Pan Tealight i Killer bez ofiary…

„No widzicie… nie tak, że nie miał wprawy, nie tak, że nie wiedział jak to robić, że nagle nabył jakiegoś krwiowstrętu, czy coś. Nie. On po prostu jakoś tak nie miał ostatnio weny. Ani żadnej intrygującej ofiary.

A on wolał intrygujące.

Bo widzicie, w każdym zawodzie zwyczajnie nadchodzi taki moment, kiedy nie chcecie już kroić każdego tak samo. Nawet wprowadzenie tych tam szeleczek, łańcuszków, kuleczek, agrafek, ssących żuczków, pięknych pasteli, gryzących olei, paseczków ze skóry naturalnej, myszek, węgorzy czy też gryzących mrówek. Wiecie, onej różnorodności, zgapiania z książek, kopiowania sławnych, w końcu bycia onym sławnym z imieniem krzyczącym z listów gończych…

Ale nie…

… on chciał czegoś, czegoś takiego, co naprawdę by zaznaczyło, naznaczyło jego życie. Takiej ofiary, która sprawiłaby, że jego codzienność pełna flaków krwi, wypróżnionych pęcherzy i tak dalej, wiecie… w końcu stanie się czymś więcej. Może i nawet innym. Nie żeby nie lubił swojej pracy, bo lubił. Te krzyki, ten strach, wnętrza czaszek, oczka w zalewie, które potem sprzedawała tej dziwnej staruszce z Przekątnej… to wszystko czyniło go spełnionym cżłowiekiem, ale…

… ale chciał czegoś…

Czegoś, co załomotałoby jego światem.”

(„Sklepik z Niepotrzebnymi” Chepcher Jones)

Ten czas po świętach, nawet takich nieświętowych, ale wiecie, spędzonych na luzie, wypoczynkowych, spacerowych, bardziej szalonych może i w onej spokojności i pragnieniu wyspania starzejących się kości… no więc ten czas jest naprawdę dziwny. Nie tylko dla kogoś, kto nie znosi Sylwestra podobnie jak Wielkanocy i Dnia Matki. Nie tylko, jak się okazuje zgodnie z badaniami, nie tylko…

Podobno istnieje nawet coś takiego jak depresja poświąteczna. Nie tylko dla tych, co to się objedli, czy też wciąż zbyt wiele jedli, tudzież, no wiecie, myślą już o tym by jakoś tak znowu wrócić na oną zwyczajową swą drogę. Na oną znajomą, pełną rytuałów… a może nie? Może zamroczeni oną noworocznością, wielką obietnicą, że z nowym rokiem będzie lepiej, świeżej i wszelako inaczej…

Nie wiem.

Wiem jedno, nie cierpię tego czasu.

Zawsze staram się go zapracować, zaspacerować, jakoś tak poudawać, że coś się nie skończyło, coś się nie zmieniło, coś wciąż jeszcze jest… jak było, ale przecież nikt mi nie zabroni, nikt mnie nie zmusi? Może mogę się schować? Może mogę jednak odpuścić i nie zwracać na to wszystko uwagi?

Przecież jestem wariatem!!!

… więc mi wolno?

Czy mi ktoś zabroni? Ale kto mógłby mi zabronić? Przecież tyle języków na świecie, zawsze mogę powiedzieć, że tego nie uznaję…

Że nie rozumiem.

No ale…

Jak się okazało, w dzień przed onym Sylwestrem ludzie rzucili się do sklepów. I to tak tłumnie, że szok. Nie byli tacy nawet przed Wigilią. Co mnie trochę zaskoczyło. Naprawdę zaskoczyło. Bo te tłumy, te flaszki, no i kompletny brak pieczywa, które oczywiście szło do pieca, ale wiecie, kto ma czas czekać na bułki?

Tym bardziej, że słońce wyszło…

… nagle wyszło. Nagle zamrugało, nagle nadało całemu Nexø oną niesamowitą barwę. Oną błękitność, niebieskości i kobaltowości. I jeszcze te poświaty i oną głębokość i wszelką połyskliwość. Coś w tym wszystkim zawsze mnie porusza. Ten łyk słońca w szarości dnia, ten błysk, ta moc…

Niesamowita.

A potem znowu szarość i tyle.

I kocham tę szarość. To moja szarość, zimowa szarość. To coś, co jest potrzebne. Coś, co uspokaja. Coś, co sprawia, że człek zwalnia, jeśli tylko ma taką umiejętność jeszcze w sobie. Jeśli tylko sobie pozwoli. Nawet jeżeli potrzebuje do tego onych flaszek i ciasta… bo jak pewno wiecie na Sylwestra je się specjalne ciasto. Takie, podobne trochę do sękacza, piętrowe, ale oczywiście całkiem inne. Kruche, pełne marcepana i polane oczywiście cukrową glazurą. Do tego jeszcze figurki na szczęście i strzelanie… tak, ale w moim zakątku na szczęście nie aż tak.

Ale jest.

Podobnie jak masa burżujstwa z Kopenhagi, co to się zjechała i wiecie, bryluje swoimi drogimi autami. I jeszcze surferzy… serio? Co wy tutaj robicie? Ja rozumiem, że wiatr i fale, w końcu z promami znowu problemy, ale jednak?

Naprawdę?

Ten wpis został opublikowany w kategorii Bez kategorii. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.