Pan Tealight i Korzeń Niepamięci…

„Miała go.

Znalazła…

A może tak naprawdę to on ją do siebie wzywał, to on ją nęcił… to tak naprawdę oną ją ku sobie przowołał i jakoś tak, wiecie, wprowadził się do jej przepastnej kieszeni. Sam. Bez żadnego pytania, bez walizki, żony i dzieciaków, zresztą, po co mu miało być coś takiego, w końcu i tak on był od niepamiętania.

Prawdziwego.

Korzennego.

Korzeń Niepamięci wyglądał odrobinkę jak mandragora i to z oczami. Aczkolwiek milczący był, niewrzaskliwy i ogólnie małoruchliwy, to jakoś tak ciążył… dziwnie ciążył wszelakim zapomnieniem, które może i byłoby teraz bardzo przydatne? Może mogłoby być uciążliwe, ale jednak, gdyby wiedziała to, co zapomniała, zapomniała całkiem świadomie, dzięki niemu, może wtedy…

Ale jeśli nie pamiętała, była oną niepamiętającą duszą… to może to i lepiej? W końcu, co z oczu to z serca, co z mózgu, to i lżej na głowie, a doczepy do włosów czasem dziwnie się układają… Że doczepy to nie to samo? Znaczy skąd wiecie? A może akurat one wspomagają myślenie? Bo wszelakie podchody na pewno!

Oj tak!”

(„Sklepik z Niepotrzebnymi” Chepcher Jones)

Ciepło.

Zimno…

Pogoda nieźle szaleje, susza dopieka. Jasność nocy zmienia człowiekowi postrzeganie rzeczywistości i nierzeczysiwstości, ale najgorsze jest to, jak patrzą na ciebie ludzie. Dziwnie. Jakbyś był wcielonym złem.

Czy w moich oczach też jest takie przerażenie?

Nie wiem.

Na promie ludziom już wolno siedzieć bliżej. Ogólnie mówiąc wszystko trochę się jakoś takoś unormalnia, czy jak to zwał, ale… nie wiem. Nadal można siedzieć w samochodach, ale kurcze, bez urazy, tak pizga, że nie wiem kto to wytrzymuje. Ale jakby co, to wiecie, opcję mrożenia nadal macie dostępną.

Nadal też mniej wpuszczają na prom…

Nadal sprawdzają dokumenty, teraz dokument musi być ze zdjęciem i to koniecznie, więc, no wiecie, jest stres. Zawsze… nawet jeśli wiesz, że kurna nic złego nie robisz, to jakoś tak dziwnie na ciebie działają one mundury.

Bardzo dziwnie.

Może to coś w DNA?

Nie wiem…

Ale jak już o tym mowa, to w Szwecji spokojniej.

Zielono, żółte pola, ogólnie mówiąc ruch większy, wiecie, jakby byli i u nas i u nich raczej sami miejscowi, a nie Turyścizna. Tak jakoś milusio, naturalnie, natura ogólnie włada, drzewa puchate zielenią…

I nawet jadąc oną autostradą, dookoła żółte pola, zielone, puchate drzewka, po prostu bajka. Na szczycie gdzieś tam czarny wiatrak, po prawej jakieś stare gospodarstwo, w oddali cudownej, pośród miodowej samotności, w oddali, która sprawia, że wiesz, iż jakoś tak, no tak jakoś bez ludzi fajnie jest.

Oj są potrzebni, pewno, ale…

Na codzienność…

Nie wiem.

Rozumiem jedno, samotność. Tak, dla wielu to koszmar, ale dlaczego nikt nie rozumie tych, którzy jej pragną? Którzy ją rozumieją i potrafią tak… no dosadnie tak, zwyczajnie… zabawiać się sami ze sobą. Albo samych siebie, wiecie, to może troszeczkę lepiej brzmi? Ekhm… LOL

Ale.

Żeby nie było.

Na promie ludzie już się rozluźniają, to raczej zasługa Szwecji i tego pociągu, który to zawsze żegna prom. Bo wiecie, oni mają tam taki pociąg słodki, w kolorze opakowania czekolady Milka. Naprawdę. Jak się na niego patrzy, może lekko trochę bardziej pastelowy jest, to po prostu…

Jakoś człek się w sobie uśmiecha.

Nawet, jak go informują głośno, że wiatr się zerwał, fale będą będzie bujać, bójcie się ludzie, uważajcie, siedźcie po środku, bo tutaj buja najmniej, a ty ich nie słuchasz, rebel jeden, siadasz u szczytu promu, obok okna, jakbyś niczego się nie bał i wiecie co… chyba same Morskie Bogi się z tego uśmiały i nie bujało w ogóle. No ja już nie wiem, albo kaptajn geniusz, abo po prostu…

Po prostu i tak wiedzieli, że zesramy się ze strachu po zjeździe z promu i kontroli. Już nie wiadomo, czółko do kontroli, nerka, czy żółciowy woreczek, co go nie mam, rozpłynął się był, więc trudno będzie…

Ten wpis został opublikowany w kategorii Bez kategorii. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.