Pan Tealight i Panna Pajęczyca…

„Wprowadziła się.

Olała czynsz i zaczęła budować i płodzić.

Nosz kurde no, większego horroru nie było na stanie? Wiedźma Wrona Pożarta odmówiła wychodzenia z Chatki i trzeba ją było na codwutygodniowe sprzątania zwyczajnie wiązać i wynosić na tarasik. Dalej mówiła, że nie idzie. Zresztą, jak raz poszła, to od razu wlazła w jedną Pajęczycą hodowlę i wiecie…

Pewno słychać ją było w Afryce.

Ale może nie zrozumieli onej wiązanki? A poleciała w kilku językach najcięższym bajerem. Serio, na k, h, ch, w… jakkolwiek można. Prawo, lewo, od dołu, z góry, lewej i wszelako dookolnie, po prostu…

A potem powiedziała, że ona nie wyłazi.

Pajęczycy oczywiście było za jedno.

Uśmiała się i tyle. Bo co jej zrobicie. Dalej zaczęła pleść te swoje mitenki jebane na krzakach i krzaczkach, na gałązkach i mniejszych drzewach. Wciąż jeszcze niepewna, czy większe jej nie odrzucą, a może jednak wiedząca ile można, a ile lepiej nie? Żadna tam wiedźma jej nie była zagrożeniem. Może i palnik tak, ale przecież kto na rozdroża będzie ciągnął ze sobą butlę a gazem?

Hmmm… chyba raczej nic, co nie?

Bo pora ognisk się szykuje… A Wiedźma Wrona odkryła jakieś Alibaby, czy innych tam przemytników zza dalekiego wschodu, więc… nie no, chyba nie, co? Pewno, że ona zboczona na punkcie ognia, ale…

Kurde…”

(„Sklepik z Niepotrzebnymi” Chepcher Jones)

Z cyklu przeczytane: „Ghost writer” – … nie żebym miała nadzieję. Serio, opisy na okładce są jak trailery filmowe, często lepsze i więcej obiecujące niż sam film. Albo i lepszy film z nich niż sam film… ale przy tej książce opis był…

Skromny.

Niby wiemy od początku o co chodzi. Kobieta umiera i spisuje swoją opowieść, ale… cóż, mimo iż wiemy, że jej życie było sekretne i nieszczęśliwe, to jednak… jednak do końca nie wiemy co było źle. Kogo ona zabiła, a może ona jest duchem co zabił. Może nie istnieje, no kurcze, człowiek się zastanawia i wymyśla różne… no dobra to z duchem to stary numer, co nie? Ale… mamy dorosłą kobietę. Może nie starą, ale dorosłą. Po przejściach. Z problemami. Wielkimi. Typowymi dla współczesnych czasów…

Psychicznymi.

Pisarkę.

Naprawdę kochającą to, co robi, ale też… matkę…

Ta historia, której spisywanie i ją samą poznajemy na stronach jest… bolesna. Dziwaczna. To opis tak wielu jednostek chorobowych, iż wielu z łatwością odnajedzie w niej kawałek siebie. Ja znalazłam. Za wiele… ale jeśli oczekujecie buziaczkó, happy endów i takich tam wypełniaczy, to darujcie sobie. To ból. Oszukanie. Życie. Koszmar nawet. To życie… które kopie w dupę, a raczej kopie i nie patrzy w co, bo ma to gdzieś.

Może i książką powinna mieć więcej słów. Może i współczesność nie lubi zbyt wielu słów, ale… tej by się przydało, bo ta opowieść powinna nas od początku prowadzić w pewne miejsce, a tak, zakończenie jakoś nie tyle zaskakuje, co sprawia, że czujemy się nie na miejscu. Naprawdę. Autorzy, dajcie sobie prawo do więkzej ilości słów i opisów. Wiem, wydawca chce te ponad 300 stron nie więcej, ale tutaj są i czytelnicy, którzy kupują książki i chcą słów.

Naprawdę.

Dla tych, co się nie boją powieści trudniejszych.

Ech…

Ciepło.

