniemany” winien był nie zasypiać, ale jak można było wytrzymać ono ciągłe klekotania, a ręce to tak jej latały, w prawo, w lewo, a potem góra i dół i już po rajstopce, pończoszka do wywalenia…
Wiedziała na pewno jak tobić to, czego sprawcą była.
Oj, wiedziała.
Ale, jak chodziło o całą resztą, to serio, w tych czasach, nawet Pan Tealight nie do końca był przekonany o jej istnienia słuszności. Ale wiecie… w końcu i podobno on miał tam kogoś nad sobą, ale kto go tam wie…
Ogólnie ostatnio dużo milczał.
Wiedźma Wrona Pożarta Przez Książki Pomordowane też…
Coś się zbliżało.
I nawet nie raczyło zawiadomić kiedy, i z czym się zwali i właściwie, to dokładnie komu, na głowę? A ona panna… no tak, to jeszcze był ten pewien maleńki, ale dość intrygujący aspekt jej osobowości…
Widzicie, ona chciała przestać nią być!”
(„Sklepik z Niepotrzebnymi” Chepcher Jones)
Morze.
Kamyczki.
Może i niewygodnie się siedzi, ale jednak, ale jednak przecież ten widok. Ona płynna niebieskość z plamkami nefrytu, jadeitu, szmaragdu i turkusu… piaszczysta łacha, przez którą światło pada całkowicie inaczej. Całkowicie… niesamowicie… i ten wiatr, chłodniejsze powietrze, choć przecież słońce wciąż pali…
I muchy w powietrzu.
Ale nic to.
Bo przecież ten głos, ten zapach…
… ta cała wszystkość morskości, nawet i cisza jakaś. Nawet i wszelaka nieobecność innych, chociaż tutaj są, bo i droga bisko i nowy kibelek postawili w pobliżu, bo przecież i camping, obstawiony autami nawet na zewnątrz, jakby już się nie mieścili… nie tyle, co czekali na zakwaterowanie, ale serio się nie mieścili na campingu? Czy to możliwe? Tak, jak najbardziej, w końcu dostanie biletu na Wyspę to…
Niemożliwość?
A może jednak?
Jak się okazuje, najpierw mówią, że nie, a potem nagle, nagle wszystko się zmienia. A potem nagle jest i bilet i dziwnie tani i jeszcze…
Niczego człek już nie jest pewien poza tym morzem.
Może i okopcoy przez Putinowe reakcje atomowe, może… może to morze jest jeszcze bardziej nie takie jak powinno, ale to w końcu takie morze. Specjalne morze, dziwne morze, skażone już od dawien dawna morze, więc…
No ale…
Morze.
Tak posiedzieć tylko i popatrzeć w nie. Nie myśleć o kąpieli, pływaniu, pluskaniu, nie myśleć o opalaniu i takich tam, ale jednak, jednak posłuchać, popatrzeć i nie robić nic… dobra, ja nie umiem w nic, ale jednak się staram. Po prostu wybierałam krzemienie do ogródka.
Bo wiecie, wiedźma swoje zrobić musi.
Zabezpieczyć.
Oczyścić…
A morze, wedrze się jej w buty z łatwością, szczególnie jak się ona niezguła poślizgnie na mokrych kamieniach i skąpie cudownie, bo przecież, czemu nie… co nie? Czemu nie? Kto jej zabroni onej wariacji, może i ktoś popatrzy i popuka się w łeb, czy coś innego, niemalowanego na szczęście, ale jednak, co mnie to obchodzi… nawet jeśli, to pewno Turyścizna, pojadą sobie zaraz i tyle ich widzieli… co mnie to w ogóle obchodzi… ale mój mózg obchodzi…
Boję się ludzi.
I to się pogłębia, dlatego już nie wychodzę sama.
Już nie.
Nie po tych napadach, nie po tych psach, nie, zwyczajnie nie… nawet teraz, a może szczególnie teraz? Nie wiem już. Wiem, że strach tu jest i jest ogromny. Siedzi we mnie i na dodatek ma wszelakie podstawy by się rozrastać, bo jakoś uczucia i poczucia na Wyspie dziwne są wciąż. Nam mówią by się dystansować. Turyściźnie nie, albo oni mają to w zadkach, Niemcy na pewno, Szwedzi z miejsc dostępnych mniej…
A tak, teraz są i miejsca dostępne w Szwecjii…
Hmmm…
Nie wiem już nic.
Tylko to morze wiem, bo ono wie, że lepiej się nie wychylać. Nie flaszować swą obecnością, lepiej jakoś nie, więc jak ono wie… to posłucham go.