„Wszystko zaczęło się od Jasia i Małgosi.
Pan Tealight właściwie kiepsko znosił wszystkie osobniki poniżej wielku w miarę dorosłego, ale definicyjne dzieci działały mu na nerwy. Ta dwójka jednak mogła stać się powodem, by jednym kichnięciem zdmuchnąć z mapy świata wszelkie bachory. Nie dość, że doprowadziły Babę Jagę do bulimii i anoreksji, jej miotłę do skompilownaych napadów lękowych, kot stał się psem, a mysz serem, to na dodatek wciąż pchały się do pieców. Jednak tych w sklepiku było wiele. Porzucone, zimne i dziwnie osamotnione, z czasem stawały się mieszkaniem dla chochlików, krasnali i pomniejszych stworzeń magicznych. Na zapiecku jednego z nich umościły się wszystki pasy cnoty, bardzo spragnione ciepła i pewnej aksamitności. W wielkim, który niegdyś miał za zadanie piec skazane na wieczna solarkę olbrzymki, rozłożyły się zużyte i niechciane wiedźmy. Potajemnie przyjmowały czasem najbardziej zdesoerowanych obywateli Wyspy, ale nikt o tym nie mówił.
Ba! Nawet nikt o tym starał się nie myśleć…
A jednak Jaś i Małgosia, odziani w swoje dziecięce, frywolne fatałaszki, wciąż pragnęli dotykać piecowyh serc. Bawili się na wielkich łopatach i wieszali chrzanione stokrotki na ich drzwiczkach. Piece nie mówiły nic. Ale stare pułapki na myszy zaczęły obmyślać krwawy plan. I wtedy Pan Tealight postanowił zwyczajnie zrobić sobie wolne. I choć jego osobowość jak zwykle sprawowała władzę w sklepiku, to jednakowoż jego specyficzna cielesność postanowiła opuścić przyczółek niepotrzebnych. Może i nie miał oczu, ale czasem zwyczajnie wolał niewidzieć.
Problem w tym, że i na zewnątrz coś się działo. Wiatr wył bardziej potępieńczo niż zwykle, a za rogiem Pan Tealight przyuważył stojące w kolejce dusze, któe postanowiły zatrudnić się w owej fascynującej orkiestrze. wokalistów wiatrom na pewno nie zbywało. Ale powód owej muzyczności umarłych zaniepokoił Pana Tealighta. A właśnie miał odetchnąć pełną piersią. W końcu po Jasiu, a i zapewnie rozwydrzonej Małgosi pozostaną tylko krwawe ślady… niepotrzebne. Tak powinno być z tymi, co to wsadzają nos w nie swoje sprawy, łakomymi, podłymi odbieraczami domów, niszczycielami przestrzeni osobistej… Taaak… Pan Tealight wyczuwał w powietrzu sukę. Sukę Depresję, szczurzycę, psa dingo obsikanego żółtym, cuchnącą zombimy wyziewami moczem, rozoraną przez pełnych swej obłamującej specyfiki trądowych artystów.
To oznaczało problemy u wiedźmy Pożartej Przez Książki… problemy, z którymi bardzo bał się zmierzyć.”
(„Sklepik z Niepotrzebnymi” Chepcher Jones)
PS. Czytu czytu czytu… uwielbiam tego autora!!!
PS. Konkursowo!!!