„Bo widzicie, ona nie chciała do obrazu. Bo jakoś tak chciała sama w sobie i na zewnątrz i wewnątrz i pomiędzy tymi czterema gałązkami… bo tak miało być i już, bo inaczej nie mogło, bo ona…
Może i była tylko czworakiem skleconym mocno krzywo i na słowo życzenia, z drewna morskiego, ale jednak, rama. Była ramą, miejscem z pustym środkiem, które wszyscy chceili zapełnić, ale ona… nie chciała. Oj nie, nic z tego, żadnego obrazka, żadneg zdjęcia, czy rąbanej kompozycji z kwiatuszków, suszków i innych jebanych szaleństw… papierków z cukierków, czy czegokolwiek.
Chciała…
No dobrze, nie do końca chciała.
Znaczy, dokładnie nie do końca wiedziała czego chciała i czego naprawdę pragnęła i dlaczego była taka, a nie inna, a na razie, by dać sobie czas na rozmyślania, pokrywała się lekką pleśnią w piwnicach Sklepiku z Niepotrzebnymi. A one pleśnie nie były takie jak w innych miejscach. Były te białe, te czarne, te żóciane, złotawe nawet i jeszcze niebieskie i te lekko zielonkawe… Nie przeszkadzały jej, bo środka nie oprzędły nawet pajęczaki, zwyczajnie, wiedziały, że je za to pogryzie, a serio, bez jednej czy pięciu nóg chodzi się źle. Naprawdę. A środek był najważniejszy.
Dla niej.”
(„Sklepik z Niepotrzebnymi” Chepcher Jones)
Wiosna, kurna?
Nie no… wieje, dziwna suchota i temperatura w okolicach 10 stopni? Serio! Luty mamy, helloł?! Należy mi się jeszcze trochę jakiegoś chłodu, a nie takie już wietrzenia! No weźcie no!!! Błagam!!! Ino nie wczesna wrząca wiosna. Bo jak tak będzie, to znowu nas susza złapie i będzie kanał.
Już mi zeszły rok dopiekł…
I jeszcze ta pierniczona pełnia, no weźcie. CO to się dzieje. Wiatry z Sahary, księżyce jak alieńskie statki i jeszcze te temperatury. Ech, po prostu wytrzymać nie można. Ja tam rozumiem, że ludzi rajcują te kwiatuszki i tak dalej, ale jak dla mnie ranniki i przebiśniegi to mogłyby się jeszcze wstrzymać. Tym bardziej, że przy takich temperaturkach, to szybko zdechną.
I tyle będzie z ich wyłażenia.
I jeszcze to słonko!!!
Ech… no cóż, na naturę nic nie poradzisz, a to co ci mówią, że możesz, to i tak przecież nie sprawi, że ona nagle sobie będzie ciebie słuchać, czy coś. Jednymi śniegi i mrozy, a u nas ukropik. Znaczy wiecie, jak na zimę. Ale… trza jakoś przetrwać i dalej oddychać. Chociaż trudno, bo zatoki znowu zawalone. Ale jak promy mogą chorować, to czemu ja nie? Express 1 jest na chorobowym, ale się nie bójcie, przypłynął numer 2. Może i nie wiadomo, czy ten stabilizator ma, czy go nie ma, no ale…
Kurcze, może lepiej na razie nie pływać nigdzie?
W końcu w domu też masa roboty.
Powinno się ogarnąć ogród i takie tam, ale wciąż mam nadzieję na te mrozy. Nie chcę tańcować z kosiarką nim wszystkie kwiatki wylezą. Błagam no! Wiosna, weź na wstrzymanie. Wzrastaj sobie, ale może bez trawnej przesady.
Wkrótce ferie, więc wiecie, świat się szykuje.
Ci wyjadą na wakację, tamci przejdą na dietę, a jeszcze inni oleją to i prześpią, bo czemu nie. Wolno im. Ma być wolne, to będzie. Przyjadą… znaczy przłypłyną ludzie i znowu będą się dziwować, że tak jest a nie inaczej. Choć przyznam, że zaskakują mnie ci, którzy przyjeżdżają sobie tak na kilka dni z Niemiec. Bo w końcu teraz można. Prom do Sassnitz kursuje dwa razy w tygodniu. W czwartek i sobotę możecie zaszaleć, ale wiecie, raczej z noclegiem. Podobno nawet mieli tanie bilety, ale nie sprawdzałam i nie wiem, czy wciąż są. Tak w ogóle, to trzeba by się tam kiedyś wybrać, bo to intrygująca część świata…
Korci.
No i mają fajne sklepy z pluszakami. LOL
W ogóle mają sklepy i te tam cywilizacje czy coś. W końcu to tylko mała zagramanica. A raczej zawodzie, czy coś w ten deseń. Właściwie dół Danii, to tak zniemczony, że czasem mnie to szokuje. Ale przenikanie się krajów, szczególnie ono przygraniczne, chyba występuje wszędzie, co nie? Myśl i marzenie przenika przez granice, w większości i tak geograficzne i mocno geologiczne.
No i miłość…
Hihihi…
Jeśli chodzi o walentynkowanie na Wyspie, to wiecie, jak zwykle. Niewiele rzezy w sklepach, przymusowa róża pojedyncza w celofanie być musi, gdzie niegdzie da się znaleźć coś lekko tak lepszego, ale kurna ciastka romantyczne to powiem wam, no we wszystkich piekarniach wykupili na pniu i to z samego rańca chyba, bo po pracy były już ino pustki i mączany hulał wiatr.
Czasem się zastanawiam jak tutaj jest z tą miłością. Z tymi patchworkowymi rodzinami, samotnymi matkami, stojakami dziwacznymi z okazji 30 urodzin stawianych pannom i wszelako niezamężnym gościom, znaczy tym no, kawalerom, czy to w ogóle tutaj istnieje? Takie prawdziwe i romantyczne?
Takie wiecie, jak z bajek?
Nie wiem… wątpię z tą duńską praktycznością? A jednocześnie wariacją na punkcie amerykańskiego lajfu?
PS. Śledzą bociana, dziwnie lata po Wyspie powiem wam, no kurna, jakiś dziwny gość z niego, ale jest temat. LOL