Pan Tealight i Depresja Seryjna…

„Właściwie to Depresja nabyła sobie Seryjnego Mordercę, którego też miał Sklepik z Niepotrzebnymi w swoim składzie. I tak, nieczęsto się to zdarzało, że coś takiego miało miejsce, znaczy wiecie, kupno/sprzedaż… ale tym razem jakoś razem sobie przypadli do gustu, więc Pan Tealight nie mógł się im sprzeciwić.

O to w końcu tutaj chodziło…

Wiecie, nie żeby właściwie brakło na nich zapotrzebowania, znaczy na morderców i to seryjnych, ale jednak… jak zwykle z osobnikami, bytami tego miejsca było, ten też był dość specyficzny. A może nie tylko specyficzny, a nadzwyczaj protekcyjnie porąbany? No i był babą, a to oznaczało, że jego czy też jej, wyjątkowość jest niesamowicie specyficzna i może dlatego tak pożądana?

… że nie rozumiecie, dlaczego świat ich potrzebował?

No cóż.

Po pierwsze był przeludniony, po drugie seryjny dobry killer zawsze posiadał wysoką inteligencję, a po trzecie, no wiecie, czymś trzeba zapełnić gazety, blogi i wszelakie takie tam. Świat potrzebował wieści, wszelkiego strachu przymuszającego go do kupowania, do zalepiania dziwnych dziur w sobie i tak dalej, więc takowy killer nie zagrzał długo miejsca w Sklepiku z Niepotrzebnymi. Nie żeby reszta nie była zdolna do takowych postępków, ale wiecie, to byli totalni amatorzy!!!

Ona była wybitna.

Zaliczyła już tyle trupów i wciąż jej nie złapali, wciąż jeszcze była na wolności, nawet jej nie podejrzewali, więc… z Depresją Seryjną było jej bardzo po drodze. Miały tą samą trasę, oną samą mapkę i jeszcze GPSa. Po prostu były jak te dwa puzzle, jak dziura i pasująca do niej zatyczka, jak flaszka i wódeczka… jak… no wiecie sami jak to jest. Gdy się znajduje to coś, oną symbolikę, tę więź, to kołatanie serca i łatanie dziury, o której istnieniu nie miało się nawet pojęcia.

Gdy tak razem odchodziły, przez chwilę Pan Tealight miał jakieś dziwne przeczucie, ale zaraz mu przeszło, więc zwalił to na zgagę. Pasztet mu Wiedźma Wrona Pożarta przywiozła z zagramanicy, wiecie polski taki, więc to pewno to. Zbyt wiele masła, bułek z kiszonymi ogórkami i pasztetu…”

(„Sklepik z Niepotrzebnymi” Chepcher Jones)

Ciepło…

Pogoda słoneczna, miejscami wieczorem mglista. Od ponad miesiąca jakoś nie chce się zmienić i nagle przychodzi havgus i wszystko powala. Tak gęsty, że człek popełnia mistrzostwo Guinnessowe w wymiarze klęcia tych co świateł na drodze nie używają. A jednocześnie, jest po prostu oszołomiony. Musi stanąć na wzgórzu, spojrzeć w dal, która nagle tak bardzo jest bliska. Na wyciągnięcie ręki, ale też jednocześnie jest tak niestabilna. Wystarczy dmuchnąć, pomachać rękami i… nic się nie dzieje. Oj nie, na tą mgłę nie masz wpływu. Nic z tego. Ona ma własny rozum, więc posłuchaj jej i popatrz.

Bo jest piękna.

Ponad lasami, drzewami, polami i dachami przetaczają się burzany, kołtuny i fale…

Mleczne i całkiem białe.

Z innej mańki… wstrząsy.

No właśnie, nie pisałam o nich wcześniej, bo pierun wie o co chodziło, ale nie da się zaprzeczyć, że wszyscy je odczuli. Coś jak trzęsienie ziemi, a mieliśmy takie chyba dwa lata temu, ale nie do końca. Bardziej trzęsienie ziemi powiązane z wybuchem poziemnym, czy też podmorskim.

Jak na razie wszyscy wszystkiemu zaprzeczają. Wojsko twierdzi, że to jeszcze nie ich czas, a nawet jeżeli to oni nie aż tak – strach pomyśleć, co tak naprawdę robią – a państwo w ogóle nie odnotowało wstrząsów. Naukowcy też nie kumają o co biega, chociaż coś poczuli, więc… więc albo wszyscy coś wiedzą, ale nie wolno im powiedzieć i ogólnie mówiąc wolą zamieść problem pod dywanik. I to nie dywanik modlitewny. Albo… i nie wiem co gorsze, naprawdę nikt nic nie wie.

