Pan Tealight i Porwana za Starości…

„Kurde…

No bo się pomylili no.

Wiecie, z tyłu liceum, z przodu zakład dla mocno obłąkanych i doprawdy niechętnych ku egzystencji żywej i żwawej, więc… ciemno też było. Zlecenie na tej ulicy, ten dom, no kurde, nawet ubrana była jak być miało. Ale kto przewidział, tudzież kurde porządny research zrobił najpierw, albo zwyczajnie wiedział, co się we wsi dzieje, i że akurat wyprzedaż danych ciuchów była…

No ale, zareagowali.

Wiecie, przecież to miejsce wciąż jeszcze nosi na sobie znamiona onej religii pełnej czarnych suknii, wysokich kołnierzyków, bród, wąsów… no dobra, te akurat niekoniecznie u kobiet, jak kto wolał, przymusu nie było… ale jednak, przez tak długi czas religia dziwna, narzucona, sprawiała, że ludzie byli…

… spokojni.

Wyłączeni.

Ale to się zmieniło. Naprawdę, więc dlaczego zareagowali tak łapczywie i tak dość brutalnie szamocąc nią, ciągnąc za rękaw, za włosy, które niestety okazały się peruką, która to znowu siedziała ino na gumkach, nie na kleju, bo swoich kłaczków wciąż jeszcze miała sporo, więc wiecie, nie musiała, ale chciała… no i nagle oni, z tymi wielkimi łapami, w końcu to trzech chłopa na jedną niską…

… babuleńkę no.

Naprawdę.”

(„Sklepik z Niepotrzebnymi” Chepcher Jones)

Morze…

Wciąż się nie przyzwyczaiłam.

Nie wiem jak to możliwe, bo przecież raczej zawsze mieszkaliśmy blisko wody, więc widoczność i słyszalność, zawsze była, teraz też. Zresztą, przyznaję, że to miejsce, akurat to, chyba jest dla nas najbardziej idealne. I jest tutaj dom na sprzedaż. Jeśli ktoś chce mnie zasponsorować, w znaczeniu moje badania i sztukę, to jak najabrdziej, tam jest przycisk „donate” chyba działa. Ekhm… no co, inni mają Patronite, czemu ja nie mogę mieć fanów, nawet wiecie, tych tam nagabywaczy?

Czy jak oni się zwą?

No ale…

Ostatnio znowu mam te sny, że nie mogę dotrzeć na wyspę. Ale nie Wyspę, tylko jakąś wyspę… jakąś, wymarzoną, która naprawdę jest mi przeznaczona, bez której nie mogę żyć, bez której wszystko mi się w życiu wali i nie mogę. Zapominam drogi, gubię promy, statki, mosty. Nie wiem… Freud by miał coś do powiedzenia, pewno Jung też, ale głupio tak umarłych gubić co do moich snów. Wystarczy… sama sobie odpowiem na to pytanie. Zwalę na własny fanatyzm wyspowy i już!!!

No co?

Ta tęsknota, potrzeba, strach nawet… to, iż to tylko sny, nie ma znaczenia, naprawdę. Wszystko nie mija gdy się budzę. Zostaje, chociaż przecież jestem na Wyspie. Przecież wychodzę z domu i zaraz plaża. I rzeka i las. I kwiatki już wyłażą i kokorycze i zawilce, i wszystkie inne. I trawki i czosnek niedźwiedzi i…

Chyba panicznie boję się, że stracę to miejsce.

Ten świat.

Jak można tak fanatycznie kochać małą cząstkę świata? No naprawdę? Jak tak można? A może jednak to możliwe? Może zdarza się wielu, ale niewielu potrafi nazwać oną tęsknotę, ból, pragnienie. Niewyobrażalny smutek… może, każdemu jest przeznaczone pewno miejsce, w którym może się czuć jak w domu?

A może nie…

Ostatnio serio coś się nam nie szczęści w tych kontaktach pasażerskich.

Tym razem chodziło o to, że stali.

Znaczy ludzie, wiecie… bo to jest tak, że bierzecie sobie autobus i możecie pojechać do stolicy i wrócić. Oczywiście złazicie na prom w czasie pływania, ale potem z powrotem do autobusu i nie martwicie się o nic. Ten was podwiezie i zawiezie, bo nieiwleu wie, że droga od nas do Koge, bo przecież nie do Kopnehagi, jest długa, płynie się jakieś 6 godzin i ogólnie mówiąc, tym bardziej teraz, to doprawdy przykra i męcząca podróż. Lepiej wziąć autobus i zwyczajnie przepłynąć się do Szwecji, a potem sławetnym mostem i już jesteście w stolicy! Ot taka ciekawostka, ale…

No właśnie, most.

Ostatnie kontrole na moście stały się bardziej namolne i naprawdę wszystko rozumiem, ale zatrzymanie wyżej wspomnianego, szczególnie teraz zawalonego bo przecież święta, autobusu za 10 stojących pasażerów okazało się zgodne z prawami unijnymi, ale jednak niezgodne z prawami szwedzkimi? No nie wiem, kto miał rację? Prawda taka, że autobus od zostania w Ystad uratowało ino spóźnienie promu.

A tak, prom na autobus nie czeka.

Już się tak zdarzyło.

To też wyraz nowej polityki nowego przewoźnika. Nie baczyć na ludzi. A może baczyć na ludzi, w końcu każdemu nie dopieścisz, co nie?

Tak naprawdę czasem się zastanwiam mocno nad tym chodzeniem po wodzie? Albo amfibią chociaż jak u Pana Samochodzika, ale to akwen tak bardzo ruchliwy i niebezpieczny, że chyba dam sobie siana i będę cierpieć jak wszyscy biedni. I tyle… składać ofiary morskim bytom, nie za bardzo włazić w oko przewoźnikowi, bo jeszcze z powodów religijnych mnie usuną z promu… wiecie, zastraszanie to coś w czym są naprawdę i całkowicie super!!!

Niestety.

I tak, to się dzieje tutaj. W onym, już nie najszczęśliwszym z krajów, ale jednak wciąż utrzymującym się w czołówce. Pewnie dzięki prochom i piciu, ale nie mówmy o tym. Każdy se radzi jak może i ja nie oceniam.

Ale po co tak kłamać?

Może jednak nauczę się latać?

PS. 2 tysiące ludzi oglądało wypuszczanie krów… eeee, okay. LOL

Ten wpis został opublikowany w kategorii Bez kategorii. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.