Jaja wiedźmy nie kręcą…

Prosto w deseń, no nie kręcą mnie. Jakoś tak mijamy się w życiu… te symbole życia i ja, symbol wielu symboli.

W ogóle mam do tych świąt straszny stosunek – PARANOICZNIE SIĘ ICH BOJĘ. Jeszcze jak człowieka zmuszali do obchodzenia, to przeżywał katusze począwszy od malowania pisanek, po te wszechobecne żółciutkie, cholernie radosne kurczaczki, te baranki takie wełniste, pierdniczone owieczki… i te jajca. No dobra może jajca czasem są fajne. Ale przymus grobowej miny w tzw. kościele, kiedy wokół rozkwita wiosna, to koszmar. Jako pogańska na wskroś dusza, choć religijnie pogańska total intuicyjnie… obchodzę sobie Ostarę i tyle. A w tym roku chrześcijanie strasznie mają opóźnione świętowanie. Dlatego z lękiem spoglądam na bazie…

Jak jakaś upośledzona na umyśle dziewczynka w stylu Czerwonego Kapturka czy Kopciuszka… no wiecie ta mania spacerowania na terenie zagrażającym cnocie własnej, czy chęć przebywania w popiołkowym pyle? Coś w tym musi być.

Mam taką baziową paranoję. Jak byłam mała wsadziłam sobie je do ucha. Znaczy obydwu uchów wepchnęłam po takim, no wiecie kotku… i nie było nikogo kto by mi je pomógł wyjąć. Bałam się. A strach zapamiętuję na zawsze – choć chyba ogólnie jestem pąmiętliwa, wybaczam, ale pamiętam, świnia ze mnie.

Strach, lęk… To coś, czego nie da się zapomnieć. Gdy już było po wszystkim nie odczułam ulgi, że przestaną się do mnie zbliżać z tą wielką strzykawą, ale zrozumiałam, że w gruncie rzeczy nikogo nie obchodzi, czy wyrosną mi z uszu te zielone, a potem włochate, optymistyczne kuleczki. Dlatego nie chcę ich w pobliżu. Podobnie zajączków i takich tam. Poza Wielkanocą mogą być, choć co do kurczaczków, nie, one śmierdzą i są zakaźne! 🙂 Znaczy co, że nie wyrosłyby mi bazie z uszu? A nie uczyli Was jak byliście mali, że połknięta pestka zmienia się w brzuszku w sadzonką, a człowiek w pierniczony orchard? No cóż, może tylko ja miałam zombiedzieciństwo 🙂

I to oblewanie… jeszcze jak człek był dorastającym osobnikiem, to kręciło go lanie przez płeć przeciwną, ale czemu robiła to rodzina – to był obciach, a obciach w tym nastoletnim wieku to koszmar!!! Czasem i kraniec świat, z którego zawraca się dopiero po wielu latach… a czasem i nie.

Bynajmniej unikam Wielkanocy jak tylko mogę. Co jest dość dziwne. Przecież i Ozyrys i powieszony Odyn, ale to wszystko przynależy początkowi wiosny, a nie temu wszystkiemu. Ech! idę czytać 🙂 Od dziś wkraczam w ramiona jednego z moich ulubionych autorów Tada Williamsa!

Ale najpierw przyznam się do pewnego zaskoczenia. Była nim książka Bree Despain „Dziedzictwo mroku”. Muszę przyznać, iż choć należy do tego gatunku w typie: nastolatka, pierwsza miłość i wilkołak/wampir/anioł (w tej wersji odpowiedź pierwsza), to jednak jest dobra. Ten sposób pisania, tonowania napięcia, przedstawienia bohaterów… ale jednak przede wszystkim owo subtelne dopracowanie psychiki postaci. To, że w rzeczywistości nic nie wiemy od samego początku wszystko jest tajemnicą, niby nie jest zaskakujące, ale autorka ma wspaniały dar montowania fabułu tak, by nas nie tyle zaskoczyć, co wciągnąc do dyskusji, ocenić postępowania bohaterów. I ta główna bohaterka, tak specyficzna, posiadająca system wartości, ale jednak i zwykła nastolatka. Jakoś to wszystko takie bardziej naturalne i prawdziwe…

To naprawdę dobra książka!!!

PS. Zmiana planów, jednak będziemy czytać Trzy Wszystkie – czyli ja jak zwykle na raz książki dwie 😉 Taki lekko rozrzut, ale co tam, jak się ma tyle osobowości, tyle kawałków duszy uleciało zostawiając napis: FOR RENT… że trzeba do tego było przywyknąć 🙂 czyli jeszcze: „Córka alchemika” Katharine McMahon.

PS. ALE TYM CO ŚWIĘTUJĄ I POTRAFIĄ ODNALEŹĆ W TYCH ŚWIĘTACH TO CO MI MOŻE UMYKA… BAWCIE SIĘ, MOŻE OBJEDZCIE, MOŻE DUCHOWO ODNAJDŹCIE INNĄ DROGĘ… ODPOCZNIJCIE!!!


Ten wpis został opublikowany w kategorii Bez kategorii. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

Dodaj komentarz