„Był inny, ale jednak wciąż on.
Niby odbicie w lustrze, ale takim lustrze starawym, miejscami spękanym, srebrzystym, mocno może i zniekształcającym i rysy twarzy, i wiecie, te kształty wszelakie i dorzucającym kolczyki… eee?
Co?
Nie wierzył, ale jednak, gdy przeszedł się z Wiedźmą do sklepu, jakoś tak spojrzał na oną wyrzezaną gdzieś tam figurkę i nagle, dotykając metalowych kółeczek w jej uszach, jakoś tak poczuł coś, coś, co było już dawno za nim, coś, co naprawdę mocno tkwiło w nim schowane, ale jednak wciąż jeszcze było tam…
Pod oną szarością.
Ale figurka, tak, nie było w niej nic z szarości.
Kompletnie.
Było tylko drewno, dziwnie stare, choć przecież nie był to antyk, ale jednak, ten zapach, to uczucie gładkości, te wszelakie oporności w kształcie ramion i odnóży… ale ona wiedziała, że to on i on to wiedział.
Zostawił one wspomnienie siebie, by za 30 koron trafiło do czyjegoś świata, a może nie… może po ich wizycie zwyczajnie zniknęła… I nie dlatego, że ją zajumali, no błagam, odrobinę wiary!!!
No choć oną odrobinę…
Po prostu może… nigdy jej tam nie było.
Tylko wizja… Przedwiecznego.”
(„Sklepik z Niepotrzebnymi” Chepcher Jones)
Dynie sprowadzili do miast.
Podobno ku uciesze gawiedzi ponad 4 tysiące? Albo coś w ten deseń. Siedzę w Nexoe i nadziwić się im nie mogę. Znaczy wiecie, no onym dyniom. Kiedy to ludziom odbiło tak na ich punkcie? Tak serio?
Kiedy?
Nie no, oczywiście, że stara jestem i pamiętam czas przed, ale pamiętam też czas po… wciąż nie kumam dlaczego USAowianie płacą bachorom za kostiumy kupione w sieciówkach i na dodatek muszą wszystkim otwierać drzwi. No nie wiem, ale horrorów nie oglądali, czy co… serio, szczególnie w dzisiejszych czasach. Tutaj od nastu lat już zaleca się zamykanie drwi, wyjmowanie z nich kluczy – wiecie, z drugiej strony, by złodziej nie wybił szybki i se nie przekręcił…
A jednak tam, w świecie dostępności broni wszelakiej, może oni zwczyajnie strzelają, a otem nie pytają? Nie wiem. Ale, co tam. Może zwyczajnie jestem z innego świata? A może w tym miejscu ona komercyjność mnie raczej gryzie? No co, innych gryzą przedwczesne święta… z miejsca mówię, że chodzi mi wyłącznie o grudzień, innych nie uznaję – a mnie mogą gryźć te rąbane dynie.
No serio…
Przecież oni nawet ich potem normalnie nie wywalają na kompost czy do lasu. Serio…. wsio się rozkłada, smrodzi i leci w śmietniki. Bo u nas ekologia taka pisana raczej palcem po wodzie i to tej niespokojnej bardzo. I jeszcze, one takie mega pędzone są, to wiedzą wszyscy, więc no naprawdę… trzeba? Pewno, że kolory mają cudowne i jest kilka gospodarstw, które robią je normalnie i to w różnych kształtach, ale…
… sprowadzanie ich?
Serio?
Czy my nie moglibyśmy włączyć czegoś duńskiego do tej amerykańskości? Nie wiem, może choć zombie o vikińskich rysach?
Hmmm?
Wieści…
Wielkie wieści.
Wieść gminna niesie, że umieścili nas na drugim miejscu w jakiejś tam szemranej broszurce na wiecie, najlepsze miejsce wakacyjne.
I oczywiście od razu wszyscy dumni, jakby to oni tych z Turyścizny doprowadzali tutaj i dopieszczali i nieuciekali w inne miejsca i tak dalej… ale też na szczęście pojawili się ci, którzy mądrze zauważyli – w mediach społecznościowych oczywista, bo gdzież indziej teraz dysputy się toczą – że może wartałoby zrobić coś z niszczejącą siecią i campingów i zamykanymi kanjpami, plajtującymi sklepami i wynoszącymi się artystami, którzy skopani zostali ostatnio nazbyt mocno, ze mną włącznie…
Ale, najśmieszniejsze jest to, że wyróżnienie, zwane też drugim miejsem zostało przyznane przez jakieś amerykańskie Readers ´ Choice Award 2019… co trudno wygooglać, ale sobie istnieje i któremu, przyznaję, nie wierzę. Dlaczego? Bo pamiętam kampanię, którą przeprowadzono między mieszkańcami Stanów ostatnio skonfundowanych i ile za nią zapłaciliśmy.
Nie oszukujcie się nigdy, że to z czyjejś innej kieszeni, nie…
Za wszystko płacą zawsze mieszkańcy.
Podatki znowu pójdą pod niebiosa… tia. No więc jest sobie to drugie miejsce, ale jak się wczytacie, jest to drugie miejsce w kategorii wysp europejskich… no offence, ale raczej wybór nie jest aż tak wielki. Chorwacja na pierwszym, bo przecież logiczne. My na drugim, podejrzewam że to przypadkowość finansowa… czy nam to wyjdzie na dobre? Wiem jedno. Lasów ściętych, zniszczonych miejsc zielonych, skradzionych wydm i tym podobnych jest nazbyt wiele. Ekosystem tego miejsca naprawdę nie uniesie więcej i tak… wolę rowerzystów od bikerów.
Bez urazy, ale przynajmniej normalniej jakoś z nimi…
Natura się wali…
Wyspa przechodzi ogromne zmiany, których chyba ktoś nie zauważył, i którym bestialsko dopomógł, więc… nie, nie cieszy mnie to. Bo maluczcy, wystawiani jak małpy w zoologu nie zarobią na tym. Wielcy zarabiają zawsze, więc…
Ogólnie, smutno tu ostatnio.
Nawet z oną pomarańczowością dyń.
A może to one oną smutność tak wypuklają?