Pan Tealight i Pierwsza Gwiazdka…

„No dobra.

Była upadła, spita i totalnie nieprzygotowana do sezonu. Wiecie, niby miała jeszcze czas, ale wyglądała…

Strasznie!!!

Tak właściwie, to nawet sinawa była, zielonkawa miejscami: tu szrama, tam szrama, blizny, zagniecenia, jakieś zmarszczki i rozerwania. I nagle wiecie, grzmotnęła w dach Sklepiku z Niepotrzebnymi, że ona niby taka umęczona już oną robotą, że to tyle tysięcy lat i w ogóle i że już robić nie będzie. Że dość, finito i to tam incantato! Że ona chce czegoś innego, że jej się marzy telewizja, bo ją tam na niebie oglądają i im się podoba, no i podobno nie ona pierwsza, że więcej ich spadnie, ale…

Widzicie.

Jeśli chodzi o Tę Gwiazdkę, to jest ważna. Najważniejsza dla wielu. Ważniejsza niż Gwiazda Poranna i Gwiazda Wieczorna, niż Północna, Południowa, Wschodnia i Zachodnia. Ona była Tą Środkową. Tą, o której wiedzieli wszyscy i którą upamiętnili w tak wielu opowieściach, mitach i legendach, która mogła sprawiać cuda, która była wielkim symbolem i…

I wiecie, tak ona nagle jeb…

No jebnęła w dach.

Wiedźma Wrona Pożarta przyleciała z rozwianym włosem. Nagłownym. W szatach całkiem niezbornych ratować, bo ona gwiazdy bardzo, z księżycem już widzicie, co dziwne i pokrętne, mniej, widać wiecie, pewnikiem uraz jakiś kobieta ma, czy coś… a Gwiazdka Pierwsza do niej, że nie, że ona okay jest, że po prostu zrezygnowała i już. Teraz i się zerwała z nieboskłonu.

… a popiła do kurażu.

W ogóle w tym niebie piją. Wiecie, w środku, na obrzeżach i na samym nieboskłonie. Strasznie zestresowani chyba są?”

(„Sklepik z Niepotrzebnymi” Chepcher Jones)

Jesienna szarość jest świetlista.

A może zwyczajnie po przeżyciu iluś tam tych jesieni człek zaczyna rozumieć, że to tło sprawia, iż coś jest widoczne. Tło nadaje kolorom prawdziwą świetność, szlifuje je, zaznacza. Sprawia, że nagle je w ogóle zauważamy, albo po prostu zauważamy na nowo. inaczej może nawet, bardziej głęboko…

Prawdziwie?

Człowiek nie docenia szarości. Ubiera się w nią, uwielbia ją mieszać z błotem, obarczać nią ludzi, wyśmiewać ją w innych, a jednak, ono jednoczesne posiadanie bieli i czerni w jednym jest czymś doskonałym. Doskonałym by zabłysnąć, ale i by pozwolić innym być sobą. Zwyczajowa szarość. Niskie chmury, przez które jednak czasem przemyca ktoś słońce. Lekkie rozbryzgi błękitu, tu i tam, jakaś rumianość o poranku, a może tak bardziej w granicach godziny siódmej czy ósmej nawet… oto niebiosa obecnie.

Spokojne, niewietrzne. Jakieś takie normalne, zwyczajne, zwalniające życie, w końcu pozwalające odetchnąć. Ale, czy my w ogóle jeszcze pozwalamy sobie na odetchnięcie? A może tylko ja tak pędzę, że nie potrafię się zatrzymać? Usiąść, zaczytać… od razu czuję sie winna, jakbym nie była dość godna odpoczynku i lenistwa. Nie no, rozumiem problemy wychowawcze i to, co mnie ukształtowało w dzieciństwie, ale serio? Tyle lat z tym walczę, a wciąż dupa jeśli chodzi o lenistwo?

A może to ono dziwne ciepło…

Ono jakoś nie pozwala mi zwolnić.

Bo jest ciepło.

Pieruńsko ciepło nawet. Nadmiernie ciepło. Miejscami nawet duszno i upalnie. Oczywiście, że nie mówimy tutaj o temperaturach w granicach dwudziestu stopni, ale jednak porządne, wysokie naście stopni to już przesada w połowie listopada. No, przynajmniej dla mnie. Gdzie ono obiecane „Pojutrze”? Tak się człek cieszył na ono ocieplenie, co to miało sprowadzić oziębienie i tak dalej… pingwiny, misie polarne, polarne liski, sowy… Innuici uczący nas jak żyć na tłusto. Ech… miało być tak pięknie, a tu wciąż ciepło, duszno, susza i ogólna degrengolada.

A tak, degrengolady ciąg dalszy.

Wszelako nazywane Molslinjen… czyli wiecie, nasz nowy przewoźnik promowy, czy też raczej już teraz krajowy przewoźnik, bo chyba kupili wszystko inne… nie wiem dokładnie, ale to naprawdę pokrętnie wygląda… no więc ów twór nas przytłacza. Już nawet nie chodzi o wymioty, telepotania i wszelkie niedotrzymanie umów, ale o to, że oni nawet nie wiedzą, czy mają stabilizator.

Otóż okazuje się, że promy mają stabilizator. Niby logiczne, bo przeca wiadomo, prom to prom, ale jednak wiecie, idę w Google: „Zwane też stabilizatorami aktywnymi, stabilizatorami Denny-Browna lub żyroskopowymi. Do swego funkcjonowania wymagają zasilania energią wytwarzaną na statku. Przeznaczone są do zmniejszania amplitudy kołysań statku (okrętu).” Informuje mnie on tez o tym, że takowe stabilizatory są trzy, czyli wspomniany Denny-Browna, żyroskopowy – o którym uczyli w szkole oraz sterowane zbiorniki stabilizacyjne, które są dość logiczne, ale nieprzydatne w tym przypadku. W końcu kolei u nas już nie ma od dawna.

Ale wracamy do problemu po onych badaniach…

… stabilizator na promie Express 1 miał być, potem się okazało, ze został rozmontowany, a dyrektor nic o tym nie wie. Tu wspomnę, że powinien wiedzieć, bo to taki dyrektor. Potem nagle się okazuje, że jest stabilizator, ale jednak inny, a następnie firma, która wyprodukowała prom twierdzi, że oni się na pływaniu na Bałtyku nie znają, więc nie wiedzą jaki stabilizator byłby odpowiedni…

Słuchajcie no…

… to jest prom. To pływa po morzu razem z ciężarówkami, autami i co ważniejsze ludźmi. To kurna może zatonąć. A Bałtyk to nie przelewki, więc, czy ktoś chętny mi wytłumaczyć dlaczego wszyscy to olewają jakie promy mamy teraz do dyspozycji? Oną kompletną niewiedzę i dumę z tej niewiedzy!? Pewno nikt. Bo przeca tyle problemów na świecie. No właśnie. Może czas by zacząć rozwiązywać najpierw swoje problemy nim bierzecie się za inne? Co? Sprzątanie od swojego ogródka?

No cóż, miejmy nadzieję, że nie zatoniemy, ale… strach jest. I wkurw. I jeszcze te kłótnie, które tutaj nie powinny mieć miejsca. Bo przecież i tak mamy masę problemów, ludzie, styknie nam ich! Doklejcie ten jebany stabilizator i kupcie nowe promy tumany rąbane!!! I weźcie dobrego kapitana, jest jeden na Wyspie.

Może was douczy?

Ten wpis został opublikowany w kategorii Bez kategorii. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.