Pan Tealight i Wasza Niskość…

„No właściwie tak…

Właściwie tak powinni się do niej zwracać. Bo choć i jej tytuł był dziwny, pokrętny i tak dalej, to jednak zapewne był i nie do końca honorowy… koronowany i tytularnie zapisany w annałach… to jednak. Szczególnie w takim świecie, gdzie ludzkość raczej mierzyła się wyżej i bardziej, gdzie jakoś tak wszyscy całowali chmury, a ona wciąż jeszcze kamienie… i odmawiała wzrostu…

To dlaczego nie?

No dlaczego wszyscy mają być wysocy? Naprawdę? Dlaczego ma w życiu być jakaś równość? Przecież ona lubiła być niższa. Kochała to. Po prostu nie mogłaby bez tego życiu. wlezienie na stołek sprawiało, że czuła się źle. Gorzej, miała nawet od razu mdłości i lęk wysokości, więc…

Była niska.

Niska i nie dumna z ciebie, bo w końcu na ile była to je zasługa? A może i była? Może naprawdę dyrygowała swoim życiem? Może sama zaprogramowała się na taki rozmiar? Nie no… byłaby wtedy chudsza przecież, ale jednak ona niskość, to wiecie, była dla niej ważna. Jakoś bez niej nie byłaby sobą. A czym by była, gdyby nie była sobą… może kimś, kto naprawdę jest wielki?

Ogromny?”

(„Sklepik z Niepotrzebnymi” Chepcher Jones)

I już.

To jak? 2019?

Znowu trzeba się uczyć pisać daty, choć już nie jak kiedyś. Kiedyś to były problemy, ale dziś telefon pewno was sam poprawi, czyż nie? Mnie papier raczej tylko wysłucha i zaufa mi, że wiem co piszę.

Ale czy ja wiem?

No nic tam, Postrzelali, poszaleli, zjedli wysokie ciastka, wypili i co teraz? Styczeń. Miesiąc wszelakiego „niewiadomoco”. Taki gdzieś pomiędzy wszystkim i niczym. Taki, w którym nie wiadomo, czy coś będzie czy nie będzie? A może jednak nic nie będzie? Oj jedno wiadomo, miesiąc minie szybko… i już. Będzie po nim, potem luty i marzec i już wiosna, więc wiecie, ludzie będą się…

… cieszyć…

I tylko mi ckni się za tymi długimi mrocznościami, za onymi dniami, które były nocami prawie, za tym szarościowym otoczeniem, za oną puchowatością wiatrów. Tak wiem, tylko i wyłącznie mi. Ale to dobrze, lubię swoją wyjątkowość, bo jest tylko i wyłącznie moja. I już!!! Lubię nie być jak inni. Dlatego postaram się wykorzystać oną wygasającą szarość i ciemność, one powoli wydłużające się dni, nakarmić się oną ciemnością i wszelakim deszczowym chłodem… no bo chyba będzie ten chłód, co? Bo jak na razie to 5, 6 stopni to norma!!!

Szok!!!

Gdzie moje mrozy?

No gdzie?

Gdzie ta zima?

Tia…

Ależ oczywiście, że nie zapomniałam o wyjątkowym klimacie Wyspy, który sprawia, że śnieg jest tutaj bardziej niż sporadyczny, że mrozy i zimno to sprawa naprawdę wyjątkowa, a jak już, to nie niżej niz zero, czy jeden… niestety. Tak wiem, figi, wino i tak dalej, ale jednak…

… ckni mi się za zimami.

Zimami takimi pod moją normę.

Ale z drugiej strony, kto to może wiedzieć jak będzie za tydzień, czy dwa? Kolejne trzęsienie ziemi, znowu coś spadnie z nieboskłonu, znowu coś zaleje, zatopi, znowu… ech ta depresja, ładnie pisze. Nie widzi żadnego światła, z drugiej strony, kto to powiedział, że ino światło niesie pocieszenie?

Może to mit?

No nic to…

… chodźmy nad morze, może i szare, miejscami błękitne i alabastrowo szmaragdowe, wietrzne na pewno. A jednak tak bardzo przyciągające. Tak bardzo hipnotyzujące. Tak bardzo niesamowite. Tak bardzo… nie umiem już bez niego żyć. Czy wietrznie, czy mroźno, czy ciepło, czy słonecznie, jakoś tak, no nie umiem bez niego żyć. Jakby po prostu było to coś, co jak tlen z azotem potrzebne mi do oddychania. Wybaczcie niewyliczanie innych składników, ale wiecie, w dzisiejszych czasach pierun wie jakie one są. No wiecie, te smogi i tak dalej. Do nas też to dociera. Po prostu trochę bardziej rozwiane i przetrzepane, to jednak wciąż smogowe.

Ech…

Ziemia to kula i tyle.

Co jeden wypuści, wszyscy mają…

Ten wpis został opublikowany w kategorii Bez kategorii. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.