„Tym razem była mocno waniliowa i z tymi czadowymi, czarnymi kropeczkami. No wiecie… naprawdę waniliowa.
Nie żadna podróbka.
Nie.
Jak zwykle dookoła Sklepiku z Niepotrzebnymi zebrali się wszyscy z łyżeczkami, widełkami, widelczykami, pazurami – ale wymytymi oczywiście, dokładnie, wyszorowanymi na błysk – mackami, łapami, miseczkami, garnuszkami i całym tym pojemnym tałatajstwem, które sprawiało, że jedli jakoś tak, no wiecie, sprawniej i szybciej. Ale tym razem, mimo utensyliów, szło im powoli.
Bardzo powoli.
Było jej tyle i była tak gęsta, że nawet dżem z głogu i późnych malin nie pomagał. Nawet ostatnie jabłka, zagubione gruszki… nie, nie nie pomagalo. Nic nie pomagało. Kompletnie nic, więc zwyczajnie w końcu musieli dać za wygraną. Tym razem jej nie zjedzą. Może zapakują w weki? A może przerobią na syrop?
Czy mgłę da się zasuszyć?
Jak myślicie?”
(„Sklepik z Niepotrzebnymi” Chepcher Jones)
Sklepowe szaleństwo znowu…
No wiecie, trzeba trochę poszaleć. Znaczy, bez urazy, ino wzrokowo, ale jednak. Chyba też się liczy? Vloga z rozpakowywania reklamówki nie będzie. Nic z tego, no chyba że w końcu znajdę sobie jakiegoś sponsora, ale nawet wtedy nie wyobrażam sobie kupowania czegoś poza książkami… hmmm, tak właściwie, to dlaczego ludzie kolekcjonują produkty do makijażu? Zawsze mnie uczono, że otwarte to trwają tylko kilka miesięcy i ogólnie niebezpiecznie tak wsio sobie ciapać na ryj… z każdego kraju, miejsca, czy co gorsza jakiegoś Aliexpressu… A słyszeliście, że mają go uzieleniać. Znaczy tam uekologiczniać i oczywiście my mamy za to płacić?
Bo Chiny się rozwijają, więc…
… więc no tak!
Nie rozumiem.
Tak, kompletnie tego nie rozumiem, ale wiecie, kto mnie wysłucha? Nikt. Nadal ludzie będą sprowadzać kilogramy plastiku z Chin, gdzie pan Wong w piwnicy produkuje sobie kosmetyki, bo fajne pudełeczka ma. I żeby nie było, tak, dokształciłam się w tym temacie, niestety. Brutalnie. Nie wiem po co, miałam opory, ale jak człek nagle się dowiaduje, że jego podatki mają iść znowu na Chiny, to…
Ma dość.
Lepiej myśleć o tych dziesiątkach rytów, które odkryte w zeszłym roku, w tym zostały odsłonięte. Jest na co popatrzeć, a i do mojej roboty dopisek będzie. Uwielbiam jak kopią tam, gdzie mi się wydaje, że powinni. Hihihi… i jeszcze dostali ćwierć miliona dofinansowania na badania dalsze!!! W końcu kasa na coś ważnego! Coś, co może… choć czy dzisiejszy czas jeszcze dba o te rzeczy. Tylko dlaczego kurcze w artykule piszą o sumie „ćwierć miliona” a nie 250 tysi?
Bo lepiej brzmi?
Zresztą…
Czy archeologia, szczególnie ta mocno symboliczna, która doprowadziła mnie do załamania nerwowego, wciąż coś znaczy?
Nie ważne.
Odstawmy problemy przeszłości i przyszłości, zawalczmy o teraźniejszość i zwykłe oddychanie. Ciepło dziwnie nadal. Wilgoć niby wiruje w powietrzu, susza nadal. Rzeki puste, morze dziwne.
A jednak, wciąż tak pięknie, dziwnie czarownie.
Na gałęziach kołyszą się te ostatnie liście, które w grupie nagich, poskręcanych konarów, tych witek i im podobnych, wyglądają jak klejnoty. Rąbane rubiny lesistości. I te knieje nagle odkryte. Te wszystkie załamania, zawirowania i geometryczności, które ponownie powracają na horyzont. I jeszcze tylko krzaki się rubinią, bursztynią i ogólnie mówiąc szaleją. Gdy mgła je omiecie, wydaje się, że świecą. Naprawdę świecą, jakby lampki choinkowe zstąpiły na ziemię w ich cielesności.
Tak wiem, miał być shopping.
Ale co to za zabawa łazić po sklepach i patrzeć na rzeczy, na które i tak cię nie stać. Których mieć nie możesz. Zresztą, może i ich nie potrzebujesz? A może potrzebujesz, ale wmawiasz sobie, że nie. Że życie w gaciach póki się nie rozsypią to przejaw myślenia ekologicznego? Chyba mam już to w dupie. Bo jak Chiny ważniejsze i płodzi się cała Azja na potęgę, to co mnie ich dzieci? Tak na chłopski rozum, jeśli nikt nie dba o mnie, to dlaczego zajmować mają mnie inni? W oczach onych innych widzę to samo zagubienie. Niby polują na coś co przecenione, niby chcą czegoś więcej, ale, tak naprawdę… skądś i dokądś tak jednocześnie uciekają. I też nie dbają o nic już. Zmęczeni podatkami i ciągłą odpowiedzialnością zbiorową tych podobno rozwiniętych – protestuję w tej sprawie, wcale się nie czuję rozwinięta – narzucaną nam przez partie.
Oni wychodzą z niczym.
Ja też.
Zresztą, i tak już zamykali…
Bo przecież tutaj na zakupy człek ma czas ino w weekend, czyli sobotę właściwie, a wtedy sklepy raczej w okolicach południa czy lekkiego popołudnia spać idą i tyle. Rozumiem, ale… kurcze, no przecież… może zostać blogerką modową?
Za staram!