Pan Tealight i Nielatający Nieholender…

„No bo dlaczego niby miałby być latający?

Że Holender, to od razu wielce podniebny?

A walcie się wszyscy, on miał inne marzenia. Może i chwiejne i nie do końca skonstruowane, ale jednak… miał swoje własne marzenia, walił wszelkie stereotypy i naprawdę chciał by mu się spełniły. Chociaż, tak z drugiej strony, wiecie, takie niewypróbowane przecież to były marzenia, bał się trochę przez nie wzlecieć, bał się, że się poślizgnie, bał się, że zatonie, a że był statkiem widmo, więc jednak, co jak co, ale miał trochę ograniczony zasób pragnień…

Nie mógł zostać Innuitą, nie mógł też być astronautą, aczkolwiek wiedział, iż trwają prace nad rakietą, która miała być jedną z jego następczyń, ale dla niego było już na to na pewno za późno. Był wielkim, potężnym i pradawnym, ale tylko i wyłącznie, choć nad podziw – niektórzy mogą powiedzieć, iż kiczowato – mocno zdobionym, wielkomorskim statkiem. Był onym czymś, co zwali „latającym holendrem”. Wiecie, jednym z rodzaju, jak to dwunogie, głośne i wciąż pjukające homo sapiens, co to niegdyś skrobało mu pokład, szyło zasłonki na bulaje i oczywiście one białe, widoczne, niczym sztandary nadciągającej armii, maszty…

Ale on chciał.

Jednak nie mógł tak tylko na onych falach, albo maskować sie przy skałach, gdzie Wiedźma Wrona Pożarta karmiła go karmelkami. No co, każdy ma jakieś słabości, popatrzcie na siebie… no więc ona go rozumiała. Słuchała i tłumaczyła, że tutaj kółka, tutaj paluszki, a tam to już w ogóle się nie da, bo do jazdy figurowej tutu by się czasem zdało, a jak to na taki statek naciągnąć?

Ale, że on latający… ostatniego, co go tak wyzwał, to pod kilem przeciągnął. A potem ze skóry zrobił makatkę. 

A co…”

(„Sklepik z Niepotrzebnymi” Chepcher Jones)

Słońca wschód…

Pędzę, lecę!!!

Gubię po drodze kiecę i wszelakie zmysły, ale wschodu słońca, takiego wiecie, spektakularnego, późnojesiennego lub zimowego, w tym roku i przeszłym, nie było. No więc gdy tylko zaczęły się pojawiać one kolorki bardziej obiecująco, to wypadłam. Ubrałam coś na dół, coś na górę, baterie, aparat i lecę…

I co?

I kurna skończył się w sekund kilka.

Nosz kurde molek, ale przecież jak tak można? Oczywiście, że leżałam na plaży, moczyłam się, bo gdy tylko człek zbliży się do wody, to ona narasta i narasta, i narasta, i zalewa go. Nie wiem jak to działa, ale przyciągam wodę. I to nie tylko w okresie przedkarmazynowym. Wiecie… przypływy, odpływy.

Poematyzm i rymowanki.

Zdjęć niestety niewielkie i choć zniewalają onym świetlistym połyskiem, to jednak to nie to, widziałam lepsze. Nie wiem też jak wytłumaczyć to ono dziwne pochylenie słońca, no ale… Najstarsi z Plemion Wszelakich mówili, że świat się zmienił, jednak kto by tam ich słuchał. Ostatnio świat na topie ma zdjęcie jajko na białym tle i jeszcze swoją nowoodkrytą płaskość. Co nie?

Ech…

I ten challenge… 10 lat temu byłem taki a taki…

I po co to komu?

Z drugiej strony, po co komu wschody słońca? Fale, drzewa… a nie, no tutaj wszyscy wiedzą, że i powietrza i wody nam trzeba, ale jednak jakoś tak pomijają one tematy, bo jakieś baby z wielką dupą coś zrobiły. I nagle prostytutka jest osobą wyzwoloną i ikoną mody cielesnej, matczynej i wszelakiej innej…

… więc wolę wschody słońca.

I czekanie na śnieg.

Niech popada.

Niech naprawdę popada, bo tęskno mi za nim. Tak bardzo. Za oną zimą jakaś taką pierwotną i starożytną. No wiecie, którą pamiętam z dzieciństwa. Ech, to były czasy. Gdy zimno było zimnem, a ciepło ciepłem i mewy nie zaglądały mi głodnie w okno, domagając się czegokolwiek. Ręki, nogi, może nawet i lewego ucha, bo one przecież takie kurde głodne są!!! I to tylko i wyłącznie one i wrony…

Chyba po raz pierwszy w końcu obgryzione zostaną drzewa i krzaki z owockami wszelakimi. Wiecie, głóg, róża i im podobne. Te, którymi dotąd dość pogardzały ptaszyny, już zaczęły ziać pustką pokręconych gałęzi. A myślałam, że one tak naprawdę tutaj nigdy nie zjadają ich do końca. Czy to zwiastuje jakąś zimę, która to nadejdzie? A może po prostu pojawiło się ktoś żerty, kto żre ptasie jedzenie?

Ja nie żarłam!

No ale… lepiej naprawdę podglądać świat przyrody, niż ten polityczno promowy, który wciąż tutaj się wali i buzuje. Grzmoci i wałkuje ten sam temat. A potem znowu iść na plażę, choć ZNOWU łeb urywa, bo wiatry dają nam do wiwatu nieźle od początku 2019 roku. A tak w ogóle, jak o tym mowa, nie myli się wam?

Czy też raczej mało kto pisze na papierze, a w telefonach autokorekta zadziała? Nie wiem, no nie znam się, ale jednak, jak to jest?

Ciekawam.

Ten wpis został opublikowany w kategorii Bez kategorii. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.