Pan Tealight i Pan Sikorek i Pan Mew…

Pan S. i Pan M., którzy początkowo chcieli pozostać anonimowi, ale wiecie jak to z ptakami jest, srają, więc trudno jednak być anonimowym, więc wszyscy wiedzieli i jakoś tak, ubaw mieli po pachy skrzydlane… ale, no więc oni, wyżej wspomniani donośnie i wytłuszczeni w druku, obydwaj mieli problem z seksualnością.

A tak, mieli, bo mogą!!!

I oni!!!

Okazało się, że chociaż z nich ptaki, to jednak jakoś tak nie do końca byli pewni onych ortograficznych, gramatycznych i fleksyjnych pierdół. Bo jako gatunki sikorka i mewa zdawały się być aż nadmiernie… babskie. Nie oszukujmy się. To jak mieć na imię Maria i nie nazywać się Skłodowska! I mieć ptaka. Znaczy no wiecie, ptakiem być. Znaczy… ekhm, z jajami, ale bez jaj!

Znaczy…

Rany no!

Chodziło im zwyczajnie o odmianę. Bo wiecie, nie każdemu końcówka burek. Znaczy końcówka słowa go określającego przeszkadza niektórym mocniej. Niektórym mniej, więc Wiedźma Wrona Pożarta nie miała nic przeciwko nazywania ją ptakiem czy wronem. Serio. Była Ptaszydłem i tyle. Nie żeńskim, nie męskim, zwyczajnie swoistym, a już jak ktoś ją chciał nazwać archeolożką kończył w boleściach wiekuistych, którym nie pomagały żadne świętości… ni maści, oleje ni pielgrzymki. Ni nawet wizyty u zamawiaczy, którzy szybko zrozumieli, że i im się oberwie, więc…

… nagle tracili siły.

Ale Pan Sikor… sikorek? Sik? I Pan Mew, mewi, mewiarz… nie wiedzieli wciąż jak rozwiązać swój problem.”

(„Sklepik z Niepotrzebnymi” Chepcher Jones)

Z cyklu przeczytane: „Cień” – … boski. Chociaż zakończenie mnie zawiodło! Ale bawiłam się przednie. Z przytupem, przeskokiem, wysokim wyskokiem.

I tak dalej!!!

Oczywiście bohaterowie są ci sami, świat też, ale akcja zwyczajnie się rozwija. Wiecie, kobeity, mężczyźni, no i te sprawy. Trochę magii, trochę alchemii, dziwne byty, zawiść, miłość, oraz wszelakie pragnienie onego mitycznego chyba, świętego spokoju, zdają się prowadzić prym w tym, ostatnim tomie tej zajmującej trylogii. Oczywiście głównymi bohaterami ponownie są oni, kuzyni ze strony innej matki, babki i pociotka. Jeden z tej, drugi drugiej strony granicy… no przecież nie będę opowiadać tej historii, to trzeci tom, zacznijcie od początku.

Zacznijcie od początku niezależnie od płci, bo książka ucieszy płcie obydwie. Autor umiejętnie nie przytłacza babską czy męską nadmiernością, wprowadza też byty tak intrygujące, że płeć nie ma tu nic do znaczenia, ale… jak zwykle najlepsze są starsze panie, no i ten język. Taki wiecie, krotochwilny!

Naprawdę polecam całą serię nie tylko tym lubiącym fantastykę zalatującą historią, oraz tych, co po prostu lubią poczytać dobre pisanie!

No to nasz mew sławny ma żonę.

Żeby nie było od 22 lat ta sama!!!

Przyznaję, że o bestii słyszałam, ale kurcze, że taki żywotny i zamężny, czy raczej zamewiony jest, nie wiedziałam. Z jednej strony te dwa rąbane czerwononogie bociany, z drugiej nasze biało-czarne tyż niemałe, wciąż zakochane. A może zwyczajnie są ze sobą dla wygody? Wiecie, on wie co ona lubi, ona lubi jak on plecie, no i sławny jest, na ptasim Instagramie są od dawna sławni…

Może to tylko to?

Słucham sobie jak wieje i leje, leje i wieje i zastanawiam się nad tymi ptasimi sprawami. Bo wiecie, tutaj jednak człek jakoś bliżej skrzydlatych… no i tych kopytnych co choinkę mi zeżerają. W ogóle jako bliżej natury i to nie tylko przez te ciągłe ostatnio wietrzności. Właściwie codziennie się wietrzy, słyszy fale, widzi pole. Natura everywhere. Chciałby w końcu mieć swój kawałek świata, ale nic z tego, więc na razie zajmuje się tym, który pożycza od państwa. Bo może i sąsiad mnie nie lubi, wiecie, powody czysto logiczne, nie urodziłeś się tu, nie masz praw – no ale, jestem, oddycham, uśmiechnę się, może szlag go nie trafi? Może?

Bo wiecie jak to z sąsiadami.

Zawsze może być gorszy, a lepiej nie.

Serio.

Wieje coraz mocniej, okna drżą pod ogromnymi kroplami dziwnie agresywanego deszczu… wszystko jest dziwnie nie na miejscu.

Może i ja?

A może tylko ja jestem na miejscu?

Strajk klimatyczny.

Niech mnie ktoś oświeci, po co to robią? Kolejny hasztag? Rąbana praca pod publiczkę? Przecież w sklepie i tak tylko my mamy przy sobie torby, które mają już około 10 lat i wciąż są okay. Reszta kupuje plastiki. Ot tak, brudna prawda tej części świata, uznawanego za takie emporium ekologiczne to to, że nie ma tu ekologii. Tak, są wiatraki! Hmmm, będzie pewno ich więcej. Ale nie potrafimy z tego korzystać. Kto z was okroi wykorzystywaną enrgię? Nienauczeni wyłączać światła za młodu będą tworzyć oną potrzebę produkcji i tak… wim jak to jest z prądem. Ale produkcja to podaż, jak popytu brak, to będzie mniej produkcji, co nie? No chyba… chyba że znowu wyjdzie nowinka techniczna i nie będziecie potrafili się jej przeć. Czyż nie?

Wymuszają to na was?

Dzieci, które biorą udział w tych „klimatycznych strajkach” w rzeczywistości wiedzą, że będą w mediach i tyle. Zrobią sobie selfie, poklepią je po pleckach, lekcji nie będzie i co z tego, jak nie one decydują o odwiertach? No tak serio, każde z nich miało w życiu więcej telefonów niż ja. Tia wiem, jestem porąbana.

Nie mam komórki.

Żyję.

Nie strajkuję.

Właściwie, to już dawno straciłam jakąkolwiek wiarę w ludzi, więc takie pospolite ruszenia, to dla mnie znak, że Facebook znowu stworzy jakąś serwerownię rujnując podziemy czy zimny ekosystem. Bo przecież o tym nikt nie myśli, że to wszystko, tak, też to co piszę, gdzieś musi być przechowywane. Że to wymaga energii… chłodzenia. Założę się, że znowu ruch prowarzywno-owocowy będzie się po strajkach miał kwitnąco. A przecież wyrwane z korzeniami lasy i zabite zwierzęta dla tych waszych awokado są faktem. Ale wko cares? Vege nie znaczy eco. Sorry. Nauczcie się rozumieć ziemię, las, korzystać z tego, co nas otacza… ale, przecież to niemodne… lepiej strajkować. Wszyscy to robią, więc będzie więcek lajków na Instagramie…

Chyba mam dość ekologii.

I tak nie stać mnie na nic.

Ten wpis został opublikowany w kategorii Bez kategorii. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.