Pan Tealight i Bezparapetówka…

„Bo przecież ona i tak nie pije, je tylko tyle o tyle i to w wyznaczonych porach, więc… postanowili zrobić coś innego. Bezparapetówkę. Bez parapetów, bez przygotowań, bez głośności, bez wszystkiego…

… ale i z czymś.

Wiecie, ono nie tyle przyjęcie, co raczej spotkanie.

I to bez niej nawet, bo nie chciała, a jak będzie chciała to i tak przyjdzie, albo i nie, no i zresztą, przecież jeżeli dla kogoś każdy powód jest dobry dla imprezy, to czemu jej nie robić, a oni chociaż raz postanowili być tacy jak inni, szampańscy i dobitni, więc napiekli ciast i ciasteczek, nawet tort ukręcili, napitki zwieźli, Białe Domostwo wysprzątali wprost naddokładnie… ustroili to i tamto. Tych, co muzyki nie chcieli umieścili za woalem z ciszy i spokojności, a tych, co nie chcieli hałasów, ruchów nazmiernych i zapachów, za innym i w końcu…

W końcu wyszło, że tak naprawdę, to nikt z nikim wzajemnie nie chce, więc się przeorganizowali, pozmieniali wymiary, jedni wypili takie ziółka, inni owaki, a tamci znwou odstawili te, które pijali zwyczjowo codziennie, no i nagle, jakoś tak udalo się im zebrać do kupy przy wielkim kocu i stolikach, bo jedni woleli wyżej inni musieli celebrować własną nisokość…

… a potem zrozumieli, że tak są zmęczeni, że pójdą spać i tyle.

I w snach się bawili. I ona też tam była, bo jeśli chodziło o sny, to pozwalała sobie na wszelakie próby i pomyłki, więc i ją zobaczyli, ale ni miodu ni wina z nią nie pili, nawet w snach była przecież sobą…”

(„Sklepik z Niepotrzebnymi” Chepcher Jones)

No więc… jesień.

Znaczy dobra, to się tak nazywa, ale prawda jest taka, że wciąż jest ciepło, że zbiory w sadach będą niewielkie, straty wszystkich owocoproducentów, oraz też tych miodorobów, będą… bardzo marne. Zboże jest okay. Pewnie i przetrwa kukurydza, która mnie przeraża, ale cała reszta, ta trochę bardziej pierwotna, drzewna… nie przetrwała kolejnego sezonu suszowego na Wyspie. Sorry, ale w mojej wizji przyszłości dla tego miejsca są gołe skały i nic więcej.

Może ino wiatr wrzący, hulający.

To już trzeci rok suszy i dziwnej pogody. Braku ustalonej zmienności, wszelkiej znajomości natury, brak… normalności. Tak wie, to dla większości obecnie dziwne słowo, ale ona normalność w naturze, coś co pozwalało nam przewidzieć następny jej krok, to coś, co było jakimś takim sygnałem pewnej bliskości, a teraz…

Susza.

Nie warto nawet wspominać się do wodospadów.

Nie istnieją.

Znaczy, jakie tam wsponać się, ekhm, w końcu one z góry na dół, co nie? Chodzi mi o ot, że wspominanie, iż Wyspa posiada ich kilka jest obecnie rechotem na sali. I to wielkiej sali. Balowej. Przystrojonej szpetnie w pstrokacizy.

Tak serio, to ostatnio wydaje mi się, że najsłynniejsze miejsce u nas, to rąbane miniaturowe pole golfowe. Serio…

Nawet nie te wielkie.

No ale, sezon się skończył.

Sklepy powoli się zamykają, tudzież przymykają, ale kto tam będzie zdzwonił do artysty, by kupić od niego obraz… wiecie jak to jest. Ci, któzy mieszkają tutaj przez cały rok, czyli ten maciupki okruszek nas… w końcu będzie mógł odetchnąć…

… chyba?

Naprawdę nie jestem tego pewna, czy ten cały tłum się wykruszy?

Tak, jest ludzi trochę mniej, ale chamstwo zostało.

Goła baba na plaży napadająca na mnie bo jej zdaniem za długo leżałam na piasku robiąc zdjęcia wyżej wspomnianemu piaskowi… i jej zdaniem jest to dziwne. Naprawdę bardzo dziwne. Jej wiszące cyce nad moją głową kosztoały mnie atak paniki – czyli 4 miligramy clonazepanu, tak jest jak molestowani są nagle molestowani, wiecie, złamanie prywatności, nie chodzi o goliznę…

… to koszmar tego lata.

Mój własny.

Wychodzi na to, że nie dość, że babsztyl nie wie, że niektórzy są w pracy, a po drugie, że nikt nie chce jej zdjęć, już szczególnie ja. Po trzecie… cały szum był o to, że aparat leżał sobie i się suszył, a to dla niej było niekomfortowe. Od razu nadmienię mniej kumatym, że tak, u nas można latać na golasa po plaży i tak Full Monty. Można też robić zdjęcia jak się chce i komu się chce – bleeee, dla mnie zdjęcia to coś więcej niż ludzie – ale wiadomo, że kwestia publikacji, to co innego.

Czasem widzę zszokowanych Polaków.

Wiem, co czujecie, ale ja tego nie czuję. Sorry. Starsza para kąpiąca się nago na wielkiej plaży, to nic złego. Ale ten babsztyl, nie wiem co to za bajer, bo jakoś telefony skierowane w różne strony, gdy mój bidny aparat patrzył tylko w piach i wodę, jej nie przeszkadzały. Lepiej, wspomnienie o tym, że mam jakieś tam problemy zdrowotne jej nie obchodziło, więc… przeklinam cię kobieto.

Na ziemię i wodę, na krew i ślinę.

Oj, szkoda że to coś z kim byłaś rozglądało się za tą śliczną dziewuszką, ubraną… hmmm, chyba problem to ty masz w innymi miejscu…

Chmastwo w państwie.

Wyspa dostała wersję Turyścizny 500 plus, z każdego kraju przez te cholerne tanie bilety, a maluczki człowiek mieszkający tutaj, który miał mieć dostęp do onych bietów, kopa w dupę, pozostanie w Ystad i ogólne spoliczkowanie…

Jest źle.

Ten wpis został opublikowany w kategorii Bez kategorii. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.