„No ale przecież dlaczego dopiero teraz o nim piszemy?
Przecież on był z nią prawie zawsze. Od dzieciństwa, dość późnego, aczkolwiek, czy ono dzieciństwo w jej przypadku w ogóle się skończyło? Można wątpić, czyż nie? Należy wątpić, nie oszukujmy się! Z nią przecież wiadomo, wiary nie trzeba, iż wszystko jest możliwe i kompletnie odmienne od tego, co znane.
Ale jednak.
Ten Troll, choć był z nią zawsze, zwyczajowo pozostawał w postaci niewidzialnej, niesłyszalnej, ni nawet niewąchalnej. Całkiem niearomatyczny, cichutki, spokojny, choć ciężki i ogromny, sądząc o pewnych zagięciach w przestrzeni, stąpał za nią, siadał, był częścią jej cienia. Nawet jak nie było żadnego światła zmuszającego Cień Wiedźmy do objawienia się. Wiecie, Ten Cień, co to pojawiał się niezgodnie z fizyką, chemią i wszelaką logiką Wszechświata.
Tak… TEGO.
No ale… coś się zmieniło, jak zwykle nagle i całkiem nieprzygotowując świata na takie dziwności, Troll Wiedźmy się przeobraził w nie do końca wielki kamienno-błotny posążek z zadziorną miną, dziwnym uśmiechem i odziany w zielone porteczki. Bo przecież mógł. Któż mógłby mu zabronić, a ona…
Ona tego chciała.”
(„Sklepik z Niepotrzebnymi” Chepcher Jones)
Nagle…
Wyjechać nagle.
Na dzień, na chwilę.
Tak po prostu, jakoś dziwnie może, ale rzucić wszystko, oczywiście budząc się na dźwięk okrutnego budzika wątpiąc w to, co się robi, nagle chcąc wszystko odrzucić, zakopać się w pościel, nigdzie nie wyłazić… no wiecie, normalna sprawa. Ale jednak wstać, umyć ryja, ubrać się i zabrać spakowane wcześniej klamoty, do auta, na prom, a potem oczywiście do Szwecji, bo szybciej…
No to jeśli tak się wam chce, to drogo to wychodzi, ale polecam. Naprawdę. To szaleństwo i kompletny pojebany pomysł, ale czasem potrafi tak cudownie odmóżdżyć, szczególnie, że przez całą dobę nie używam internetu, właściwie poza techniką zawartą w aparacie technikę limituje mi wyłącznie otoczenie… bosko jest. Czy mogłabym naprawdę się odłączyć? Tak i to z wielką chęcią, problem w tym, że to mój jedyny dochód, a jak się robi takie pomylone badania jak ja, to się samemu musi się kombinować.
Ech!
No ale, zrobiliśmy to, akurat też mieliśmy bardzo ważny powód, więc jakby była wymowka. Nie będzie jedzenia przez miesiąc, trza będzie przyciąć wszystko co już i tak przykrótkie, no ale, było super. I mówię to ja. Osobnik, który boi sie otworzyć drzwi. Chyba zawisłam nad jakąś przepaścią i zwyczajnie…
Skoczyłam.
I tyle.
Dzień był słoneczny i wietrzny, na szczęście nie bujało!!! Podróż oczywiście i tak stresująca, bo nie wiadomo, czy ci auto przez to otwarcie nie wyleci, no ale. Udało się. Wróciliśmy lekko zasoleni, ale wróciliśmy, a gdzie byliśmu? A niedaleko. Tylko tu w Ystad i w Malmö i jeszcze w Simrishamn. Wiecie po co? Po jedzenie. Bo taniej. By wysłać pocztę, bo taniej, no i załatwić sprawy, bo można.
I by spojrzeć na inny świat…
Świat nie do końca wielki, bo przecież to miasteczka i miasto, więc co tam za wielkości. Ale jednak posiadający coś jak IKEA. Tak, stałam się już taką wieśniaczką, że gubię się w IKEA, fascynuje mnie jak ina planeta i kompletnie nie rozumiem plastikowych roślinek. kompletnie!!! No naprawdę! Wiem, że nie trzeba ich podlewać i tak dalej, ale musicie je myć! Muscie je stawiać uważnie, bo stopnieją i ogólnie, to one są sztuczne no! Kurde, czemu nie kupicie prawdziwej, nawet z hipermarketu. Przynajmniej będzie żywa. Będzie jakaś taka bardziej normalna… a jak zdechnie…
… to zdechnie.
No z nimi tak bywa.
Oczywiście, że najfajniej wziąć taką już zdechłą i doprowadzić ją do życia, człowiek czuje się jak bóg, kurcze! Przecież roślinki zawsze można wymienić. Spora ich część akurat na Wyspie super radzi sobie na zewnątrz, więc można wysadzić, no problem, więc dlaczego ludzie wolą plastik. I czemu niektórzy chcą nam wmówić, że to tak wielce i poważnie ekologiczne?
Pierdolą ostatnio humanoidzi strasznie.
A przecież do mnie dociera mniej niż 1 procent tego wszystkiego!!!
No mniejsza, masa plastiku. Trochę drewna i szkła, wypieranego przez plastik i tyle. Ale cóż, takie to dziwne czasy, co nie? Czy można z tym walczyć? Nie mamy plastikowych misek, mamy szklane. Tak, są cięższe, ale jedzenie smakuje inaczej. Sztućce, talerze, wiadomo metal i coś w stylu porcelany, kamionki czy jak to tam teraz zwą. Stare. Podobno ludzie wymianieją kuchnie co roku… ech, popatrzcie, we mnie żadnej ekologii, nadal jem łyżką sprzed 20 lat. Kurde, co ze mną nie tak?
A biedna jestem.
No i jakoś nie kumam takich wydatków.
Ale.
Jak w miastach? W zwykły dzień dziwnie. Pusto, po pracy lekki tłok. Kwiaciarnie, małe sklepiki, strach, że pozamykają je, gdy tylko człek dostrzeże ile miejsc zniknęło wypartych przez molochy. Szkoda, ale wiecie, jak wszędzie. Zmiany, choć przecież dopiero tutaj byłam, kilka miesięcy temu… czemu to wszystko tak pędzi i gdzie?
I gdzie się przed tym pędem schować?