Pan Tealight i Wampiryczny zew…

„Czuła go i był on dla niej zadziwiającym… nęcącym, ale azaliż zarazem i bogactwem tchnącym i niepokojem.

Dziwnym, pękatym niepokojem.

Burzącym wszelkie złudzenia optyczne mniej lub bardziej.

Bo przecież… no sama krew na przykład, bleee… nie jadała nawet mięsa, a jednak, krew ją nęciła. Tętniąca w żyłach, buzująca, śpiewająca, nucąca, kropląca się i płynąca lepszym strumieniem. Ciepła i chłodząca się, krzepnąca w zabawne strupki formujące mikropałace, które… które…

… tak fajnie byłoby zlizać.

Tak miło.

Ona przemiana z wrzenia w zimno, nawet w tak wysokiej temperaturze była dla niej wciąż niesamowitą tajemnicą. Jakby krew była onym prawdziwym innym światem, w którego jeszcze nie wkroczyła, jakby… ale te zęby, nie no, kurde… weźcie, no taki zgryz mieć. No jak będzie wyglądać, jak przypał jakiś! Nie no… dobrze, że chociaż jest ta wersja z przyssawkami, może więc ta…

Tylko, czy takie chłeptanie i to z obcych, no wiecie, to trochę mocno niehigieniczne. Niby można wtedy spróbować wszystkiego, co człowiekowi szkodziło, po prostu bierzesz takiego, który to spożył i zabawiasz się… bez kaca. Bo jeżeli chodzi o rozkminy moralne, to nie… Mała Ucięta Główka nie miewała takich.

Brakowało jej odpowiednich organów.

Podobno…”

(„Sklepik z Niepotrzebnymi” Chepcher Jones)

Plakatowa sprawa.

Jak sobie klikniecie, to zobaczycie najnowszy hit wyspowy! Znaczy plakat totalnie letni ukazujący wszelakie aktywności danej pory roku, dostępne dla Turyścizny i Tubylców też. A co. Też możemy poudawać Turyściznę, no co! Ale… jaki jest plakat? Centralnie zielony, bokami niebieski.

Górą niebo, dołem woda…

Wiecie, jeżeli chodzi o mnie super. Całkiem nie mój sposób tworzenia, więc za każdym razem mnie to tak intryguje, takie wiecie, kreskówkowe, postaciowe cuda wianki. A onych cudów tu masa. Jest i wielkie auto i ludzie nadjeżdżający, jest górą eeee… co? No dobra, tego nie rozumiem, dlaczego centrum – jeśli to ono, a nie jakiś dziwny barak, nieco źle uplasowany – jest większe niż Hammershus? Albo czemu Gudhjem jest po prawej a mueum Olufa po lewej?

Eeee… i krowa pod nim?

I droga prowadzi do Nexø?

Ale przecież ono jest tu na dole po prawej, a tutaj porozrzucane dziwnie kościoły całkiem krągłe, i więcej szosy, jakbyśmy je mieli takie piękne i proste. Ekhm!!! No co, nic na to nie poradzę, ale ostatnio mamy z nimi problemy… jedźmy niżej, eeee zaraz, wróć, ze skały bardzo wysokiej skacze kobieta, a pod nią dość daleko jak na skalę onego rysunku, ludzie… czekający na mięsko? Rekiny przebrane za ludzi… za nimi morze i łódki, górą mewa z rybą w dziobie, po drugiej strony rysnku, który zdaje się trochę Mount Everestem zielonkawy mamy i samolot i maciupki prom.

Wiecie, ekhm, no nie lubią się jedni z drugimi, więc…

Tu rowerzysta, tam rowerzysta, Svaneke dostało się osobne miejsce, po drugiej stronie zaś już Dueodde. Aaaa… czyli ta babka z tej skały na plażę? To znaczy co, z Jons Kapela dociera? Może mewa jej pomoże.

Hihihi…

Lećmy od prawej teraz, mamy Rokkestenen, ludzi, golf, a pod nimi kurze bingo, które daleko odejszło od Svaneke? No nie wiem. Pod nimi żarcie, piwo i świnki. Czyli widać nadal Svaneke? Eee, dobra, nie ważne pewno… jak te kominy na samej górze? Mniejsza, niech im będzie, bawię się przednie i tyle!!!

Okay, jesteśmy na dole, więc opiszę go i będę oficjalnie grzeczna.

Jest tutaj banda ludzi mówiąca w róśnych językach, że Bornholm jest super, ale… eee, nie po polskiemu, za to jest rosyjski! Żebyście nie poczuli się, wiecie, odrzuceni. Trochę to razi biorąc pod uwagę ilość turystów stąd i tamtąd, no ale, pewno uważają, że w Polsce każdy po rosyjsku mówi. Co mnie intryguje, to napad języków azjatyckich i… nawet indonezyjski… eee, wiem co znaczy: luar biasa.

I tyle.

Co ważniejsze, to element totalnie bornholmski, czyli babka ostrzegająca przed jeżami. Jyllkatt to moje ulubione słowo!!! LOL

No ale, ponad parami poprawnie czarnymi, żółtymi i bladymi mamy i dinozaury i oczywiście rysowankę z Rønne. I teraz, taki myk, nie do końca wiem, czy to czasem nie Melstedgaard ponad nim. Hmmm… bo jeśli tak, to daleko zawędrował z północy na południe. Ja mam na niego widok.

A do stolicy kawał drogi.

Chociaż, co ja tam wiem.

W górze ponad tym namioty, lasek i grzybki, mam nadzieję na halucynogenki, no i oczywiście dyskretna reklama pewnych rowerów. Ha ha ha!!! Tak wiem, czepiam się!!! Mocno!!! Ale po prostu trochę to wszystko zagmatwane, a jak znam ludzi, to wezmą ten plakat i bea szukać rzeczy jak narysowane, więc… niech ktoś dopisze, iż wszelaka artystyczność była tutaj użyta, oraz wizje pogrzybkowe. LOL

No i zamykamy to w Dueodde, gdzie nagle jest i sild i bizony, i konie i ptaszków obserwacja, i najwyższy punkt… aaa, umknął mi słodziak, czyli koleś sikający za krzaczkiem i poganiająca go babencja, co to dopinguje kolarzom. Hihihi… się psze pani nie da tak po prostu przestać sikać, bo akurat nadjeżdżają!!!

No się nie da, a nawet jak się próbuje, efekty są opłakane.

Wiem z doświadczenia.

PS. Żeby nie było, plakacik se nabędę, bo jest mocarz i super, uwieliam go, ale i tak mnie ubawia jego układ.

Ten wpis został opublikowany w kategorii Bez kategorii. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.