„Zło czaiło się w pełnym świetle. Miało serdecznie w dupie to, co zwykle o nim mówiono. W cieniu było mu zwyczajnie zimno. Wiosna dopiero się rozkręcała, a wiatr jak zwykle dawał mu wycisk. Pewnie nikt by nie pomyślał, że takie zwyczajowe Zło może mieć tak delikatną strukturę. Zresztą, ludzie dawno przestali je zauważać.
Byli ślepi. Tak bardzo podatni, tak chciwie spragnieni jego towarzystwa, że czuł się niczym gwiazda filmowa. I to ta najwyższego sortu. Bo Zło na Wyspie nie mogło należeć do zwyczajowego gatunku tych osobników. Oczywiście miało manię wyższości, ale przede wszystkim nerwicę natręctw. I to natręctw wszelakich.
Pan Tealight w „Sklepiku z Niepotrzebnymi” zawsze dawał mu na to pigułki z suszonych wnętrzności niecierpliwej przylaszczki, ale tym razem zwyczajnie Zło zapomniało wziąć ze sobą buteleczkę z lekami. Dziś jak rzadko, doprawdy nie było sobą… Nawet jakoś dziwnie nie przeszkadzały mu krzywe ulice, źle odgarnięte zasłonki, niepodlane kwiatki, czy nierówno ozłożone ozdoby w oknach. Zło było dziś kimś kompletnie i permanentnie innym…
Ino kim?”
Idę teraz czytać: „Łabędź i złodzieje” Elizabeth Kostova, jej „Historyk” bardzo mnie wciągnął… zobaczymy co będzie w historii ze „svanekami” 😉 Co jak co, przyznam się, choć recenzja będzie jutro, że no… tak jakoś w przypływie dolszego doła pożarłam „Ymar” Magdaleny Kałużyńskiej, no i komicznie wprost boję się iść do łóżka, a obrazy mnie przerażają… a nie mają RAM!!!
PS. LISTONOSZ MNIE NIE ODWIEDZA!!!! DLACZEGO? NO DLACZEGO? D L A C Z E G O ?!!!