Pan Tealight i Kosmit…

Kosmit miał swój spodek, filiżankę i kubeczek, no i oczywiście statek, ale wiecie, składany, więc nie pokazywał go każdemu. Wiedźma Wrona Pożarta twierdziła, że raz go widziała, ale Pan Tealight nie był pewien, czy czasem nie robi go w jakiegoś, niecukrowanego barana…

Albo inną rogaciznę.

Podobną.

Naprawdę nie do końca jej dowierzał.

Wróć… Tak naprawdę, to serio był pewien, że ona jakoś go tak inaczej niż zwykle okłamuje, może i nie do końca, ale nie był w stanie znaleźć i onego końca zakończenia ni początku, który mógłby coś wyjaśniać. Bo przecież… nie żeby nie wierzył w kosmitów, alienów czy co tam, ale żeby koleś był takim zwolennikiem herbaty i to wyłącznie liściastej, i to z miodem oraz koniecznym listkiem kapustki pekińskiej, którą ona filiżanka zawsze musiała być wyłożona?

No serio, to nie było normalne… a co jak co, w życiu Pana Tealighta, Przedwiecznego, nic takowe przecież nie było, więc gdy określał coś takim słowem było kiepsko… było dziwnie nieznajomo i zaskakująco z takiej strony, że gdy się z onego zaskoczenia podskakiwało, to dziura w suficie była pewna i ogromna.”

(„Sklepik z Niepotrzebnymi” Chepcher Jones)

Tysiące…

A niektórzy to nawet się nie dostali na prom. No mówię wam, niby to takie tylko święto, ale przez to, że Dania świętuje właściwie przez cały tydzień, więc nasz sławetny przewoźnik wody dał ciała… znacyz dupy?

Wiosła?

No nie wiem jak to określić.

Po pierwsze okazuje się, że na Wyspę skierowało się prawie 10 tysięcy osobników. No, może 8, ale biorąc pod uwagę ich pomyłki, to stawiam na więcej. Pewno pogoda ich zaskoczy, ale nic to. Problem widzę raczej w tym, że spora część z nich przywozi ze sobą samochód, a to oznacza, że będzie dym. Ech… większość oczywiście postanowiła przypłynąć z Ystad, wiecie, taka to wyspa, co to ma bliżej to Szwecji niż do kraju, do którego przynależy politycznie.

No ale… geografie są skomplikowane.

Za to jak człek sobie pomyśli, że zwyczajowa liczba ludności nagle ma się powiększyć o jedną czwartą, to trochę mną to rusza. Ale z drugiej strony i tak nauczyłam się tutaj, że kłamać kłamią wszyscy, więc raczej przyjeżdżają tylko po to by poudawać, że tu mieszkają, że sprzątają, żyją i tym podobne. Może kupili domy, może i mają przymus zamieszkania, może go nie mają, zależy od miejsca na Wyspie, ale…

Tia, ludzie…

Dziwna sprawa po tych pustkach zimowych. Uwielbiam je. Naprawdę. Dla nich warto tutaj mieszkać. Ale ten nagły zjazd ludzi to koszmar dla zwyczajnego człowieka, który znowu będzie polował na jedzenie i tak dalej. Ale jak się okazuje koszmarnie skończyło się to i dla naszego przewoźnika, bo w sobotę na główny prom nie udało się załadować planowanej liczby ludzi. Co gorsza, zapomnieli zabrać autko z pocztą, które to podobno ma na stałe wykupione miejsce… hmmm, no nic to. Dodatkowo ma pływać jakiś inny prom, co to nie pasuje wyjściowo do portu w Ystad, więc znowu jest ubaw.

Oby tylko nic się nie stało…

Serio, bo to się aż prosi o kolejne problemy i wypadki.

Przetrwajmy to, potem znowu dadzą nam spokój do czerwca… jak zwykle…

To jest takie zaskakujące, że poza onymi sezonami i napadami Turyścizny, Wyspa jest pusta i naturalna. No dobra, może te wylewy świństwa na pola wypalają skórę, oczy i zmieniają pranie w dziwnie chrupki i cuchnący spęd tekstyliów

… ale…

Czyż nie powinniśmy już do tego przywyknąć?

Bardziej mnie rusza to, że chcą śliczne łączki zamienić w jebane parkingi. I sorry, ale nie rozumiem. No bo, czy naprawdę jest aż taka potrzeba? Na te kilka tygodni? Niech zostawiają te auta, a nie muszą je mieć zawsze pod nosem! Przecież to wszystko jest naprawdę absurdalne. A kolejny parking?

Bleeee…

Las byśmy zasadzili?!

No weźcie!!!

Wiadomo, że zwykły ludź na niczym się nie zna i ogólnie działa na szkodę itp. itd. Wiecie, stara śpiewka. Potem przylezą lizać nam dupska jak przyjdą wybory, ale na razie można sobie mieszkańcem wycierać podłogę. Bo cóż to za plebs być musi, co to mieszka na Wyspie cały rok.

Co to, na wakacje na Majorce ich nie stać?!

No zwyrodnialcy!!!

I nam zwyrodnialcom amen!!!

Tak, niektórzy kochają ciszę, morze, naturę i to im wystarcza. Tak, trzeba być dość specyficzną duszą, by czuć się tutaj dobrze i by z tego korzystać, ale jednak dla nas warto. Dla tych, co się nie boją braków w internetach i tym podobnych. Co nie muszą mieć imprez pod bokiem i wielkich centrów handlowych. Tak, istnieją takie osobniki. No mówię wam, to my zwyrodnialcy!!! Buuuu!!! Hihihi!!!

No ale… nie chcę parkingu pod nosem!!!

Nieeee!!!

Ten wpis został opublikowany w kategorii Bez kategorii. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.