Pan Tealight i Drugi Raz…

„Podobno, to w ogóle braci onych było trzech: Pierwszy Raz, Drugi Raz i Trzeci, któremu już Raz nie dali na drugie, bo przestali się lubić z wujkiem Razem, on przestał przyjeżdżać i dostarczać miłych towarów i wszelkiej kasy, więc… no wiecie, Trzeci czuł się bardzo odrzucony.

Między jego rodzeństwem było coś, czego on nie miał. Coś, czego nie rozumiał. Ono coś, czego pragnął, bo głupio tak nie rozumieć żartów i przez cały czas myśleć, że śmieją się właśnie z ciebie, a przecież wcale tak nie musi być, bo pępkiem świata nie jesteś, ale jednak, tak może być, bo jesteś blisko…

I łatwo cię zranić.

I patrzeć jak krwawisz.

… więc nie był miłym osobnikiem. Zawsze ubrany na szaro, unikający i czerni i bieli, zwyczajnie nie chciał się z nikim kontaktować. Z nikim spotykać, gadać… niczego rozumieć. Po prostu nie chciał. A ponieważ w końcu tak ucichł jakoś, zatopił się w onej swej szarości, to pewnego, późnojesiennego dnia… zniknął. W onej mgle otaczającej ich zielony domek z czerwonym dachem.

W onej nicości miękkiej…

I czasem tylko z mgły dobiegał ich jego śmiech… i nagle to oni nie wiedzieli, czy ono szare i niewidzialne śmieje się z nich, czy kogoś innego, bo przecież żadne nie jest pępkiem świata, choć czasem może i by chciało, ale jednak…

… więc…”

(„Sklepik z Niepotrzebnymi” Chepcher Jones)

A u nas Batmanowe autobusy i ekologiczne banany.

Wiecie, każdy ma swoje, by jakoś tak oną listopadowość i grudniowość roześmiać. Jedni mówią, że wsio wyleczą banany. Od acne po raka. Wystarczy je jeść, wcierać, pocierać torby, buty, pierun wie co jeszcze. No ogólnie mówiąc, banan to lek na całe zlo i jeszcze taki jest żółciutki, więc wiecie, słoneczny owoc, jak nic…

To, że u nas banany raczej nie rosną, ale słyszałam o sąsiedzie, na szczęście mieszka dość daleko, że jego legwany i węże mają się super. Niegdyś jeden mu spierniczył i było ballade, ale jakoś takoś się rozeszło po kościach. Tak szczerze, widziałam dom, w którym ono swoje skupisko gadziny trzyma i przyznam, że już więźniowie mają więcej miejsca w celach niż on. No naprawdę. Nie wiem jak on sobie z tym radzi. Ale raczej widać jak one sobie radzą, mają dość i spierniczają. I się im nie dziwię.

Oj nie.

Takie maciupkie domki, że bardziej buda dla psa…

No ale, wracamy do bananów! Oto i one… od niedalekiej przyszłości będą w Netto wyłącznie ekologiczne. Cieszycie się? Bo ja tam nie wiem co to znaczy. Naprawdę, ostatmio kompletnie nie rozumiem co znaczy EKOLOGICZNY.

Brak mi wiedzy, zrozumienia i ogarniania współczesnych umysłów. No serio. Jakoś tak. Przy okazji, ciekawe czy pozbywają się chińskich mrożonych groszków? No wiecie, bywały tam często, do dziś boję się wsadzić łapę do zamrażarki mając wrażenie, iż coś z onej menażerii sąsiada tak sobie żyje… za wiele horrorów chyba?

A może nie…

A może?

A co do autobusów, to wiecie, jeżdżą z napisem BAT i znaczkiem Batmana. I nie zrozumiałam żartu. Po pierwsze zawsze znaczek widzę jako to coś czarnego, a nie nietoperek, a po drugie BAT to dla mnie zwyczajowy skrót. Czyli Bornholms Amts Trafikselskab, więc wiecie… he he he.

Znaczy nie no, zabawne, naprawdę…

Ale nie załapałam.

Ostatnio serio nic nie łapię z radosności.

Widać osiągnęłam już taki poziom depresyjnego dna, że nie ma dla mnie ratunku. No naprawdę. A może to ten ciągły deszcz i wiatr? Bo tak wieje i pada. Ale przecież ja lubię taką pogodę. Nawet oną mroczność, właściwie prawie ciągłą ciemność, która wyzwala we mnie pokłady wszelkiej pracowitości.

Czyste szaleństwo!

Nie wiem jak to opanować, no!!!

Ale nic to… w końcu to już grudzień!!! Czas na wszelaki Yuletid i tyle. Ale jak to pogodzić z ciągłą presją nadgonienia tego i tamtego? Popracowania nad tym i tamtym? No naprawdę? Związać się, czy coś? Może i to miałoby jakiś sens? Dobrowolne unieruchomienie, dostępne jedynie wyjścia do kibelka? Bo spać na kibelku to się chyba raczej nie da. Wiecie, jak kołderkę i poduszeczki? No nie…

Głupie wizje.

Ekhm.

Jednakowoż, to przecież czas odpoczynku. Czas na wszelakie zupy gorące, ciasteczka, herbatki, no i może czekoladę gorącą? Wiecie… takie tam różne sprawy. Takie jak w tych reklamach, czy coś. I jeszcze śnieg za oknem… ha ha ha, no przecież sama w śnieg nie wierzę, no! Weźcie, to klimat nadmiernie cieplnie miarkowany.

Śniegu pewno nie będzie.

Ech!

Ale grudzień, to jednak czas niesamowity. I go uwielbiam. Chwastów wyrywać nie trzeba. Nie żeby ich nie było, no ale… trawa wciąż zielona. Liście nadal na drzewach w niektórych miejscach, no co się dzieje, no?

Ech!

To wiecie, merry everything! LOL

Ten wpis został opublikowany w kategorii Bez kategorii. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.