„… a może raczej wałek wosku?
No wiecie, jak nie ma knota, to czy nie jest to wałek? A może jednak istnieją i one bezknocie? Może?
Chyba nie „może”, a raczej na pewno.
No to dowiedzcie się, że istnieją. Oto tajemnica większa, niż prawdziwy rozmiar noszonych ciuchów przez wyfotoszopowane modelki. Oto wieść, legenda, mit i tak dalej. Oto coś, o czym nie powinniście rozmawiać z innymi i to nigdy. Naprawdę nigdy, bo czasem dzieją się złe rzeczy.
Naprawdę złe.
Otóż istnieje plemię Bezknocich Świeczek. Tych, które odmawiają płonięcia. I to naprawdę we wszelakich kształtach, kolorach a i nawet aromatach. Tak, nawet te drogie, zapachowe świeczki, należały do onego plemienia. Grupy, społeczności może… bo nie rodziny. Co to to nie. Nie lubiły być nazywane rodziną. Nie miały ni matki i powiązań wosku między sobą. Nie płodziły dzieci…
Po prostu pojawiały się i już.
I po wszystkiemu.
Niechciane, inne, wyklęte spośród tych dobrych i „przydatnych”. Ale też noszące w sobie Wielką Tajemnicę, która doprawdy sprawiała, że inaczej spoglądało się na te zwyczajowe tealighty, klockowate, bloki, cienkie i grubsze, wotywne i te cudowne, z pszczelego wosku. Te z wosków roślinnych, dziwne, te pachnące, smarujące nawet, a i te pływające, bo i takie istniały przecież…
Po jej poznaniu nic już nie było tylko światłem, zapałką i migotaniem…”
(„Sklepik z Niepotrzebnymi” Chepcher Jones)
Chlebowy Kamień.
Jest sobie taki kamień w wysokim lesie, ale też i tuż przy polu, niby z dala od drogi, ale niebyt, wciąż słuchać tutaj morze, ale wiecie, też i nie na piasku… pomiędzy szyszkami, sadzonkami mniejszymi iglaków, i tymi wysokimi, majestatycznymi sosnami o pniach tak prostych, że aż po prostu człek się krzywy czuje.
Kamień chlebowy…
A tak, pachnie świeżo upieczonym chlebem według legendy, ale kto to czuje? Ja czuję… i coś jeszcze. Ofiarę z dziewicy, niejednej, bo wiecie, dawno dawno dawno temu dziewice były jednak tak jakoś bardziej dostępne, ale teraz, no wiadomo, takie czasy, że no szok. Deficyt dziewicowy! I co tutaj w ofierze bóstwom składać, gdy wiatry wieją, gdy deszcze chłoszczą?
No co?
Tak wiem, tutaj głównie krew i tłuszcz, masło czy też smalce jakoweś, ale jednak dobrze pomyśleć o starych dobrych dziewicach ofiarnych. Bo czemu nie. Nie ma to jak zafałdować one welony światów równoległych. Bo te internetowe to wiecie, falują cały czas, cokolwiek zrobicie. Nie ma boja!!!
Ech, co za czasy.
Bezdziewicze.
Ciekawe, czy kiedyś wrócimy do tych innych? Spoglądając na historię, nasz czas już się załamuje. Wiecie, jak ono Imperium Rzymskie, Bizancjum, czy Egipt niegdyś taki trendy. Nie tylko w wymiarze snorklingu.
Ale…
Spacer do Chlebowego Kamienia to cudowna sprawa.
Po pierwsze możecie najpierw zahaczyć o plażę. Zatrzymać się na parkingu, przy okazji posortować i wyrzucić śmieci, a potem pójść lasem, lub między domkami na jedną z najciekawszych z piaszczystych plaż. Z jednej strony taką wiecie, lekko ogarniętą, ograniczoną, uczłowieczoną, a z drugiej, widziałam tam gołego Świętego Mikołaja, więc wiecie, wszystko się może zdarzyć.
Ale to może wam skonsumować masę czasu, a o tej porze roku słonko jak już jest, to trwa kilka godzin tylko, więc wiecie… olejmy plażę, zachwyćmy się lasem, bo czadowy i z wąwozem, a potem, a potem przez drogę i do iglastego zagajnika. I w miejsce, które jest dziwnie ciche, odcięte od reszty świata, jakieś takie bardziej święte… jakieś takie niesamowicie magiczne.
Ścieżka jest prosta, niedługa, chyba, że pójdziecie dalej, a łatwo, między te proste sosny, niesamowite, pachnące, z igliwiem chrzęszczącym pod podeszwami butów, z szyszkami, z których może jedną weźmiecie do domu, a ona potem się otworzy i przyjdzie wam do głowy zasadzenie, czy raczej zasianie ich… bo mi często przychodzi, więc wiecie, mamy te małe choineczki. Oj mamy…
A potem kamień.
Płaski, pełen dziurek, niektórzy byli tu przed wami, pozostawili swoje życzenia, pieniążki, jakoś tak wiecie, uwierzyli. Zróbcie to samo. Nissery wezmą je i jeśli się im spodobacie, spełnią je, a jeśli nie, przynajmniej nie skopią wam dupska. Bo wiecie, ze skrzatami/gnomami nigdy nie wiadomo.
Nigdy!!!
PS. Wracając do domu możecie zahaczyć o sklep a to oznacza Rønne i kościół na rondzie. To jest naprawdę bardzo śmieszne i zasłaniające widok. To jest… gorsze niż mi się wydawało. Naprawdę!!! Czekam na pełnię sezonu i wypadki.
Naprawdę.