Kurde…

Tak na chłopski rozum, to mieszkamy w tak dziwnym miejscu, że wszystko się może zdarzyć. To jednak świat podzielony na nader świeży i nader bardzo stary. Linię każdy sobie może odwiedzić i stanąć na młodszej nogą prawą i lewą na starszej. Dodając do tego cały ten syf, który leży na dnie i unosi się, oraz kombinacje Rosjan… ekhm, może rzeczywiście lepiej przyjąć hipotezę o wykluciu się nowego Krakena? No wiecie, może to i fantastyka, ale czy na pewno? W końcu tutaj syreny to nie do końca fikcja, raczej coś jeszcze nie do końca zbadane.

A w ogóle, znowu księżniczka nas odwiedzi

Wiecie, taki klimat i tyle. Z jednej strony są ludzie przeciwni, z drugiej ci, którzy rozumieją pewne niuanse raz także i ci, którzy zwyczajnie są monarchistami. I tyle. Niektórzy przyjdą popatrzeć, inni znowu kompletnie to oleją i już. Tak po prawdzie, śliczna z niej kobieta, a już do śmiechu dzikiego mnie oprowadza ja zagraniczni nie potrafią onych dwóch Maryś rozróżnić. Jedna z Tasmanii i ma na imię Mary, druga z Francji i zwą ją Marie… Niby proste, ale w mediach istnieje jakaś moda, może mająca wyrazić kompletną negację i odepchnięcie korony, nie wiem, ale serio, jak można je mylić. No dobra, obydwie piękne i ciemnowłose, ale serio…

Pole słoneczne…

Czyli wracamy do ekologicznych nowości. Ale najpierw taka tam romantyczność wsteczna. Wiecie, dawno dawni dawno temu Dania miała być państwem czystych energii i takich tam. Wprowadzanie aut elektrycznych miało być jedną z najważniejszych linii rządu, do tego oczywiście wiatraki i zniżki oraz dopłaty do baterii słonecznych dla plebsu. Wcześniej jeszcze zbanowali zwyczajowe sposoby ogrzewania domów i ogólnie ludzie jak zwykle dostali po kieszeni. Wielu myślało, że baterie będą rozwiązaniem, ale okazały się rozwiązaniem nazbyt dobrym. Nagle ludzie zaczęli mieć prąd za friko, bo szybko zwracały się im koszta, więc obecnie… Nie no, wciąż się opłaca mieć baterie, szczególnie przy tych słonecznościach totalnych wariujących tutaj od kilku lat, ale nie jest to już tanim rozwiązaniem. A czy ekologicznym. Ech, nie do końca. Ale nie dołujmy się, przecież nastawiali wiatraków, właściwie wszędzie…

No właśnie, wiatraki.

Czy istnieją badania, które ukazują ich wpływ na środowisko, na populacje ptasie, na wszelakie ruchy powietrza i prądy morskie? No przecież większość z nich stoi w morzu. I to ty, co się rzęsie. Znaczy dno się mu telepie, no wiecie… Mniejsza, wiatraki są, a za prąd wciąż bulimy jak za powietrze. Ogólnie mówiąc podatek jest od wszystkiego, a choć podobno w Danii darmowe są i winny być mosty, to jednak prom nadal pieruńsko drogi. Mają być zniżki dla starszych, ale pewno sama się zestarzeję do mumii do tego czasu i gdzieś będą miała ruszanie się.

Żem przeciwna ekologii?

Nie.

Ale brakowi zdrowego rozsądku i myślenia długofalowego, a nie od razu krzyczenia: hurrrrrra, robimy wam dobrze. To tak. Gdyby mnie było stać miałabym baterie. Naprawdę. To świetny pomysł. Przede wszystkim stajecie się przynajmniej częściowo niezależni. Jeszcze gdyby były baterie przechowujące zgromadzoną energię, oj to pewno już anarchia, co nie? W końcu państwo karmi się dopłatami do energii, że aż mu trzeci podbródek rośnie. Ale mnie nie stać, więc… oszczędzam. Wyłączam, nie używam, odpycham se od ust…

Miało być jednak o polu. No więc pole urosło. Urosło sobie ono pole i zakwitły na nim te wielkie panele słoneczne. I teraz taka dziwna myśl, sorry, ale zawsze na wszysto patrzę spod dziwnych kątów, nawet tych najbardziej porąbanych. Czy nie będzie to wpływać na samoloty i ptaki? Wiecie, takie zajączki światła. Oślepienie, dezorientacja. Z jednej strony świetny pomysł, jest takie cudo przy pastwisku w Paradisbakkerne by zasilać płot. Genialna sprawa, ale stoi sobie tylko jedno. Jak ekosystem zareaguje na całe pole. Nie no, pewno gorzej niż te GMO nie będzie…

Może?

Ten wpis został opublikowany w kategorii Bez kategorii. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.