Kwiaty kwitną, nieliczne bzykacze bzykają. Bzykają też ci niebzykający, bo wiecie, może i im się trafi, czemu nie? Szałwia zakwitła, rozmaryn przekwitł, tymianek chyba nadal buzuje kwieciem, ale też już powoli odpuszcza. Drzewka przemieniają płatki w owocki, a dzikie czereśnie się… starają czerwienić.

Za to kasztany jakie mają kwiaty!

Ło ho ho!

Właściwie to lato w pełni. Wraz z onym pokręceniem, że połowa Wyspy ma ponad 25 stopni, a ona druga połowa ino 18, chociaż i tak czuje się jak 30, więc ja tam nie wiem… chłodna bryza obecna. Od morza, mimo braku onych wszelkich fal, jakoś się spojawia i suszy opocone ciało. I człek już się nie lepi… Na chwilę. Nim będzie mógł wskoczyć w morze. No pewno, że to nie Karaiby, ale jednak…

Woda niebieściutka!

I szmaragdowa…

Po raz pierwszy w ogóle mamy burzę!!! A tak, burze się u nas nie zdarzają często. Co jest dość dziwne, ale taka prawda. Jednak chyba po raz pierwszy mamy taką, trwającą od kilku godzin, krążącą dookoła Gudhjem, która oczywiście mocniej zaatakowała Allinge. Wiecie, Folkemodet. Nie tylko 800lecie flagi, ale i to… masa ludzi. Etap, którego nigdy nie udźwignę. Oj nie, nic z tego.

Za dużo ludzi!!!

Aaaa!!!

No i oczywiście nie spodobało się im, że burza zapragnęła się dołączyć, widać burza nic w sobie z folka nie ma, więc zaczęła się panika, ogólne szaleństwo, ludzie chcą wydostać się z Wyspy, nie wiem czemu… ale nic nie płynie, nic nie leci. No logiczne, takie warunki pogodowe, ale zapewne ludziom jak zwykle trudno to pojać…

Ekhm…

No nic.

Jak na razie wciąż siedzę w swojej wielkiej tajemnicy, którą boję się zdradzić od ponad dwóch miesięcy…

Nerwy mam zrąbane na amen, no ale. Nie chcę zapeszyć. W końcu może jeszcze dojść do nas jakaś zombie epidemia, czy inne tam UFO. Mogą powstać zmarli i mnie uwikłać w swoje sprawy, więc wiecie, wolę nie zapeszać… boję się zwyczajnie, że coś nie wypali. A raczej, że coś nagle się spierdoli.

Po ludzku czy trollowemu.

Ale kurde, trudno utrzymywać tajemnice, więc na razie miejscie ino na uwadze, że mam ją i tyle. Niech mnie ktoś przytuli, bo serio z nerwów nie mogę już!!! Albo nie, nie lubię jak ktoś mnie dotyka. Oj nie.

Bleee…

Dobra, ale wróćmy do burzy, która odświeżyła powietrze, lekko mocniej popadała i przyniosła oną wilgotną zielonkawość wszystkiemu. Nie żeby jakoś grzmiało, raczej mruczało, burczało na pograniczach i błyskało się… czasem tak mocno, że już człek czekał na rąbnięcie, a tu nic. I z jednej strony, jak ktoś w mojej formie się burzy bojący, to się cieszy, ale z drugiej, jakoś dziwnie zawiedziony. Nosz przecież tak mocno się błysnęło!!! Nosz przecież kurcze no, błysnęło się, więc gdzie moje pierdolnięcie.

Już na błyśnięcie pierdyknęłam łbem w sufit.

Dobrze, że drewniany!

LOL

Najważniejsze, ze popadało i ludzie sobie do domów wrócą, ale z drugiej strony, to przeceiż od przyszłego tygodnia będzie ich jeszcze więcej i więcej i więcej… i więcej. Bo to już ten czas. Ten dziwny czas. Taki bardzo niemój czas. Ale jak co roku trzeba się pobawić w Turyściznę, takie tam przebieranki, no i polatać dookoła.

A czemu nie?

O… burza chyba już sobie poszła.

Lampy się świecą. Chyba nawet dziś noc mocniej ciemną będzie…

Ten wpis został opublikowany w kategorii Bez kategorii. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.