„Wszystko zaczęło się od kolejnej kłótni pomiędzy Księżniczkami, Królewnami Po Best Before i Wiedźmami z Pieca. Gdy tylko coś ono zawisło w powietrzu, wiecie, to coś, co sprawia, że się baby za kudły biorą, bo akurat mają taką ochotę, ono dziwne coś, co na sekundy przed rozpoczęciem wszystkiego ostrzega tych o zawsze niespokojnych duszach… Wiedźma Wrona Pożarta od razu złapała Pana Tealighta za jego nowy sweterek z dziwnie tęczowym golfikiem i zbyt długimi rękawami i obydwoje dali wszystkie posiadane i te wymarzone, nogi z miejsca zdarzenia. Serio, żadne z nich nie chciało brać w tym udziału.
Czy stchórzyli?
To oceni przyszłość, Jebana Historia, Wszelaka Ocena i takie tam… wiecie, one gromady ludzi, które wolą patrzeć na innych, niż na siebie i wydawać opinie. Cenzurki wypisywać, znaczki skarbowe na nie lizać i tak dalej. W trakcie lepiej uciekać, a nie stać jak durny i być wielce tam Świadkiem Historii. To się serio nie opłaca, naprawdę. Oni przekonali się o tym już tyle razy, że woleli…
Nawiać.
Zresztą, gdzie bab się tyle bije, ta co spieprzyła korzysta!!!”
(„Sklepik z Niepotrzebnymi” Chepcher Jones)
No dobra, znowu poranek zaśnieżony.
Tak wiem, wiosna.
Ale trudno oderwać wzrok od tego wiatraka, żywopłotu, lasku w niewielkiej oddali, pola z mewami, wron, ptaszków w karmniku, ptaszków dookoła karmnika, choineczek w doniczkach i innych drzewek… onych czereśni… moich najpiękniejszych strażniczek, trawnika, głównej choinki, światełek, co dogorywają w carporcie… wszystkiego obsypanego puchem, z poduszeczkami na gałązkach, cudownie jakoś tak opudrowanego, olukierowanego.
Po prostu bajka!!!
Nie da się nie zachwycać.
Zresztą, nie czekam na wiosnę. Nie jestem zainteresowana jej ofertą i tak dalej. Gdzieś mam jakąś dziwną radosność, którą to podobno ma przynieść – jak co roku – i szczerze nienawidzę tych świąt!!! Po prostu no nie wiem co ze mną nie tak, znaczy wiem, nie lubię porodów i tyle, zmian oraz wszelkich opisów chrześcijańskich, ale… żeby aż tak tego wszystkiego nienawidzić? Przecież są króliczki, kurczaczki… bleee, małe kurczaczki strasznie cuchną, trzeba je pod lampą trzymać i wciąż srają, yyyy, może to dlatego, że to wiem? Kurcze, możliwe. No i te owieczki, baranki, krzyżyki niemoje.
Nie… to nie dla mnie.
Omijam więc świąteczności.
Na szczęście u nas są one skromne, w sklepach z każdym rokiem coraz mniej, jakby puchatość króliczków i dziwna niewinność owieczek – wiecie, cały ten poganizm, pod którym podpisuje się obecnie tzw. Kościół, był naprawdę nie na czasie… i wiecie, spacerowe. Żadnego gotowania, sprzątania, po prostu wolne i już. W końcu można się wyspać, odpocząć i jeszcze może się wiecie, mocniej wyegzaltować z onej, dziwnie bolesnej, codzienności?
Księżna Koronna się spojawiła, ale pogoda nie dopisała.
Biedna H. K. H. Kronprinsessen Mary wyglądała jak zwykle ślicznie, o wiele młodziej niż brytyjska Catherine, która jest przecież wyłącznie diuszesą, przynajmniej na razie; w także zielonym płaszczyku – czy to moda, czy wspomnienie po świętym Patryku – wysokich botkach i rozpuszczonych włosach. Przy niej to wszyscy wyglądają jak dziunie. Serio, nabrała onego królewskiego szlifu. Nie żeby patrzyła z góry na ludzi, wywyższała się, czy coś, wprost przeciwnie, ale wiesz, że koleżanki do szklanki z niej nie będziesz miał. Po co przybyła? No wiecie, poświęcić to ono widowisko, które pochłonęło masę milionów, ale dziury w drogach nadal mamy. Jaki sens w tym wszystkim? Ja chyba nie widzę. Znaczy kompletnie żadnego nie widzę. Bo taką kasę, TYLE kasy można było wydać inaczej. Na ekologiczność, czystość, na wszelakie uturyzmienie leniwości Tubylców…
Można było…
I tyle.
Dobra, zgadzam się.
Ono cudo jest fascynującym pokazem architektury serio, ale to co musieli zniszczyć, te skały, drzewa i tak dalej, to strasznie mocne poświęcenie… dla mnie zbyt wiele. Że niby ruiny teraz lepiej widać? Bez przesady, przedtem też było je widać. Tylko wiecie, trzeba było ruszyć tyłek, a teraz, teraz ludzie będą parkować i siedzieć i się gapić nie ruszając dupsk kompletnie. No i drogi… właśnie, jak ich wytrzęsie na tych naszych obecnie drogach, to ja nie wiem czy wciąż dobrze będą się czuli. I wiecie, czy docenią całe to oplevelse. Czy będzie im się chciało czytać tabliczki?
Może w weekend uda mi się obejrzeć wszystko. Czwartkowe otwarcie mimo wszelakiej darmochy nie przyciągnęło tłumów z logicznego powodu – tłumy w robocie były. No kto to widział robić takie rzeczy w dzień całkowicie roboczy i kończyć je dokładnie wtedy, gdy ludzie wracają do domów? Ech… widać braci pracującej się muzyczki i inne tam darmoszki nie należą, jak zwykle.