Pan Tealight i Dziewicza Panna…

„Pojawiają się takowe na Wyspie dość cyklicznie, szczególnie w okresie wczesnej bardzo wiosny…

Wiecie, one dziewicze, ale nie do końca niewinne.

Dziewicze, ale często zbytnio wiedzące, zbytnio doświadczone, a jednak wciąż tak obleśnie dziewicze. Przez te kiecki pewno. Białe, haftowane, z koroneczkami dołem i przy kołnierzykach, mankiecikach… wiecie, na nich one stokroteczki, zawsze białe, nigdy różowe, żadnych pręcików żótawych, ino t biel. biel tak biała, że aż oczy bolały. Nie ta niebieska, ale jednak…

Pan Tealight miał teorię, że się wykluwały z jakichś jaj składanych przez niewidzialne stworzenia, je całkiem niesłyszalne, w miejscach, gdzie wiosna po raz pierwszy dotykała ziemi. Gdzie kwitły krokusy. Tak, te najwcześniejsze pojawiały się właśnie tam, najpóźniejsze tam, gdzie wysuwały się długie łodyżki pierwiosnków. Onych dzikich, żółtawych, wiecie, jasnych takich, z tubeczkami, ssawkami jakby. Podobno ostatnio naprawdę ponownie odkrytych w kuchni!

Ci ludzie są dziwni, ale spoglądanie na wypięte dupy bab zrywających całe ich naręcza tuż przy drodze lekko łóci się z jakimkolwiek światopoglądem. Naprawdę. Po pierwze, okay, jecie je, ale jednak wasza gospodarka sprawia, że je niszczycie nazbytnio. Najeźdźcy mający na swe wytłumaczenie zdrowie…

Może im ołowiu brak?

Ale czy smród z ulicy wciąż jest ołowiowy?

No ale, więc się pojawiały… białe, czyste, lekko nawet przezroczyste, wszystkie dziwnie białe, aż świecące – można by za lamkę taką sobie postawić w kącie, bo co innego z nią zrobić? Wieszak? Wszystkie blondyneczki skandynawskie, z tymi włosami wprost nieistniejącymi w zwyczajowej skali kolorowości włosa…

… i gromadnie zawsze lądowały nad Rzeką przy Sklepiku

Bo miejsca w tym świecie, ni innych światów dla niech nie było.”

(„Sklepik z Niepotrzebnymi” Chepcher Jones)

Traktor.

Niby prosta sprawa, czyż nie? Dobra, może nie każdy zwraca na nią uwagę, a i w mieście pewnie trudno zobaczyć go w akcji, ale jednak. Należy pamiętać, że po pierwsze traktory u nas są wielkie. Seryjnie ogromne i zwyczajowo niebieskie. Tak wiem, już mnie uświadomiono, że chodzi tutaj o firmy, że podobno jedne czerwone inne niebieskie, no ale… głównie są niebieskie o gigantycznych oponach. Ciężkie i mocne, żeby tylko trzymały się pochyłości, nierówności, żeby wiecie, przetrwały, albo…

… dopłaty?

Reklama?

Nie wiem, ale zawsze mnie kręcą. Wiecie, one wszelkie zwyczajności jak orka, sianie… tak, oczywiście, że maszyny się zmieniły, ale tak naprawdę nie aż tak bardzo. Zamiast rydla jest ich teraz cała masa, są metalowe, bardziej spiczaste, wymyślne może, no i nie człowiek je ciągnie, a maszyna z onym człowiekiem w środku, ale wciąż przecież… ziemia ta sama, choć trochę umęczona dziwnymi nawozami, zamiast krowami i świniami pasącymi się na trójpolówkowym wypasie… albo coś w ten deseń.

No wiecie…

… kupa.

Tia… czas nawożenia nadszedł, więc smrodek wiruje w powietrzu. Ono pomieszanie intrygujących morskich wyziewów i jeszcze tego kupowego, choć dziwnie chemicznego, koszmaru. Straszne to. Często wypala aż twarz, niszczy nie tylko pranie, ale pozostaje w domu na długo. Nie wytrzebią go pachniuchy, świeczki i psikacze, czy też wietrzenie, no bo i wietrzyć nie możesz… to po prostu zostaje, jakby cząsteczki smrodu były mocniejsze od wszystkiego. Jakby odbierały, trochę na siłę, swój czas panowania, jakieś dziwne pozwoleństwo miały?

Yyyyy!!!

Ale walić smrodek.

W końcu może i wiatr się zmieni, może jednak popada jak zapowiada DMI… może susza jednak zostanie nam oszczędzona, może?

Dlaczego w to nie wierzę?

Dlaczego?

Nie wiem, ale boję się… i patrzę na ten traktor, co to ora, a za nim w procesji garść czarnych wron i kilka mew. Mają na coś nadzieję, ale mimo ciemniejszych chmur spadło ino kilka kropel, więc robalki chyba zostaną tam, gdzie są, no i potem zerwała się gorącość straszliwa. I wszystko popaliło rośliny i wyparowało i uczyniiło więcej szkody niż pożytku, więc raczej nie sądzę by miały branie, znaczy żarełko…

Ale traktor…

Za sobą ciągnie ulepszone radła i bawi się swoją pracą. Niczym wiecie, taka zabawka dziecięca, tylko większa i bawiący się to nie dziecko, ale uciechę z tego ma, tylko jak on to przeżywa? Klimatyzację ma w środku? Bo nie dość, że ciepło, to to, co porusza jest jak piaski na pustyni. Te wiecie, z okolic Sakkary, takie inne trochę, bardziej czerwonawe miejscami, mieszane, a casem tylko złote… pył unoszący się za maszyną sprawia, że wszystko zacyzna wyglądać jak przygotowania sceny do burzy piaskowej dla kolejnego odcinka GOT czy co tam teraz popularne jest…

Jedi?

Ale…

Ten piach zdaje się kotłować za niebieskością idealną maszyny i traktora, a potem nie opada, lecz unosi się do góry i zasnuwa wszystko. Nie wiem czy miesza się z havgusem, czy jednak ma taką moc, że po prostu pozostaje i w tym żarze slońca nie ma jak oddychać. Nie ma doprawdy czym oddychać. Jakby…

… wysysało tlen, azot i inne dodatki.

Ale jest tak bardzo fascynujące, iż łapię się na tym, że przez godzinę wiszę nad horyzontem i fotografuję pole.

A raczej traktor, orkę i te kłęby, czasem nawet pomarańczowe…

Ten wpis został opublikowany w kategorii Bez kategorii. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.