„Kurde!!!
Ale żeby tak się czepiać jej fryzury?
Nosz przecież jak tak można? No serio!!! Ona już od dawna miała dość tych cholernych kłaków. Nie dość, że się wszystkiego czepiały, nie dość, że mycie ich zajmowało dzień i wymagało armii służących, a drugie dni kilka suszenie… to jeszcze na dodatek zaczęły się jej rozdwajać końcówki i było ich jakby…
… więcej.
A więcej znaczyło ciężej.
A waga u królewny to sprawa wiecie…
… nie do końca sporna. Oj nie. Królewna ma być smukła, gładka i wszelako cnotliwa. A ona kurde musiała jakoś przynajmniej w tej gestii się zbuntować. Ale przecież imię nad nią dominowało. Podobnie jak nad jej Prababką, Babką, Ciotkami wszelkimi i Matką, która w końcu pozwoliła płomieniom poszaleć i teraz dumnie nosiła lekko dymiący kołtun zamiast tego cholernego warkocza.
Wiecie, że miała w nich myszy?!
No we włosach.
Ona, nie Matka!!!
Matka już nie miała żadnych kłopotów, a i Ojciec serio był z tym jak najbardziej okay. Nie potykał się w momentach koronacyjnych i innych tam, oficjalnych… wiecie, same za, ale ona… ona była jeszcze nastolatką!
Choć już zopiniowaną.
Nazbyt.”
(„Sklepik z Niepotrzebnymi” Chepcher Jones)
Pada deszcz, pada i uderzają one krople o szyby i ściany…
I wieje, duje i liście zabiera.
I zaczynam się zastanawiać, gdzie one się kurna zbierają? Gdzie one się chowają? Bo w lesie ino zeszłoroczne i zielone na górze. Na polach ziemia i zieloność wszelaka, na drogach ino na brzegach jakieś płatki… nie ma kurcze. Liście znikają. Na plaży ino wodorosty, więc liści nie ma. Może i zbiera je jakiś tam zasysacz, no ale…
Liści brak.
Nie wiem kurcze jak nadrobić ten odgłos szurania, deptania, tego bahcania się w liściowych kopach… bo przecież budulca do nich brak. W jaki sposób to jakoś przetrwać? Kurde, może i Sherlocka i Poirota z panną Marple mi trzeba żeby jakoś wybadać, gdzie te nasze liście z Wyspy się podziewają?
Może i je sprzedają gdzieś…
No serio!?
W końcu przecież wszystko tutaj jest na sprzedaż. Ciągle ktoś podobno się sprowadza z wielkimi nadziejami tutaj, a potem… ech, wraca skąd przybył. I znowu artykuły o wielkich powortach do korzeni, do kolebki narodzin, tudzież miejsca, które wychowało i zrodziło dziadków czy rodziców, ale… to szybko mija. Artykuły o onych przesiedleńcach są, ale o tym, że wracają i domy znowu są na sprzedaż, to już nie. Bo tak. Niestety. Niektóre z domów zdają się być na zawsze przywiązane do jakiejś rodziny inne znowu wciąż są na rynku. Nagle kupione – albo to ino ściema – wiecie, w końcu i agencje nieruchomości jakoś muszą tym rynkiem kręcić, więc… tak, tutaj człek uczy się niewierzyć innym… ale naprawdę, wracając do domów, niektóre co roku pojawiają się na rynku. Niektóre zmienione, niektóre znowu nie, więc… co, ktoś kupił i się rozmyślił, nagła lokata pieniędzy, dostał coś taniej, myśli, że pójdzie drożej? Nie wiem… wiem tylko tyle ile widzę i czytam, a nieruchomości tutaj mnie fascynują, bo poza onymi spędami domków wszelako takichsamych są i…
Cuda.
I mam kilka tych cudów ukochanych, ale o tym kiedyś wspominałam.
Świat…
Świat na Wyspie zwalnia. Czas jakoś w końcu się dopasował, wschód i zachód, ciemność i szarość, wszystko jest na swoim miejscu, ale też… jakoś jest inaczej niż rok temu, niż kilka lat temu. Niż… no właśnie, kiedy?
Julemarkety, julefrokosty, wszystko zdaje się zmierzać w onym jednym kierunku… rok się zakończy, zima może będzie, może nie, a potem od nowa. Koło się toczy. I nic go nie może zatrzymać, a może…
… morze?
No tak, morze zachwyca wciąż i wciąż, szczególnie teraz, gdy człowiek może na nie spoglądać z innej strony, jakoś tak z góry, głębiej, inaczej, jakoś… po prostu niesamowicie. Ona ciągła zmienność światła i kolorystyki wody jest oszałamiająca. Zmienia się, łączy z morzem, odłącza od niego, zwalnia, przyspiesza, no i są oczywiście jeszcze ptaki, bo przecież bez nich nudno by bylo, czyż nie?
Ale…
… wiele z onych znajomych i miejsc i wydarzeń w tym roku zniknie. W tym roku po raz pierwszy ich nie będzie, choć człek patrzył jak się rodzą i rozwijają… i teraz mu smutno, ale jednak wie, że co jak co, ale tutaj krótkotrwałość jest raczej czymś normalnym. Podobnie jak i długotrwałość niektórych miejscówek. Które niestety ostatnio przemijają. Ludzie odchodzą. Ci, którzy dali im życie przemijają, a nowi…
Ich nie ma.
Albo pojawiają się i po sezonie…
Odchodzą.
Wyspa zdaje się znowu zaliczać jakiś dziwny upadek. Czy się z niego podniesie? Czy znowu będzie jakoś stabilna, wszelako dobrotliwa choć dla samej siebie?
Nie wiem…