Morze Wiedźmy Pożartej Przez Książki…

Morze wyszło z siebie i w postaci ciężkiej mgły opadło na domy i pola; otoczyło drzewa, wilgocią spowolniło ptaki; naznaczyło kamienie, których nie sięgały Fale – Posłanniczki… Posmakowało unoszących się w powietrzu zapachów, wsłuchało się w najcichsze nawet odgłosy i cichutko przycupnęło pod parapetami. Morze podsłuchiwało. Ciekawe najnowszych ploteczek, spragnione ludzkiego krzątania się i owej specyfiki tych, którzy w nim tak często tonęli, choć i unosili się na powierzchni… samo zatonęło w człowieczeństwie.

Garść słonych drobin przysiadła i na zatkanym kominie „Sklepiku z Niepotrzebnymi”. Zawsze tutaj Morze bawiło sie najlepiej. Gdy inne jego cząsteczki przewałały się kłębami po drogach, zatrzymując ruch i wdychając spokój, te, któe decydowały się na przystanek u Pana Tealighta, specyficznego sprzedawcy… wiedziały, że na pewno czeka je jakaś przygoda.

Pan Tealight przez dłuższą chwilę podziwiał tworzone przez Morze mgliste formy. W końcu zdecydował się i wyposażony w malutki wachlarz, z nieodłączną odciętą główką u stóp, otworzył drzwi.

Część Morza od razu wlała się do Sklepiku. Oblepiła stare, niechciane Wiedźmy, kociołki z dziurawymi dnami i Księżniczki bez cnoty. Jednak mniejszy kłąb jak zwykle zatrzymał się w progu. Wydawało się, że się uśmiecha. Nie, Pan Tealight był pewien, że się uśmiechnęło. Niewiele myśląc, bo na to zawsze jest czas… polizał kłąb.

A Morze posmakowało Pana Tealighta.

I zmieniło się…”

Ten wpis został opublikowany w kategorii Bez kategorii. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

Dodaj komentarz