„Pojawiła się Konfjuzja, więc wszyscy zebrali się w kuchni, ponad nią, obok niej oraz w wymiarach do niej przylegających, równoległych… no wiecie, w pobliżu, i zaczęli się zastanawiać, co teraz?
Bo widzicie, nie dość, że się była pojawiła, nie dość, że tak naprawdę to po raz pierwszy, no to na dodatek tego wszystkiego jeszcze wlazła w Wiedźmę Wronę Pożartą i napsuła ją, i napchała wątpliwościami nowymi, jakby onych starych wiedźmie było mało, jakby sama ze sobą w trzech osobach nie umiała już do ładu dojść, jakby wszystko mogło się jeszcze bardziej skomplikować?
Oczywiście, że szła wiosna, a co za tym idzie – obecnie w dziwnych, łatanych, kardynalskich szatkach, w postaci sędziwego, brzuchatego, ale i jednocześnie chudego facecika bez zarostu, z łysą głową, możliwe, że nigdzie onych włosów nie miał, ale nikogo chętnego do sprawdzania nie było, wiecie, się nikt nie garnął – no więc ten kurna nowy, całkiem bardzo pan, czy też błogosławiony pierdzielnik Wiosna nadchodził, znaczy nadszedł był już, ale wciąż był dziwnie bezkwietny, mało kolorowy, ciepły i słoneczny i… i już to wystarczyło, że Wiedźma Wrona miała wszystkiego dość. Że Strach się w niej mościł w różnych końcówkach, że…
… i teraz jeszcze Konfjuzja?
A może ona oną Konfjuzję sama zawołała?
Może w tym wszystkim chodziło o coś innego?”
(„Sklepik z Niepotrzebnymi” Chepcher Jones)
Wieje…
Znowu wieje i to wieje tak, że człek zaczyna w końcu przywyczajać się do myśli o lataniu. Naprawdę. I do myśli o tym, że może może sobie przewiercić zatoki na wylot, albo choć jakimś wycierem tam pogmerać.
Łeb pęka.
Promy oczywiście nie pływają, bo przecież, a jak już pływają, to samochody się tulą do siebie przerażone, mocno się tulą, tak, że zaczynam myśleć o takich łódkowych odbijakach, coby wiecie, tulić się Nutek do innych mógł, ale kurna nie rysował, czy nie wciskał. Tego przecież nie chcemy, czyż nie? Ale już po prostu panikują ci, co wiecie dwunożni są, no i pjukają na górze, a rano jak ktoś płynie, to wiadomo, chce coś zjeść, wypić i tym podobne, no i nie może. A inni, co dziwne nawet ci co nigdy tego nie rozbili, pjukają cudownie. Paw się szerzy w te i wewte, ale jednak płynąć trzeba.
Ogólnie wiadomo, iż ten nowy, i wciąż sprawiający problemy promowy mocarz, ma ludzi w dupie i lepszych promów nie będzie. Rządzący też mają gdzieś, no i sprawy przerzucają się z prawej na lewą a w TV coraz więcej opowieści o tym, że Ziemia jest płaska. Ekhm… wiecie co, serio. Mój mózg na falach tak nie uważa.
Ale wróćmy do pawiowania.
Jakkolwiek temat obrzydliwy, to jednak przecież aż nadmiernie człowieczy. Pamiętajcie, że Rzymianie, wielka cywilizacja, mieli w zwyczaju wielkie uczty i naczynka do rzygania, by potem jeść więcej. A bulimiczce się obrywa, kurcze. Choć potem nie jemy przecież no!!! Ech, świat nie jest sprawiedliwy. No ale na takim promie nie ma nacyznek, a i torbę znajdziecie w tych Expressach sporadycznie, więc be prepared!!! Najlepiej nie jedzcie, nie sikajcie, starajcie się przeżyć i muza w uszy.
Mi pomaga.
… Chociaż teraz po całej sprawie z VikingSky…
Ale… tak jak, jak zwykle, myślałam iż tylko mi się wydaje, że one maciupkie nowe promy inaczej pływają, się okazuje, że chyba jednak nie, Możliwe, że to kolejna zmowa, by nas zwyczajnie tutaj wybić i tyle…
A przecież… 1648 osób podobno wprowadziło się na Wyspę w 2018… W tym samym czasie 1395 wyniosło.
Czyżby przez promy?
A może durne prawa?
Nie wiem, ale problemów na pewno dla nowych jest masa. Nie oszukujmy się, młodzi chcą do miasta i tyle. Na kija im przyroda?! Nie żeby tak ich szkoły kręciły, nie no, przecież w dzisiejszych czasach każdy chce być Youtuberem, co nie? Ech… no ale, niech się wam wiedzie, ino po co kolejni dziwacy napychający się marshmallowsami czy też makijażujący się, robiący zakupy i wiecie, trupy w lesie…
Ale widać takie czasy.
Taki świat i tyle.
Wroćmy jednak do onych nowoprzybyłych. Jeśli ci się udaje przybyć tutaj, dajmy na to z Kopenhagi, to wiecie, od razu dostaniecie artykuł w gazeicie i będzie klejna opowieść o nowych wyzwaniach, powrotach do korzeni i ekologii. Po roku wrócą do miasta i będą wspominać, i nierozumieć dlaczego to zrobili, no ale. Przecież każdy z nas popełnia pomyłki, czyż nie? Kurka wodna. Patrząc na te pustki, to czasem w ogóle wątpię, czy ktokolwiek tutaj mieszka przez cały rok, naprawdę… wiecie, jak ja?
Sąsiada dawno nie widziałam.
Lekko zaniepojona nagle.
Ale…
… nim oni przesiedleńcy wrócą z powortem, do siebie, do onego co dla nich tak bardzo, bezpiecznie znajome i ma kilka rodzajów masła w sklepach, zabrylują w mediach, otworzą pancakekarnię, czy inny tam interesik. I tyle. Może załapiecie się na donuta czy naleśnika a może i nie? Kto to wie? To wszystko z nowymi jest takie płynne. Tylko prawdziwie wierzący, wariaci i ci co spalili wszystkie mosty i nie mają za co gdzieś wyjechać, tutaj zostają. Nie oszukujmy się, Wyspa jednak wymaga i poświęceń i zabiera zdrowie. Niestety… Jak komuś mówimy, że my tu już od ponad 10 lat, to wiecie, jakoś tak zwyczajnie i po prostu, nam nie wierzą.
Bo nie było nas w gazetach.
Taka czuję się niemodna!!!