Pan Tealight i Kapitan Niewidocznego…

Kapitan Niewidocznego był jak najbardziej widocznym, rześkim lecz już widocznie starszym mężczyzną po osiemdziesiątce, z laseczką i dziwnym podbierakiem u biodra. Z pasem, odzianym w skóry – co było dość pokręcone dla Wiedźmy Wrony Pożartej, ale się nie czepiała…

… w końcu skóra mogła być z wieloryba, czy foki…

… golonej…

Nie musiała być z onych, wiecie, truposzczy, które teraz bardzo marzły, a które podobno on, chcociaż nie wyglądał na takiego rozpasańca, robił na tony. Wiecie, brał żywego i leciał z nim w trrupa. Oczywiście za pomocą trunków, które pędził sam, więc ci mądrzejsi już wiedzieli, że należy wylewać za kołnierz lub do roślinki, ae nie w gardziołko. Chociaż, nawet z jego oddechem zdawało się nie być czysto procentowo. A może jednak bardziej… ekhm, magicznie?

Może nie chodziło ino o pędzenie?

No co?

Ludzie są różni, nawet ci, co skórują. Albo nie, przecież mu nie udowodnili… a może nie chcieli, nie przeżyli?”

(„Sklepik z Niepotrzebnymi” Chepcher Jones)

Reklama.

Ostatnio oskarżono mnie o to, że specjalnie w photoshopie maluję domki, by wyglądały wiecie… kolorowo. Jakoś ludzie nie potrafili dać się przekonać, że tak, u nas takie kolory są i tak, nie mogę przemalować swojego Gulehusa na niebieski, bo prawo zakazuje, tak jak nie mogę mieć balkoniku i tak dalej, a dach ma być w jednym, określonym kolorze i kształcie i tyle. Nie ma bata, a raczej jest bat…

No tak, domy w okolicach miejskich, ekhm wiecie, to wciąż są osady rybackie – fiskerleje – ale skuśmy się na oną miejskość, by popsioczyć na niewolę barw. Wyłącznie earthy tones i ni więcej. Czerwień w jednym odcieniu, żółcienie mogą poszaleć, czasem lekka zieleń, szarości, ziemistości, ale nic szalonego. I tyle. I wiecie co, jak najbardziej to rozumiem, dzięki temu Gudhjem czy Melsted i Svaneke pozostają sobą, ale… wiem też, iż wystarczy dobrze „posmarować” by dostać pozwolenia na zbudowanie pewnych koszmarków, więc… gdzie tu logika? I gdzie tu ona słynna równość prawa J.?

Są lepsi i lepsiejsi i reszta…

I tyle.

Balkoniku mieć nie będę, jak się kiedyś uda może schodki i coś tam jeszcze, ale to spadek, wygrana w totoloto, czy jakieś inne cuda finansowe by się zdały. Oj zdałyby się bardz by się zdały. Alleluja! Znaczy niech się stanie!!! Choć na niebieski kolor stać mnie na pewno nie bądzie, to marzy mi się kupienie kilku domków letniskowych i wynajmowanie ich. Bo serio, to jest w końcu jakiś biznes.

Ino kto się tym zajmie, ja tam pewno wszystkich i tak za darmo bym w nich trzymała, więc… ech, marny ze mnie kreator finansów.

Po prostu przypadek krytyczny.

Z przytupem.

Ale reklama…

Jeżeli o to chodzi, to oczywiście są one papierowe gazetki/broszurki, które dziwią zdjęciami aż nazbyt artystycznymi, opisują tylko tych, który zapłacili – no trochę logiczne – a poza tym pokazują Wyspę z jakiejś takiej dziwnej strony. Jakby było w niej ino kilka knajp, jedna czekoladernia i właściwie ino dwa miasta.

A i wybrzeże…

Ha ha ha!!!

Serio, ostatnio miałam w rękach takie cudo, na które poszło zbyt wiele drzew. Serio, drzew imi szkoda. Oczywiście, iż wydanie piękne, Zdjęcia jak lubię robić, ale nadmiar drona oszałamia i mnie wkurza. No nie toleruję skurkowańców. Naprawdę!!! Bzyczy toto jak pierdolony zmutowany szerszeń, więc wykonuję najczęściej gustowny i wypierniczający mnie z kręgu dam gest, i jeszcze jęzor wywalam w jego stronę.

Bo tak.

Wolno mi.

Stara jestem i dodatkowo wariatka, więc czas najwyższy, by jakoś czerpać z tgo cholerstwa jakieś korzyści. I mieć gdzieś te natrętne bzyczenie. No serio no! Ile można. Pewno, że poza sezonem jest tego mniej, ale gdy szukasz ciszy, spokoju i wszelakiego zjednoczenia się z duchem miejsca, nagle wyskakuje ci taki latacz…

Nic ino bazooka czy chociaż łuk…

Hmmm, może sobie wystrugać?

No co, handmade i to w zgodzie z naturą będzie!!! A co do reklamy, to wiecie, zawsze miejcie na uwadze to, kto gazetkę zrobił i kto ją zamówił. Czemu, po co i na co. Naprawdę. Lepiej doczytać i przemyśleć, a potem, wybierając się na Wyspę zwracać uwagą wyłącznie na szyldy, wystawione flagi i oczywiście drapnąć mapę!

I już.

Wystarczy.

Można znaleźć cuda, których nie stać było na reklamę.

Które zwyczajnie są spokojne, niegłośne i naprawdę przemiłe. Zasięgnąć języka. Poczytać blogi. Przepatrzeć internety i tyle. Bo po co… przepłacać i niedopatrzeć czegoś, co może było przeznaczeniem?

Ten wpis został opublikowany w kategorii Bez kategorii. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.