Pan Tealight i Wiedźma w Szklanym Zamku…

„W Szklanym Zamku na Szklanej Wieży, w świecie leżącym pomiędzy tak wieloma światami, że nie ma szansy by je zliczyć… zamknięto Wiedźmę Wronę Pożartą. I to podobno za jej zgodą.

Pan Tealight nie był co do tego w pełni przekonany, ale jednak jakoś nie mógł jej powstrzymać. Znowu przecież wyruszyła w dziwny świat rozciągający się, pulsujący całkiem innymi rytmami, choć i jakoś podobno, świat Poza Wyspą, którego on starał się unikać, ale jednak tym razem nie mógł jej ot tak, po prostu opuścić. Oj nie… tym razem miał jej pilnować.

I to bacznie.

Nie mogli sobie pozwolić na to, by ktoś ją porwał, skradł, tudzież nawet i uszczknął kawałeczek jej jestestwa. Bo ostatnio, gdy była w tym miejscu, bo to nie był pierwszy raz, co było przerażającą aberracją, coś takiego się stało… i coś się zmieniło. Coś więcej niż przewidywali. A teraz… siedziała w tym zamku na tej wieży z onymi schodami śliskimi gdy pada, ze strumieniami plumkającymi dookoła niej, gdy leje i skałami, które zdają się aż nazbyt mocno ją tulić… chcieć jej.

Pragnąć.

Bał się…

Bał się, że nie wróci.”

(„Sklepik z Niepotrzebnymi” Chepcher Jones)

Przejazd…

Bycie pasażerem jest boskie. Naprawdę polecam. Znaczy, nie jak wtedy, gdy wam zaklejają ryj taśmą, nie… i więżą i takie tam… Chociaż podobno niektórzy to lubią, na serio. Są i tacy, ale nie mi oceniać. Jak drzew nie wycinają, nie palą papierochów mi w nos, nie smrodzą, nie rodzą milionów dzieci, to co mi tam. A niech się seksualnie pobawią. A co… należy im się pewnikiem.

Ale tylko za obopólną zgodą!!!

No ale miało być o pasażereniu się bez obawy i z zabawą. Bo wiecie, właściwie można wtedy wszystko. Pewno, że kierowcy przeszkadzać nie wolno, więc głośne wycie na autostradzie odpada, ale jednak… przecież sama autostrada i tak głośna, więc… można pośpiewać. Albo posłuchać i pośpiewać. Zwinąć się w kłębek na siedzeniu przednim lub tylnym. Wyłączyć się całkowicie… po prostu. I patrzeć. Patrzeć na samochody, na ludzi w nich albo inne tam byty. No i pogapić się na skały. Bo wiecie, znowu jedziemy w Szwecję. W końcu blisko i język taki podobno.

No dobra, z tym językiem to tak połowicznie. Niby podobne, a jednak nie. Bardziej śpiewnie jakoś i skocznie tak, jakby oni zawsze mieli być weseli… ciekawe, czy są? Znaczy no wiecie, tak naprawdę? Mija człowiek pola pełne trawy wyschniętej, bo u nich też susza nabroiła. Lasy połamane, popalone i takie tam. Ale krowinki są i owce, tylko że gdzieś daleko i jakieś takie malutkie i ogólnie mówiąc tak ich niewiele jakoś, bo to przecież autostrada. Ciężarówki i wariaci. Mało kto blimka tym tam migaczem zmiany strony. Mało kto zważa na wszystko inne… więc i żywizna pewno unika tych okolic.

Tylko ten pęd.

120 na godzinę, po norweskiej stronie ino 100…

Ale jesteś przecież pasażerem…

Oczywiście wyjeżdżając z Wyspy na wakacje, czy jak w moim przypadku by pomacać ryty naskalne z epoki brązu najlepiej lub wcześniejsze… najpierw trzeba wpakować się na prom. I wiecie co, Leonora Christina zaliczona ostatni raz. Dziwnie to może brzmieć, ale naprawdę ostatni raz. Zmienia się przewoźnik, a Leonora podobno będzie teraz szaleć na Kanarach czy Hawajach innych jakichś. Ciekawe, czy się jej spodoba. Będę tęsknić. To już trzeci prom, za którym będę tęsknić…

Dziwne.

Czy kiedykolwiek bym pomyślała, że akurat promy, których się boję i na których wywraca mnie na drugą stronę, staną się częścią mojego życia? Nie… no na pewno nie. Ludzie, gdzie tam, w życiu!!! Ale jednak stały się częścią mojej, marnej może i nic nie wartej i ogólnie mówiąc porąbanej, poplątanej i tak dalej, egzystencji. Ogólnie, życia. Całego, pełnego życia. Hmmm…

No ale, jak już człek przetrwał lekkie bujanie, a potem pożegnał się z promem nabywając pół kilo emenemsów, to zaczęła się droga w znane. No i nieznane trochę. Wiecie, na północ jechaliśmy przecież nie pierwszy raz. Właściwie, to jedziemy w to samo miejsce co rok temu, ale tak nie do końca. Bo przecież nie wszystko zobaczyłam, muszę jeszcze coś sprawdzić i może… może w końcu łosia zaliczę?

Ale jako pasażer!!!

Bo chociaż bycie pasażerem pozbawia na pewno kontroli, to wiecie, wspomaga podglądactwo. A nawet przy dużej prędkości ono podglądactwo ma się dobrze. No i jeszcze te tunele. Cudne takie. W skale wykute, obrośnięte brzózkami puchatymi, miejscami zdechłym z suszowych powodów… I te fiordy, tu raczej rozlane i niskie, może i w oddali, i te rzeki, mosty i ten rytm i jego brak.

Tak… lubię być pasażerem.

Ten wpis został opublikowany w kategorii Bez kategorii. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.